Siedlecki ślad
Nie wiem, z czym przeciętnemu kibicowi kojarzą się Siedlce, nie były jednak nigdy i nie są sportową pustynią. To właśnie tutaj swoją drogę do sławy zaczynali między innymi: bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski i renomowanych klubów Europy Zachodniej - Artur Boruc, jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich lekkoatletek ostatnich lat - Lidia Chojecka oraz, wcześniej, legenda polskiego hokeja, bohater pamiętnego meczu Polska-ZSRR na mistrzostwach świata w Katowicach w 1976 roku - Wiesław Jobczyk. Ale Siedlce pozostawiły także ślad na żużlowej mapie naszego kraju. Może niewielki, ale jednak na tyle wyraźny, że warto go przypomnieć.
Wszystko podobno rozpoczęło się od podróży do stolicy, do której jesienią 1948 roku wybrała się grupka siedleckich entuzjastów sportów motorowych. Byli to działacze założonego rok wcześniej Podlaskiego Klubu Motorowego. Pojechali na mecz żużlowy na stadion przy ulicy Wawelskiej, wówczas prawdziwą Mekkę polskiego żużla i sport ten spodobał im się tak bardzo, że postanowili wyścigi torowe zorganizować także w swoim mieście. Jak pisze w swojej pracy poświęconej klubowi "Pogoń" siedlecki dziennikarz Sławomir Kindziuk, rok później rozpoczęto budowę toru na stadionie ówczesnego "Ogniwa", a pierwsze zawody żużlowe miały się odbyć w Siedlcach w 1950 roku.
Zachowała się krótka notatka prasowa z pojedynku miejscowych, występujących pod szyldem "Kolejarza" z lubelskim "Ogniwem". - Goście ponieśli zasłużoną i niespodziewaną porażkę 34:63. W drużynie Ogniwa wystąpili Szwendrowski, Pruchniak, Michalec, Drabik, W drużynie miejscowych Bańkowski, Brzozowski, Zowczak T, Zowczak Z. Drużyna siedlczan wyrównana, w poszczególnych biegach zawsze potrafiła uplasować się na czołowych miejscach. Zawodnicy siedleccy wykazali lepszą technikę jazdy i brawurę. Ponadto poszczególne biegi rozwiązywali dobrze taktycznie w jeździe zespołowej. Zawodom przyglądało się ponad 3 tysiące widzów - możemy w niej przeczytać.
Miejscowi zawodnicy, których czołówkę stanowili między innymi Tadeusz Zowczak, Wiktor Brzozowski, czy Wacław Kucharek potykali się w towarzyskich meczach z rywalami z Lublina, Jarosławia czy Piły, a ich spotkania cieszyły się sporym zainteresowaniem miejscowych kibiców. Swoją lokalną renomę miały doroczne zawody indywidualne o Puchar Prezydenta Siedlec. Miały jednak żużlowe Siedlce ogromnego pecha, podobnie zresztą jak wiele innych ośrodków w Polsce w tamtym czasie. Oto władze motorowe postanowiły, że w lidze jeździć będą nie kluby, jak dotychczas, ale reprezentacje zrzeszeń. Spowodowało to sytuację, w której w wielu miejscach praktycznie zlikwidowano żużlowe drużyny. Tak było także tutaj. Ale nie znaczy to wcale, że miejscowi zawodnicy odstawili definitywnie motocykle do garażów. Najlepsi z nich trafili bowiem początkowo do Rawicza, gdzie swoją siedzibę znalazło zrzeszenie "Kolejarz". I tak w składzie drużyny z miasta Floriana Kapały i Mariana Spychały na rok 1952 można znaleźć nazwiska Tadeusza Zowczaka oraz Wacława Kucharka. Potem zawodnicy z Siedlec zasilili ekipę stołecznych Budowlanych, przemianowanych następnie na Skrę. W jej barwach spotykamy między innymi ,obok wspomnianych wcześniej zawodników, także Wiktora Brzozowskiego oraz Zbigniewa Witwickiego.
Ale w samych Siedlcach tor istniał jeszcze przez kilka lat po rozwiązaniu sekcji i odbywały się tam zawody, między innymi ligowe mecze Kolejarza Rawicz, czy też Budowlanych Warszawa. Pod koniec lat 50-tych była podobno spora szansa na reaktywację sekcji w Siedlcach i jazdę zespołu z tego miasta w rozgrywkach ligowych. W stolicy postanowiono bowiem zlikwidować speedway na Skrze i przenieść go do miasta nad Muchawką . Działacze Polskiego Związku Motorowego mieli zaproponować przekazanie motocykli żużlowych z rozwiązanej sekcji Skry, kusili także dotacją finansową na dobry początek. Niestety nikt w Siedlcach nie podjął rękawicy, a przecież w tamtym czasie w kilku polskich miastach powstały nowe ośrodki, istniejące do dnia dzisiejszego. Kto wie, może gdyby wówczas niektórym ludziom nie zabrakło wizji i odwagi, ligowy team istniałby w tym miejscu do dziś?
A tak, żużlowy tor, który gościł wielu znakomitych zawodników, z dwukrotnym mistrzem Polski i pierwszym Polakiem, który pokonał mistrza świata - Włodzimierzem Szwendrowskim na czele, zamieniono na lekkoatletyczną bieżnię. Aby jednak nie kończyć tych wspomnień smutnym akcentem słów kilka poświęćmy postaci , której nazwisko już przytoczyłem w tym tekście. Chodzi o Wiktora Brzozowskiego, który okazał się najbardziej utytułowanym zawodnikiem, wywodzącym się ze środowiska siedleckiego. Otóż po wspomnianym rozwiązaniu stołecznej Skry, Brzozowski trafił do Rzeszowa. Miał szczęście, tak przecież w sporcie potrzebne, bowiem tam właśnie rodziła się nowa potęga polskiego ligowego żużla. Mowa oczywiście o zespole Stali, który w latach 1960-1961 zdominował krajowe rozgrywki zdobywając dwa z rzędu tytuły Drużynowego Mistrza Polski. To była, jak ją wspominają w stolicy Podkarpacia "złota Stal" z tercetem tuzów, reprezentantów kraju: Florianem Kapałą, Janem Malinowskim i Stefanem Kępą. W tej ekipie znalazł swoje miejsce na dwa lata także Wiktor Brzozowski i tym samym trafił do najpiękniejszego rozdziału bogatej przecież historii rzeszowskiego sportu żużlowego.
Robert Noga
Ps. Zyczę Toruniowi powrotu do historycznej nazwy STAL TORUŃ, a nie jakieś sponosorsiki.
Strasznie ś Czytaj całość
Reszta pismaków może im nosić drugie śniadanie..