- Pewnie, że liczyłem na więcej. Trochę szkoda tego spóźnienia w pierwszym biegu, ale cóż, taki jest sport. To była tylko i wyłącznie moja wina i bardzo sobie plułem po tym w brodę. W drugim starcie nie wiedziałem za bardzo jak się przełożyć, bo tak naprawdę to był mój pierwszy kontakt z torem tego dnia. Dobrze, że chociaż ten ostatni wyścig wygrałem. Poszliśmy w zupełnie inne ustawienia i było widać efekt. Wygrałem start i nie pozwoliłem się wyprzedzić. Szkoda, gdyż to wykluczenie popsuło mi dalsze zawody - komentował Wojciech Lisiecki w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Młody zawodnik w tym sezonie jeździł w dwóch drużynach - Lechmie Start Gniezno i Kolejarzu Rawag Rawicz. Oba zespoły wywalczyły awans o klasę wyżej. - Akurat tak się przydarzyło, że ten, kto mnie miał, awansował (śmiech). Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc tym zespołom w osiągnięciu przedsezonowych założeń. To daje mi dużą satysfakcję. W zasadzie ja zacząłem dobrze jechać dopiero pod koniec sezonu, to zasługa mojego teamu i osób, które mną się zajmują. Bardzo im za to dziękuję.
Kończący się rok był trudny dla Lisieckiego, który musiał mocno walczyć o miejsce w składzie gnieźnieńskiego zespołu. - Zgadza się, jak tam nie poszło, to wykorzystywałem szansę gościa w Rawiczu. W II lidze też na początku rewelacji nie było, ale tak jak powiedziałem, na koniec trochę się poprawiło. Zanotowałem zwyżkę formy i było już OK. Wydaje mi się, iż w chwili obecnej wszystko jest w porządku. Punktuję i to jest dla mnie ważne - zakończył.