Oliwer Kubus: Do końca lutego kluby muszą spłacić długi za poprzedni sezon. Kolejarz może w spokoju oczekiwać na licencję?
Jerzy Drozd: Tak. Uregulowaliśmy zaległości wobec zawodników za miniony sezon. Pieniądze zostały rozdysponowane i jeśli jeszcze nie wpłynęły na konta, to lada dzień wpłyną. Zapłaciliśmy również żużlowcom pieniądze na przygotowania do sezonu. Posiadamy jeszcze niewielkie zobowiązania wynikające ze wcześniejszych ustaleń i kontraktów, lecz powinniśmy się najpóźniej w marcu z nimi uporać. Dotrzymałem terminów, choć kosztowało mnie to dużo nerwów i wysiłku.
Kolejarz nie jest klubem bogatym, a długi były spore. Skąd udało się znaleźć się fundusze na ich spłatę?
- Nie chcę tego komentować. Powiem tylko tyle: udało się je pozyskać dzięki moim staraniom, bez pomocy innych osób. Resztę można sobie dopowiedzieć.
Jak wysoki będzie budżet klubu? Wojciech Zych podkreślał, że KSM Krosno zamierza przejechać sezon za 500 tysięcy złotych.
- Nie działam w żużlu pierwszy rok i ta kwota wydaje mi się mało realna. To jednak nie nasze zmartwienie. Zaplanowaliśmy budżet na poziomie około miliona złotych. To nieco mniej niż w poprzednim roku. Jest efektem tego, że przeznaczyliśmy mniej pieniędzy na kontrakty dla zawodników i nieznacznie obniżyliśmy stawki za zdobyty punkt. Jeśli chodzi o wsparcie sponsorów, zachowujemy status quo. Niektóre firmy wycofują się ze sponsoringu, w ich miejsce pojawiają się nowe. W szukaniu darczyńców pomagają także osoby spoza zarządu, z którymi zawarliśmy partnerską umowę.
Lwią część budżetu stanowią dochody z biletów. W ostatnim roku frekwencja nie zawsze dopisywała. Ma pan pomysł, by ją poprawić?
- Chcemy zróżnicować ceny wejściówek, które ubiegłym sezonie były na stałym poziomie, czasami zbyt wysokim. W zależności od rangi zawodów ich koszt będzie się wahał. Cena na mecze ligowe prawdopodobnie się nie zmieni, obniżka może dotyczyć innych imprez oficjalnych, cieszących się mniejszym zainteresowaniem.
Złą informacją jest brak środków dla Kolejarza z miejskiego funduszu na promocję.
- Wnioskowaliśmy o 150 tysięcy złotych i wydawało się, że prezydent przychyli się do naszej prośby. Niestety, otrzymaliśmy odpowiedź negatywną. To dla mnie zaskakujące, bo z jednej strony Ryszard Zembaczyński mówi o budowie nowego stadionu, a z drugiej nie potrafi znaleźć pieniędzy na działalność klubu. Co z tego, że powstanie stadion, skoro okaże się, że nie ma na nim kto jechać. Brakuje w myśleniu miasta konsekwencji i logiki. Będziemy jeszcze nakłaniać ratusz do zmiany decyzji, ale trudno stwierdzić, co z tego wyniknie.
Nie żałuje pan decyzji o zrezygnowaniu z miliona złotych na remont obiektu przy Wschodniej na poczet projektu nowego stadionu?
- Zaczynam mieć wątpliwości, ale wierzę, że prezydent nie rzuca słów na wiatr i to, co ogłasza w mediach można brać na poważnie. Trzeba pamiętać o jego obietnicach i go z nich skrupulatnie rozliczać.
W 2003 roku przejął pan stery w Kolejarzu i obok Zbigniewa Fiałkowskiego z GTŻ-u Grudziądz jest pan najdłużej urzędującym prezesem żużlowego klubu. Z okazji jubileuszu ma pan życzenie?
- Gdy rozpoczynałem prezesurę, zastrzegłem, że w klubie jest miejsce dla tych, którzy chcą coś od siebie dać, a nie jedynie brać. Po tych słowach kilka osób zrezygnowało. Zostali tylko nieliczni, w tym ja. Niestety, nie tylko pracuję społecznie, ale też dokładam do interesu. Denerwuję się, kiedy o tym myślę. Życzyłbym sobie większego wsparcia ze strony kolegów z zarządu. Żeby działali z dużym zaangażowaniem i przynosili do klubu pieniądze. Tego w tej chwili brakuje.
