Mieczysław Korbasiewicz urodził się przed II wojną światową w Rybniku. Jego ojciec, pochodzący z Poznańskiego, wiedziony głosem serca, ożenił się z rybniczanką, zamieszkał na stałe w wolnym – po powstaniach śląskich – polskim mieście Rybniku w 1929 roku. Ojciec Mieczysława – Feliks, ciężko przeżył wojenną hekatombę. Jako niebezpieczny Polak uciekał przed nazistami, w końcu pojmany i uwięziony m.in. w Auschwitz. Cudem ocalał. Wrócił po wyzwoleniu do rodziny w Rybniku, do nastoletniego Miecia. Będąc znaną osobistością w kręgach powojennego rybnickiego Rzemiosła, zadbał o wykształcenie syna. W końcu zmarł w 1988 roku. Jego syn Mieczysław po skończonych studiach AWF w Krakowie pracował w Rybniku jako nauczyciel, a także wychowawca usportowionej młodzieży, między innymi "u Hanki", w dzisiejszym Liceum im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Szybko znalazł też swoje miejsce w wielosekcyjnym klubie ROW, gdzie działał aktywnie do końca jego istnienia.
Śp. Mieczysław Korbasiewicz
Podłamany śmiercią byłego wybitnego działacza, Jego przyjaciel red. Adam Jaźwiecki wspomina: …"tamte dobre czasy, czasy dobrych dni, tytułów mistrzowskich górniczej kuźni made in Rybnik. Korbasiewicz był serdecznym kowalem tych sukcesów. Był…" Mieczysław Korbasiewicz – jeden z najbardziej oddanych działaczy w klubie sportowym ROW Rybnik od początku lat siedemdziesiątych, działał nie tylko na rzecz świetności sekcji żużlowej. Zajmował się także futbolem i szczególnie prężną sekcją judo. Był sekretarzem klubu, a potem wieloletnim wiceprezesem. Prawie cała imponująca historia KS ROW (lata 1964-91) związana jest także z osobą ofiarnego działacza Mieczysława Korbasiewicza. Człowiek dużego formatu, którego skalę dostrzeżono także w Warszawie. Był członkiem centralnych struktur związku judo oraz aktywnym członkiem Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Zmarł z końcem lipca br., nie dożywszy lat 74. Oddajmy Cześć Jego Pamięci!
Pani Maria Maj była prostym człowiekiem, towarzyszką życia żużlowca. To wiele znaczy, zwłaszcza, gdy mowa jest o czołowym żużlowcu w Polsce, którego bogata kariera przypadła na okres ponad dwudziestu lat powojennych. Joachim Maj poznał złotowłosą Marysię z Nowego Bytomia i ożenił się z nią tuż po wojsku, w 1955 roku.
Tworzyli wyjątkowo piękną parę. Urodziły się dzieci: córeczka Bożenka i synek Mariusz. Gdy już mąż szykował się do zakończenia imponującej kariery, okraszonej Złotym Kaskiem, wieloma medalami mistrzostw Polski, a także medalem mistrzostw świata, to 1 maja 1969 roku doszło w Bydgoszczy do nieszczęśliwego wypadku na torze, podczas meczu ligowego. Życie Joachima Maja zawisło na cienkiej nitce nadziei, opartej na miłości i wierze. Zrozpaczona Maria zostawiła dzieci, w tym Bożenkę szykującą się do uroczystości I Komunii Świętej, pod opieką dobrych ludzi i pojechała do umierającego męża. Czuwała nad nieprzytomnym dniami i nocami, ratowała go, gdy nocami krztusił się własną śliną, co wspominali z podziwem bliscy, a sama Pani Maria zbywała machnięciem ręki. – Tylko tyle mogłam dla męża zrobić, i jeszcze modlić się za niego – powiadała cicho. Po czterech tygodniach Joachim Maj zaczął powoli powracać do świata żywych. Pełny powrót do zdrowia, z odzyskaniem dawnej pamięci, samodzielnym chodzeniem, jazdą samochodem, trwał prawie okrągłe pięć lat, choć oczywiście dawna sprawność nie wróciła już nigdy.
Śp. Maria Majowa
Co oznaczały dla pani Marii te pięć lat życia rodzinnego? To tylko tak naprawdę Ona sama i jeszcze Bóg jeden wie. Małe dzieci w wieku szkolnym, rozpoczęta budowa domu, odcięcie środków finansowych, nie licząc marnych odszkodowań za utratę zdrowia przy uprawianiu sportu. Licha renta, ogrom wydatków. Pani Maria pomaga przy budowie, miesza wapno, przesiewa piasek, produkuje kamienie, nosi cegły. Dodatkowo idzie do pracy w handlu, co ratuje całość rodziny. Dom wreszcie stoi, dzieci rosną, mąż staje się pomocny przy zakupach, zaopatrzeniu domu – życie wraca do normy. Syn wykazuje chęci do pójścia śladem ojca, uprawiania speedway’a. Bez pytania o zgodę ojca trenuje w rybnickim klubie – ma talent. Ale przychodzi koniec karnawału Solidarności. Dzień 13 grudnia 1981 roku – początek stanu wojennego – Marię i Mariusza Majów zastaje w Austrii. Matka wraca z Wiednia pospiesznie do męża Joachima, syn przedostaje się do Niemiec i tam osiada na stałe. Zostaje uznanym żużlowcem, także na długich torach i na trawie, zostaje m.in. młodzieżowym wicemistrzem Niemiec, zdobywa tytuł mistrza Bawarii, co równoznaczne jest z mistrzostwem Niemiec, bo poza bawarskim landem speedway praktycznie nie istnieje z zaodrzańskim kraju. Karierę kończy w wieku 25 lat z powodu upadków i kontuzji. Maria Maj przeżywa niebawem kolejny dramat, bo również córka opuszcza rodziców, wychodzi za mąż i emigruje na Zachód. Maria i Joachim Maj zostają sami. Na szczęście dzieci z wnukami są bardzo częstymi gośćmi domu rodziców, tak samo jak szerokie grono przyjaciół (z Janem Malinowskim, który był kolegą z toru pana Joachima, ofiarnie wspomagającym go i małżonkę po owym koszmarnym wypadku) oraz serdecznych, życzliwych sąsiadów.
Uśmiech zawsze gościł na pogodnej twarzy steranej życiem heroicznej Pani Marii, nigdy się na nic nie skarżyła, zawsze w rozmowach usuwała się w cień, chętnie mówiła o mężu, o jego karierze, licznych perypetiach, dramatach, rozterkach. Pan Joachim, pytany o zdrowie, powtarzał: Dobrze się czuję, ale to zasługa tej pani – z uśmiechem wskazując ręką na zakłopotaną małżonkę. Świetnie orientowała się w środowisku, na zdjęciach bez pudła rozpoznawała ludzi sprzed 50 lat, lepiej od samego Joachima. Jeszcze tak niedawno, wiosną tego roku, ze szczerym serdecznym uśmiechem na ustach zapraszała mnie do swego gościnnego domu, gdzie mieliśmy znów we troje pogadać sobie o starych dziejach powojennego żużla w Rybniku. Niezbadane są wyroki boskie. Dnia 7 sierpnia br. Maria Maj odeszła do Pana. Kondolencje dla pana Joachima!
Joachim Maj 2008 r.
Wiadomość o śmierci zacnej Pani Marii ścięła mnie z nóg, wciąż nie mogę dojść do siebie. Pocieszam się tylko, że taki Człowiek musi z tego łez padołu pójść wprost do Nieba. Tak Jej dopomóż Boże Wszechmogący!
Stefan Smołka
PS.
1. Dziś – 21 sierpnia Joachim Maj obchodzi swoją kolejną rocznicę urodzin. Dużo zdrowia Panie Joachimie! Życzliwego wsparcia bliskich, oddanych Tobie ludzi!
2. Swoje 25 urodziny obchodziłby dziś również śp. Łukasz Romanek – czysty żużlowy brylant, który dwa lata temu odszedł, zostawiając nas w szoku samym sobie. Przestańmy gwizdać na żużlowców, którym chwilowo "nie idzie"! To powinien być spadek, który nam Łukasz po sobie już na zawsze zostawił.
3. Niech swoje niespodziewane złoto MMPPK – otarcie gorzkich łez – Michał Mitko i Patryk Pawlaszczyk zadedykują Panu Joachimowi i pogrążonej w smutku rodzinie oraz bliskim Łukasza Romanka!