Maciej Polny (prezes Wybrzeża): Po raz kolejny okazało się, że w Gdańsku to liga jest najważniejsza, spodziewaliśmy się jednak więcej kibiców. Ściągnęliśmy na zawody między innymi dwóch najlepszych zawodników Grand Prix w Bydgoszczy oraz wielu innych zasłużonych dla naszego klubu. Czy zaraz podpiszemy kontrakty z Pedersenem i Hancockiem na przyszły sezon? Nie (śmiech) - na razie nie wiemy nawet w jakiej lidze będziemy jeździć w przyszłym sezonie. Każdy klub chciałby mieć w składzie takich zawodników. Jeśli chodzi o większe imprezy w Gdańsku to nie ukrywam, ze spore nadzieję wiążemy z powstającą Baltic Areną, na której ma być też tor żużlowy. To będzie wielki nowoczesny obiekt i wszyscy chcemy, aby zorganizować tam za kilka lat rundę Grand Prix.
Marvyn Cox (były zawodnik Wybrzeża, obecnie menadżer Vastervik): Bardzo się cieszę, że tu jestem. Spędziłem w tym klubie piękne chwile. Cieszę się również, że znów mogę zobaczyć naszego klauna (Jarosława Olszewskiego, który nieustatnnie żartował podczas konferencji - przyp. Red). Szkoda, że kibice dzisiaj nie dopisali. Pamiętam, że kiedy tu jeździłem to na meczach pojawiało się piętnaście tysięcy ludzi, a wychodząc na prezentacji z pierwszego łuku wchodziliśmy w olbrzymią ścianę dymu oraz gąszcz serpentyn. Gdańsk potrzebuje Ekstraligi. Jestem pewien, że wtedy na ten stadion wróci ta magia. Zamierzam częściej odwiedzać to miasto. Być może niebawem uda nam się zorganizować spotkanie pomiędzy młodymi zawodnikami z Gdańska i z Vastervik, którego jestem menedżerem.
Zenon Plech (były zawodnik Wybrzeża, obecnie trener Polonii Bydgoszcz i gdańskiej młodzieży): Nikt nie lubi jeździć do Rzeszowa, bo jest bardzo daleko i liczę, że to Gdańsk awansuje do Ekstraligi. Cieszę się, że w Gdańsku mogli pojechać tacy zawodnicy, jak Nicki, Greg, czy Robert. Myślę, że gdyby te zawody były troszeczkę wcześniej, to frekwencja mogłaby być wyższa, bo w ostatnich dniach drastycznie spadła temperatura.
Robert Sawina (były zawodnik Wybrzeża, obecnie trener gdańskiego klubu): Poziom, który zaprezentowali trzej liderzy drużyny przeciwnej był bardzo wysoki i pokazał nasze niedoskonałości. Wiemy, że jest kilka spraw do poprawienia, jednak dzięki takiemu spotkaniu nasi zawodnicy mogli uregulować sprzęt na następne zawody i to był najważniejszy cel tego spotkania.
Marek Dera (były zawodnik Wybrzeża): Miło jest się spotkać z kolegami po latach, zwłaszcza z Marvynem Coxem, od którego się uczyłem jeździć i bardzo mi pomógł, a także z kolegami z którymi kiedyś się ścigałem, zobaczyć jak jeżdżą. Była bardzo miła atmosfera i jestem bardzo zaszczycony, że zostałem zaproszony jako gość honorowy. Zawody zawsze są ciekawe, jednak żużel z perspektywy trybun mnie nudzi - wolę jeździć (śmiech).
Jarosław Olszewski (były zawodnik Wybrzeża, obecnie trener gdańskiej młodzieży): Szkoda, że zakończyłem karierę, bo temu panu po prawej (Nicki Pedersen dop.red.) na pewno bym nie odpuścił i mogłoby się to zupełnie inaczej skończyć - albo na torze, albo w parkingu (śmiech). Nie mogę powiedzieć jaki wyścig był najlepszy, bo żużel mnie już nie interesuje. Podobnie jak Marek Dera wolę jeździć, niż oglądać. Prowadzę klub mini żużla, jednak są to zupełnie inne pojemności, inne motocykle, jazda, tor. Jestem zadowolony z tego, że jako Wybrzeże Gdańsk zdobyliśmy najpierw brązowy, rok później srebrny, a teraz złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski.
Nicki Pedersen (Były zawodnik Wybrzeża, obecnie Złomrex Włókniarz Częstochowa): Zawsze się dobrze czuję w Gdańsku. Pamiętam czasy, gdy startowałem tu jako młody zawodnik. Pamiętam tych ludzi i tą wspaniałą atmosferę na naszych meczach. Czy kiedyś jeszcze wystartuję dla tego klubu? Zobaczymy, zawsze mówię, że nie można zamykać za sobą furtek.
Greg Hancock (Były zawodnik Wybrzeża, obecnie Złomrex Włókniarz Częstochowa): Bardzo lubię Gdańsk. Szkoda, że nie trafiłem z formą podczas moich startów tutaj. Niestety, tamten rok nie był z mojej strony zbyt udany. Mogę tylko przeprosić kibiców. Odsunięto mnie później od składu, w dodatku osoby rządzące klubem psuły tutaj klimat. Odszedłem z Gdańska, ale nie żywię do tego klubu urazy, wręcz przeciwnie - to wspaniały klub z równie wspaniałymi kibicami, którzy na trybunach robią prawdziwy show. Dobrze, że zmieniły się osoby rządzące tym klubem - myślę, ze jest na dobrej drodze. Czy wrócę do Gdańska? Cóż, nigdy nie wiesz co się wydarzy - takie jest życie żużlowca.
