Wspomnienie Roberta Dadosa (1977-2004)

Robert Dados to jeden z żużlowców, których nie ma już wśród nas. Jego życie przypominało rollercoaster. "Dadi" lepsze momenty przeplatał słabszymi, ale zawsze dostarczał kibicom wielu emocji.

Robert Dados urodził się 15 lutego 1977 roku. Do motocykli ciągnęło go od najmłodszych lat. "Dadi" do żużlowej szkółki trafił w wieku 15 lat. Pasję do czarnego sportu zaszczepił w nim jego ojciec, który był sympatykiem tej dyscypliny sportu. Już rok później Dados uzyskał licencję. W swoich debiutanckich zawodach zdobył 6 punktów. 16-letni wówczas zawodnik pokazywał, że ma smykałkę do jazdy na żużlowym torze.

Wychowanek klubu z Lublina zawsze chciał być wielkim sportowcem. Jego celem, podobnie jak wielu młodych zawodników, było zdobycie mistrzostwa świata. Marzenie Dadosa ziściło się w 1998 roku. Podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, który rozegrano na torze w Pile, to właśnie "Dadi" był najlepszy. Startujący w białym kombinezonie zawodnik osiągnął swój największy sukces w karierze.

Wcześniej, bo w roku 1996 Dados po raz pierwszy zmienił barwy klubowe. Jego wybór padł na Grudziądz. Wraz z nim drużynę GKM wzmocnił Paweł Staszek. To właśnie ta dwójka startując jako juniorzy mieli pomóc w utrzymaniu grudziądzkiej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z roku na rok Dados spisywał się coraz lepiej, a gablota z trofeami szybko się powiększała.

"Dadi" stał się ulubieńcem grudziądzkich kibiców. On sam zaczął żyć coraz swobodniej. 2 maja 2000 roku nastąpił jeden z największych dramatów w życiu żużlowca. Na ulicy Hallera w Grudziądzu miał on groźny wypadek. Kiedy jechał na stadion swoim ścigaczem wjechał w Poloneza, który wymusił pierwszeństwo. Dados próbował ominąć samochód, ale nie udało mu się to. W wyniku wypadku odniósł on wiele obrażeń: uszkodzenie głowy, obrażenia wewnętrzne, złamany nadgarstek, żebra i obojczyk. W kontrakcie zawartym z grudziądzkim klubem Dados miał zakaz jazdy na motocyklach szosowych.

Kontuzje wykluczyły go to ze startów na kilka tygodni. "Dadi" miał szczęście. Los się do niego uśmiechnął. Jego życie było zagrożone. Lekarze nie widzieli szans na to, że Dados jeszcze kiedykolwiek wsiądzie na żużlowy motocykl i pomknie do mety po 3 punkty. Żużlowiec przez kilka dni walczył o życie. Tym razem wygrał ten najważniejszy w życiu wyścig, ale po wypadku był zupełnie innym człowiekiem. 66 dni po tym wydarzeniu wrócił na żużlowy motocykl.

W kolejnym sezonie Dados reprezentował barwy klubu z Wrocławia. To właśnie tam miał się odbudować i dojść do najwyższej formy. Włodarze wrocławskiego Atlasa wielokrotnie pomagali żużlowcowi i przymykali oczy na jego wybryki. "Dadi" miał cieplarniane warunki. Wierzyli w niego wszyscy z prezesem Andrzejem Rusko na czele.

"Dadi" balansował na granicy życia i śmierci. Dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo, ale na szczęście uratowali go mechanik oraz żona. Widać było, że to zupełnie inny człowiek niż jeszcze kilka lat temu. W 2003 roku Dados wystartował w Grand Prix Danii w Kopenhadze. Jego radość ze startu w stolicy Danii była ogromna. Zawodnik jednak zmagał się z problemami ze sobą. W Kopenhadze obserwatorzy zawodów zwrócili uwagę na jego dziwne zachowanie. Następnie zaginął w Szwecji. Upadek żużlowca był coraz bardziej widoczny.

Przed sezonem 2004 Dados przeniósł się do macierzystego klubu z Lublina. To właśnie tam miał ostatecznie odbudować swoją formę fizyczną jak i psychiczną. Jednak 23 marca "Dadi" zaskoczył wszystkich. Po raz trzeci targnął się na swoje życie. Przez 7 dni lekarze walczyli o niego, lecz tym razem śmierć była silniejsza. Żużlowe środowisko było w szoku. Były mistrz świata odszedł w wieku 27 lat.

Cześć Jego Pamięci!

Źródło artykułu: