Gdy ktoś zapyta o kolejność rywalizujących stron w poszczególnych ligach, to odpowiadam zgodnie z najlepiej pojętą wiedzą i… prawdą.
W ekstralidze pierwsze miejsce oczywiście Bydgoszcz. Któż inny? Naprawdę nie ma powodów by wątpić. Proszę sobie nie Dworować (od tego jest Leszno), że niby Składy Węgla nie mają składu. Otóż mają, jak sama nazwa wskazuje, niejeden skład. Czy nagle nazwisko Grega "Herbie" Hancocka miało by mniej znaczyć? Hans z klanu Andersenów też nie powiedział ostatniego słowa. A takie zuchy jak Krzychu "Buczek" Buczkowski, Aleks Loktajew, Robert Kościecha, Szymon Woźniak, czy niedoceniany Mikuś Curyło? Wszyscy oni swoimi nazwiskami gwarantują, że te wózki ze Składów tak łatwo się nie wykoleją. No i wreszcie nie może być źle, skoro Składami kieruje prawdziwy Kanclerz.
Co drugie w ekstralidze to tylko Częstochowa - to jest też absolutnie pewne. Grisza z Łagutów, Rune "Holtański" (pod Jasną Górą ma swój polski dom) i Emil z Sajfutdinowego rodu - dynamiczny żużlowy buldożer ze wschodu, dalej Michael Jepsen Jensen i wreszcie najbardziej nieobliczalny wojownik ostatnich lat, Rafał "Szumina" Szombierski, zdolny dosłownie do wszystkiego. Do tego Miro Jabłoński i Artur Czaja. Jest też w tym miejscu - wciąż ewenement w Polsce - narybek w dużym stopniu własnego sumptu.
Na trzecim miejscu stawiam odważnie Gniezno pod szyldem Lechmy Start. Gdy już zwyczajowe śmichy-chichy ucichną, to ukaże się prawdziwy potencjał teamu z prastarej stolicy Polski. Do Antonio Lindbaecka mam szczególną słabość, bo jego wojowniczą naturę miałem możność oglądać z bliska. Czasem wydaje się, do ideału Tomka Golloba dużo mu już nie brakuje. Szkoda, że objawia to only sometimes. Matej Zegar, Bjarne Pedersen i niestrudzenie krążący po Polsce Seba Ułamek, to tzw. punktowcy, żołdacy zdający się być niemal wyzuci z tożsamości, może swoimi osobowościami mniej porywający, ale na ogół przewidywalni, więc pożyteczni dla pracodawców - dlatego w ogóle funkcjonują. Punktują na ogół regularnie dość wysoko (gorzej bywa, gdy gra idzie o całość, wtedy nieraz "wychodzi szydło z worka", po czym delikwent zmienia klub), ale są sporym obciążeniem dla klubowego budżetu. Czy dla prezesów na pewno gra warta jest świeczki? Dotyczy to w jakiś szczególny sposób Piotra Świderskiego, za którym idzie fama o bezwzględnym egzekwowaniu praw - bez pardonu i z pomocą prawnika. Że ma rację? Tak, ale czy inni mają ją mniej? Gdyby tak wszyscy, to polski żużel szybko stoczyłby się w niebyt. Wyobraźnia, przepraszam, musi działać również przed podpisaniem kontraktu. Lepiej wiedzieć z kim i co się podpisuje.
Czwartą lokatę rezerwuję dla Gorzowa. Dziwne? Jak odchodzi Tom Gollob, to czego oczekiwać? Krzysiu Kasprzak wznosząc się na wyżyny, zaledwie czasem dorównuje polskiemu mistrzowi świata - nic więcej na razie. Szkoda, że chce, albo potrafi tylko czasami. To jednak jest owszem wysoka, choć jeszcze nie ta sama co Tomek klasa. Na ile młody, od niedawna po ludzku dorosły Bartosz Zmarzlik był w Gorzowie "owocem" starań polskiego fenomenu Tomasza Golloba, to pokaże czas w perspektywie najbliższych kilku lat. Niels Kristian Iversen i Daniel Nermark są podobnymi do siebie (nudnymi?) wyrobnikami, z tych co uśmiechają się przed sezonem tak samo szeroko dla wciąż nowych mocodawców. Czy tym razem zrobili to bardziej szczerze od np. naszego Tomasza Gapińskiego? A może obudzi się sportowo Adrian Gomólski? - czego szczerze mu życzę - więcej nam takich fair osobowości potrzeba na sportowej niwie.
Piąte może być tylko Leszno, gdzie Bjerre (Kenneth) i Fredrik Lindgren. Obok nich stoją polski pewniak Przemo Pawlicki i już nieco mniej pewni, ale ze sporym wciąż potencjałem, Damian Baliński i wędrujący ("idzie Grześ przez wieś") Zengota. Reszta potencjału drużyny oprze się jak zwykle w ojczyźnie Smoczyka na własnych wychowankach, Piotrze Pawlickim, Tobiaszu Musielaku i Kamilu Adamczewskim. Szkolenie w Lesznie to tradycja i siła sprawcza niewzruszonej wieloletniej obecności na szczytach.
[nextpage]
Szóstą pozycję może zajmować tylko Rzeszów. Nicki Pedersen i Grzegorz Walasek nigdy nie schodzą poniżej granicy przyzwoitości, gdy chodzi o wyniki. Tacy rycerze to komfort dla dowódcy - prezesa czy trenera, choć ta druga funkcja jest w rzeczywistości ostatnich lat mocno naciągana. Prezes (pani czy pan) potrzebuje na stołku tzw. trenera jedynie doradcy - fachowca, który armię zaciężną pomoże skompletować, trzymać w kupie i nią za niego (prezesa) pokierować. Jest jasne, że wymienionych liderów czy też Rafała Okoniewskiego, albo takiego Juricę Pavlica, nikt już niczego nie nauczy, jeśli sami nie zechcą nad sobą popracować. Na tym poziomie sportowego zaawansowania to jest już bardziej kwestia sprzętu niż talentu. Co innego młodzież, ale ta w Rzeszowie tradycyjnie rozwija się dość wolno. Zresztą nie tylko tam.
Siódmy Tarnów. Ktoś powie "dopiero". Tak. Jest tutaj możny sponsoring, sprytny boss, jest fighter "Piast" Kołodziej, dokonujący cudów zręczności, a przy tym gracz niezwykle skuteczny, czego dowodzi podwójna korona IMP. Do tego, oprócz zagranicznych, Vaculika i Madsena, wrocławski rodzynek daleko od domu Maciej Janowski, tak samo jak niepokorny, a sympatyczny Kacper Gomólski, no i jest młodzież, która ma to do siebie, że zawsze najlepiej rozwija się tam, gdzie się o nią dba, na nią szczególnie chucha i dmucha, nie bacząc na zapisy regulaminowych nakazów. Pytanie, jak to będzie w Tarnowie?
Toruń wychodzi nam ósmy w kolejności. Niczego tu nie zmienią znakomici Australijczycy (Holder, Ward, nawet gdyby Sullivan zmienił decyzję o rezygnacji) i nowy duet Gollobów - Tomasz i Oskar, do tego Adrian Miedziński - niezła, prawdziwie mistrzowska paka. Uwagi co do młodzieży z poprzedniego akapitu, w Toruniu mają wyjątkową rację bytu, w czym od lat głowa rozumnych sterników klubu i świetnego szkoleniowca Jana Ząbika.
Wrocław, dziewiąty klub ekstraligi, ma czwórkę zagranicznych walczaków (Troy Batchelor, Nicolai Klindt, Peter Ljung i Tai Woffinden) o niezłej przeszłości i mistrza Polski Toma Jedrzejaka. Wśród młodzieży jest pod okiem trenera Piotra Barona twórcze ożywienie, choć na następcę Maćka Janowskiego chyba jeszcze we Wrocławiu trochę poczekamy.
Dziesiąta lokata została nam dla Zielonej Góry. Tu ostatnimi czasy jakby mniej kadrowej stabilizacji, choć przecież staraniem niezmordowanego Andrzeja Huszczy szkolenie idzie pełną parą, a wychowankowie zielonogórskiej szkoły stanowią o sile innych klubów (Walasek, w mniejszym stopniu Zengota). Na szczęście i chwałę Falubazu wrócił parę lat temu Piotr Protasiewicz, rośnie w siłę Patryk Dudek, syn Sławka, a co może w speedway’u zdziałać dobry Strzelec, to dopiero się okaże. Jarosław Hampel już na dobre stał się gwiazdą światową, więc w duecie z inną, uznaną od dawien dawna, Andreasem Jonssonem, mogą dla grodu Bachusa przynieść złoto na tacy. Mogą, nie muszą.
Tak zwana pierwsza liga, czyli druga w kolejności, też ma swoich papierowych faworytów i z góry przegranych w branych z fusów kalkulacjach. Kolejność jest i tutaj jasna i pewna: Daugavpils, którego Lokomotywa zwłaszcza na własnych torach sunie jak się patrzy, dalej odrestaurowany Gdańsk, ambitny niezmiennie Grudziądz i nie mniej waleczny Lublin, a dopiero potem ostatnio bardziej stabilna (oby niezatapialna) Łódź, ostry w zapowiedziach Ostrów i stary dobry, poczciwy Rawicz.
Dla dobrego samopoczucia trzecią w kolejności nazwano w Polsce "drugą ligą". Tam też kolejność jest oczywista. Kraków na czele, za nim Krosno, Opole, Piła, Równe i Rybnik. Czy takie równe - to się okaże.
Na samym koniuszku trójligowego ogona Rybnik - tu zatrzymajmy się chwilę. To nawet w konwencji zabawowej wygląda nieciekawie. Na wszystko można jednak spojrzeć optymistycznie. Po pierwsze, mogło być dużo gorzej, na przykład mogło rybnickiego zasłużonego ośrodka zabraknąć w rzeczywistości ligowej w ogóle, bo to już przypominało taniec na cienkiej linie. Niczego nie zmienia sam fakt, że klub w Rybniku istnieje nieprzerwanie od 1932 roku i ma historię pisaną złotymi zgłoskami. Na fundamencie tradycji, owszem, buduje się pewniej, ale bez żadnej gwarancji stabilności i siły - tu jednak mimo wszystko trzeba stawić czoła współczesnym wyzwaniom, nawet jak się ich do końca nie akceptuje (chodzi o pokrętne regulaminy). Drugi pozytywny aspekt to odważnie zastosowany w Rybniku reset - budowa od podstaw, bez megalomanii. To daje nadzieje, na razie tylko nadzieje, ale ze świadomością, że każdy krok w przód jest jednocześnie krokiem do góry na żużlowej drabinie, choć szczyty dla rybniczan będą jeszcze czas jakiś zakryte za obłokami marzeń.
Stefan Smołka
PS Kolejność poszczególnych klubów ustawiona w tekście jest zgodna z porządkiem alfabetycznym nazw miast, a nie zabawą w typowanie zwycięzców i przegranych.
Adamczewski przeszedł do Falubazu.
9. Chromik
10. Mitko
11. Czalow
12. Czerwiński
13. Bridger/Masters/Hefenchock
14. Bojarski
15. Woryna
!!!