W piątek walne zebranie członków Kolejarza. To okazja do przeprowadzenia zmian w zarządzie.
- Będę postulował, żeby odwołać z niego Stanisława Rakoczego (wiceministra spraw wewnętrznych i polityka PSL-u - dop. red.), chyba że odezwie się i przedstawi koncepcję dalszej współpracy. Nie potrzebujemy w zarządzie figurantów, tylko ludzi odpowiedzialnych, skłonnych do poświęceń dla klubu. Zamierzam poddać pod głosowanie wniosek o skrócenie kadencji całego zarządu. Nie podołam samemu wszystkim zadaniom. Potrzebna jest pomoc.
Podczas poprzednich wyborów pojawiły się głosy, przestrzegające przed Stanisławem Rakoczym. Waldemar Czerwiński mówił o nim, że jest to osoba niegodna zaufania. Chyba się nie pomylił?
- Uległem wtedy namowom i uwierzyłem, że człowiek tak wpływowy i z tyloma kontaktami pozyska dla Kolejarza przynajmniej część z obiecanych środków. Niestety, pomyliłem się. W tym czasie ani razu nie spotkałem się z panem Rakoczym i nie zdążyłem z nim zamienić nawet słowa. Nie wspomnę o sponsorach, których miał załatwić. Jestem jego postawą bardzo zawiedziony.
Kolejarz zbudował silną kadrę, ale słabymi punktami wydają się juniorzy. To może być pięta achillesowa drużyny?
- GKSŻ wprowadzając przepis o obowiązkowych startach dwóch polskich młodzieżowców, wywołała kłopoty u wszystkich zespołów. Mamy coraz mniej juniorów w Polsce i trudno na rynku znaleźć takich, którzy punktowaliby w II lidze na solidnym poziomie. Wypożyczając Adriana Wojewodę i Damiana Synowca, zobowiązaliśmy się wspomóc ich sprzętowo. A to kosztuje. Moim zdaniem klubów drugoligowych nie stać na start dwóch krajowych juniorów. Optymalnym rozwiązaniem było to sprzed roku, gdy w składzie mógł się znajdować młodzieżowiec zagraniczny. Ale, jak wspomniałem, problem juniorów dotyczy nie tylko nas. Nie ma w naszej lidze nazwiska, które robiłoby wrażenie. Liczę, że Adrian i Damian podołają zadaniu, tym bardziej że ten pierwszy ma za sobą udane występy w MDMP. Poza tym możemy korzystać z instytucji gościa.
Problem juniorów mógłby Opola nie dotyczyć, gdyby większą uwagę w ostatnich latach przykładano do szkolenia młodzieży.
- Mamy w Opolu tor, który, jak podkreślają fachowcy, jest idealny do szkolenia: krótki i techniczny. Szkoda, że ten potencjał nie jest wykorzystywany. Wszystko jednak rozbija się o pieniądze. Prowadzenie żużlowej szkółki jest bardzo kosztowne, a z miasta na ten cel dostajemy ledwie 20 tysięcy złotych. Kibice oczekują od nas przede wszystkim sukcesów w rozgrywkach seniorów, dlatego zdecydowanie większe nakłady przeznaczamy na ligę. Może GKSŻ, dbając o rozwój młodzieży, powinna dotować szkółki? Kluby zaczynają sobie z tym nie radzić i jest coraz mniej ośrodków, z których wypływają wychowankowie.
Kolejarz przeprowadzi w tym roku nabór do szkółki?
- Prawdopodobnie nie. Mamy 4-5 chłopaków, którzy regularnie trenują i dwóch z nich powinno niebawem przystąpić do licencji. Musimy skupić się na jakości, nie na ilości i pomagać tym, którzy dobrze rokują na przyszłość.
Z obawami czy spokojem wypatruje pan sezonu?
- Niepokój zawsze jest. Zwłaszcza na początku, kiedy silniki potrafią odmawiać posłuszeństwa i okazuje się, że trzeba poczynić kolejne inwestycje, bo pieniądze na sprzęt zostały wyrzucone w błoto. Mam nadzieję, że tym razem do takich sytuacji nie dojdzie; że nie będzie nas prześladował pech, a dopisze pogoda.