Żużel do ogólnopolskich mediów, które nie zawsze interesują się tą dyscypliną sportu, przebija się niestety częściej nie z uwagi na sukesy, ale tragedie lub skandale. Ostatnio o żużlu było tak głośno po śmiertelnym wypadku Lee Richardsona. W niedzielę znów speedway trafił na czołówki, bynajmniej nie w pozytywnym świetle.
"Takiego skandalu w polskiej lidze nie było. Absurdalny walkower", "Żużlowy skandal" czy "Farsa w lidze żużlowej" - to tylko wybrane czołówki, które już w niedzielny wieczór pojawiły się w internetowych wydaniach gazet. Nie zawsze media te informują o speedway'u. Kiedy jednak dzieje się coś dramatycznego lub absurdalnego, przypominają sobie o tej dyscyplinie sportu. - Żużel sam sobie zapracował na taką sławę. Przecież już nie chodzi o to, żeby się najlepiej ścigać na torze. Dla działaczy ważniejsze jest to, kto lepiej zagra regulaminem - uważa Rafał Darżynkiewicz, komentator żużla w TVP Sport.
Nie ma się co dziwić słowom załamanego Grega Hancocka, który w niedzielę otwarcie stwierdził, że stracił szacunek dla polskich oficjeli. W żadnym innym kraju pewnie nie doszłoby do tak kuriozalnej sytuacji, że zawodnik spóźniony o 6 minut nie zostaje dopuszczony do meczu, jego drużyna przegrywa walkowerem, a kilkanaście tysięcy kibiców idzie do domu rozczarowanych. - W Polsce jak widać wszystko jest możliwe. Główną rolę odgrywają działacze i regulamin, a nie żużlowcy. Wystarczyło spojrzeć na twarze zawodników Unibaxu Toruń. Oni też byli tą sytuacją rozgoryczeni. Nikt nie chciał w ten sposób wywalczyć awansu do finału - dodaje Darżynkiewicz.
Na kolejny absurd zakrawa fakt, że kilka godzin po "odgwizdaniu" walkowera, doliczono się, że to jednak arbiter zawodów popełnił błąd, gdyż źle zinterpretował przepisy. Na meczu było tyle "tęgich głów", które przecież też tworzyły ten regulamin. Nikt w tym zamieszaniu nie zachował zimnej krwi? Nikt nie uświadomił sedziego, że tkwi w błędzie? Prawda jest taka, że w polskim żużlu obowiązują tak zagmatwane przepisy, że na gorąco pewnie niewielu potrafiło je właściwie zinterpretować. - Pewnie, że teraz można winę zganić na Grega Hancocka, który mógł przylecieć do Polski dzień czy dwa dni wcześniej. Trudno jednak 42-letniego faceta, który wystartował we wszystkich turniejach Grand Prix, podejrzewać o brak profesjonalizmu. Wypadki losowe się zdarzają. Pytanie, czy Unibax Toruń zrobił wszystko, by mecz się odbył w sportowej rywalizacji, by wygrał duch sportu? Nie mam tutaj na myśli żużlowców, którzy ewidentnie chcieli jechać. Najciekawsze jest to, że wszystko działo się na oczach prezesa Ekstraligi, Ryszarda Kowalskiego, który mógł w tym przypadku pokazać, że ma jaja i obyłoby się bez skandalu - uważa komentator TVP Sport.
I jak po tym, co stało się w Toruniu i echu jakim odbiło się to w mediach ratować spadającą frekwencję na trybunach? Jak po tym skandalu przyciągać nowych sponsorów do speedway'a? Działacze skupiają się na wymyślaniu coraz to nowszych i bardziej skomplikowanych regulaminów, których - jak pokazało życie - nawet ludzie związani z żużlem nie potrafią jednocznacznie zinterpretować. Marek Cieślak powiedział, że polski żużel w niedzielę wbił sobie nóż w plecy. I na dodatek strzelił sobie w oba kolana. I jak tu się po tym wszystkim podnieść?
Czy GKSŻ i Enea-Ekstraliga S.A. nałożą na siebie kilkuset tysięczne kary, za stawianie polskiego żużla w bardzo złym świetle i publiczne ośmieszenie?
Przecież połowa se Czytaj całość
Nie wymyśla Czytaj całość