Krzysztof Handke: Wynik drużynowy ROW-u, na który złożyło się 27 punktów, to duże rozczarowanie. Wydaje się, że mogło, a nawet powinno być znacznie lepiej. Sam też chyba pojechałeś poniżej oczekiwań.
Mikkel B. Jensen: Ten mecz nie przebiegał po naszej myśli i jesteśmy naprawdę niezadowoleni z końcowego wyniku. Niestety miałem więcej słabych startów niż dobrych, a w Rawiczu bardzo ciężko jest przeprowadzić jakikolwiek skuteczny atak na trasie. Tak więc kluczowe były skuteczne wyjścia spod taśmy, a mi tego kilka razy zabrakło. Jedyny pozytyw to fakt, że nabrałem trochę doświadczenia na takim torze.
Poruszyłeś kwestię rawickiego owalu. Jak się na nim czujesz? Miałeś już bowiem wcześniej okazję do ścigania się w Rawiczu.
-
W niedzielę był on dość trudny do rozpracowania i jednocześnie inny niż ostatnim razem. Niełatwym zadaniem jest dobranie odpowiednich ustawień w motocyklu, ten tor niesie za sobą trochę zagadek. Gospodarze byli bardzo skuteczni, szczególnie popisywali się atomowymi startami i wystąpiły problemy, by nawiązać nawet równorzędną walkę. Teraz nie wypadłem, tak jak chciałem, ale mimo to wiem już więcej na temat jazdy na tym torze.
Dotąd tylko trzykrotnie wystartowałeś w barwach rybnickiego zespołu. Czym jest spowodowane to, że tak rzadko rywalizujesz w Polsce?
-
Jestem naprawdę zajęty, uczestniczę co chwilę w jakichś zawodach i w konsekwencji mam niewiele wolnych dni. Poza tym nie zamierzałem bardzo szczelnie wypełniać mojego kalendarza na ten sezon.
Zadeklarowałeś nie tak dawno, że w kolejnych rozgrywkach prawdopodobnie zasilisz drużynę z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Jesteś na to w stu procentach gotowy?
-
Uważam, że tak. Jest z jednej strony niepewność, czy podołam, bo nie znam jeszcze tego otoczenia, ale oczekuję, że taki krok przyniesie mi wiele korzyści. Przede wszystkim chodzi o poznawanie nowych torów i konkurowanie z najlepszymi. Dzięki temu będę miał szansę na dalszy rozwój.
Twoi rodacy bardzo solidnie radzą sobie na Wyspach Brytyjskich. Czy jest szansa, że będziesz ścigał się również tam?
-
Nie, na chwilę obecną wykluczam starty w Wielkiej Brytanii, gdzie miałbym zapewnioną bardzo dużą liczbę występów, lecz stawiam sobie inne priorytety. W tym roku jeżdżę dość stabilnie, wszystko jest w porządku, więc nie planuję tego zmieniać. Ważne, żeby wszędzie dobrze punktować, a w przypadku wybrania Elite League sporo czasu spędzałbym właśnie na Wyspach i nie wiadomo, jak wyglądałyby moje notowania w innych ligach i indywidualnie w różnych turniejach.
Jeśli popatrzymy niemniej na Michaela Jepsena Jensena, to można dojść do wniosku, że on jest skuteczny na wszystkich frontach. Czyli jednak da się...
-
Rzeczywiście, choć nie ma gwarancji, czy ja bym podołał takiemu zadaniu. Michael powiedział mi nawet, że faktycznie jest ogromna ilość meczów, zatem może to trochę męczyć, a ja nie pragnę aż w takim stopniu poświęcić się dla ścigania tam.
Przypuszczam, że w dalszej przyszłości będziesz rozpatrywał oferty płynące z Wysp, gdyż analizując kariery najlepszych zawodników świata, to właściwie wszyscy mieli styczność z prawdziwą szkołą żużla, za jaką uważana jest Wielka Brytania.
-
Oczywiście, nie mówię "nie". W odpowiednim czasie zapewne zmienię zdanie, ale wiem, że ważne jest uprzednie przygotowanie, dobranie kolejnych osób do teamu i inne podobne rzeczy. One odgrywają dużą rolę i nie można ich lekceważyć.
Zdobyłeś już tegoroczny Drużynowy Puchar Świata, więc już nawet teraz możesz uznać sezon za pomyślny. Twoja forma jest imponująca i chyba nikt nie ma wątpliwości, że wyrobiłeś już sobie markę w świecie speedwaya.
-
Na razie wszystko układa się pięknie, triumf z Malilli to coś wielkiego. Pozostaje mieć nadzieję, że moja dobra dyspozycja będzie kontynuowana. Jestem bardzo zadowolony z dotychczasowych wyników i chciałbym mieć jeszcze więcej powodów do radości po zakończonym sezonie.
Po trzech z siedmiu zaplanowanych finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata zajmujesz trzecią lokatę. To raczej niezły wynik, biorąc pod uwagę to, że masz dopiero 18 lat. Nadarza się duża szansa na sukces teraz, jak i w kolejnych latach.
-
Dotychczasowe rundy oceniam pozytywnie i powoli zaczynam myśleć już o kolejnym turnieju finałowym. Różnice są bardzo małe i nawet w jednym turnieju wiele się może zmienić. Każdy wyścig jest istotny, trzeba zawsze dawać z siebie wszystko i zobaczymy, co będzie w Argentynie. Mimo mojego wieku, chciałbym już tegoroczną rywalizację na wysokim miejscu.
Aktualne trzecie miejsce na koniec wziąłbyś w ciemno?
-
Chyba tak. Przed zmaganiami zakładałem uplasowanie się w pierwszej siódemce, później powiesiłem sobie wyżej poprzeczkę i cel to czołowa piątka. Obecnie jestem wyżej i czuję satysfakcję z tego powodu, choć nie ukrywam, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Podczas finału w Coventry odbyło się spotkanie żużlowców z osobami kompetentnymi w sprawie startów na torze w Bahia Blanca. Co możesz powiedzieć na temat tego zebrania?
-
Chcemy przeniesienia zawodów z Bahia do Europy, ponieważ takie wyprawy kosztują bardzo dużo. Gdzieś na Starym Kontynencie na pewno wszystko wyglądałoby znacznie łatwiej, tak jak za każdym razem. A wylot do Argentyny wiąże się m.in. także z transportem sprzętu. Jeszcze nie wiemy, jakie będzie ostatecznie postanowienie w tej sprawie.
W żużlu równie duże, a może nawet większe znaczenie niż umiejętności, ma sprzęt. Po tobie widać, że te dwa czynniki idealnie się uzupełniają.
- Dużo rzeczy składa się na końcowy sukces i trzeba mieć wszystko dograne. Osobiście nie mogę na nic narzekać, mam dobrych mechaników i ogólnie otaczają mnie właściwi ludzie. Jeśli chodzi o moje zaplecze sprzętowe, to używam czterech motocykli, wszystkie silniki spisują się naprawdę zadowalająco i liczę na to, że tak będzie również w przyszłości.