Robert Kościecha (były zawodnik Wybrzeża, obecnie Unibax Toruń): Zawsze się miło wspomina klub, w którym podniosło się z doliny. Od początku kariery jeździłem w Toruniu, nie było dla mnie tam miejsca. Później poszedłem do Piły, gdzie było jak było – klub się później rozpadł, były różne problemy. Pamiętam moment, w którym przyszedłem do Gdańska. To było pod koniec stycznia, wraz z moim menadżerem czekaliśmy, czy jakiś klub się odezwie. Odezwali się bracia Terleccy i spytali, czy bym nie spróbował w Gdańsku. Miałem trochę mieszane uczucia, bo Gdańsk miał wtedy problemy i mogło być coś nie tak, jednak wiedziałem, że jest to Ekstraklasa i że można spróbować. Był to strzał w dziesiątkę. Początek roku może nie był zbyt dobry, ale od połowy sezonu zacząłem jeździć w miarę dobrze. Nie udało się utrzymać w Ekstraklidze, ale z trenerem Dzikowskim podjęliśmy decyzję, że zostaniemy. Jazda w pierwszej lidze też wiele mi dała, gdyż nauczyłem się wygrywać biegi i zawody. Wraz z Tomkiem Chrzanowskim i Krzyśkiem Jabłońskim awansowaliśmy do Ekstraklasy. Trzon drużyny tworzył także Brian Karger. Po dobrym sezonie utrzymaliśmy się w Ekstraklasie i zabrakło niewiele, żeby klub przetrwał i musiałem odejść, gdyż klub nie dawał pewności jazdy ani w Ekstraklasie, ani w I lidze. Odszedłem do Bydgoszczy, jednak gdyby klub przetrwał, to na 100 procent bym w nim został, gdyż byłem rozgoryczony, że muszę odejść. Niedzielne zawody były miłe, niestety przyszło mało ludzi. W Gdańsku liczy się tylko liga, jednak niech żałują ci, co nie przyszli. Jeśli chodzi o szanse w barażach, to chciałbym oczywiście aby awansował Gdańsk i wrócil do Ekstraklasy. Byłem pozytywnie zszokowany meczem w Ostrowie, gdyż nie wierzyłem że Gdańsk wygra, ale się udało. Trzeba się skoncentrować, aby wygrać. Rzeszów nie jest mocnym zespołem, ale jednak występuje w Ekstraklasie, a przepaść między I ligą a Ekstraklasą jest dosyć duża i niektórzy nie mogą się przestawić. Liczę na to, że mimo wszystko Gdańskowi uda się awansować.
Mirosław Jabłoński (były żużlowiec Wybrzeża, obecnie Start Gniezno): Była to bardzo fajna impreza. Pościgaliśmy się z chłopakami z Gdańska i przypomniały mi się dawne, dobre czasy. Początek w moim wykonaniu był bardzo dobry, na ostatni bieg się nie przełożyłem, gdyż powinienem zmienić zębatkę. Ogólnie jednak było super. Nigdy nie narzekałem na tor w Gdańsku, zawsze mi się fajnie jeździło. Wspominam zaj******e gdańskich kibiców, lubię tu jeździć i tyle (śmiech).
Renat Gafurov (Lotos Gdańsk): Wszystko poszło tak, jak chciałem. Poszło mi w miarę dobrze. Na początku meczu nie byłem najlepiej spasowany. Co prawda do Hancocka nie trafiłem dystansu, jednak czegoś brakowało. Cały czas zmienialiśmy zębatki, przełożenia, motory, aż w końcu w 16 biegu o Puchar Prezydenta Miasta trafiłem z przełożeniem. Nicki Pedersen mnie troszeczkę powiózł, jednak każdy wie jak on lubi jeździć, że nikomu nie zostawia miejsca. W Ostrowie mi nie poszło. Nie miałem tam silnika, na którym jeżdżę na co dzień w Gdańsku, a ten, na którym jeździłem w ubiegłym roku w Ostrowie. Miałem nadzieję, że pójdzie dobrze, jednak tor mocniej trzymał i brakowało mu mocy. Podróż do Ostrowa była ciężka. W Moskwie zepsuł się samolot przed wylotem i mieliśmy 3-4 godzinne opóźnienie. Dobrze, że działacze ostrowscy przyjechali po Kononova, w przeciwnym wypadku musiałbym zamówić taksówkę, gdyż nie samolotami do Wrocławia, czy Poznania bym już nie zdążył. W Ostrowie byłem o 19:00.
Damian Sperz (Lotos Gdańsk): Mecz oceniam dobrze. My przegraliśmy, ale i tak Wybrzeże wygrało (śmiech), to stare Wybrzeże i z tego też się można cieszyć, bo kibice dopingowali obie drużyny. Pierwszy bieg mi nie za bardzo wyszedł, ale później, po zmianie motocykla było już lepiej. Jeśli chodzi o półfinał Brązowego Kasku, to wystąpiłem tam na silniku, na którym jechałem drugi raz. Wcześniej też słabo wypadł, ale nie miałem drugiego gotowego motocykla, gdyż dostałem zupełnie nowy silnik, który był jedną wielką niewiadomą i nie chciałem go sprawdzać. W finale obawiam się przede wszystkim Młodzieżowego Mistrza Polski, Macieja Janowskiego. Nie można jednak nikogo lekceważyć, każdy może zaskoczyć. Upatruję swoje szanse w tym, że może poza Arturem Mroczką zawodnicy startujący w finale nie znają gdańskiej nawierzchni i atut własnego toru może mi pomóc w tym, abym stanął na podium, najlepiej na najwyższym jego stopniu.
Wypowiedzi zebrali Michał Gałęzewski i Rafał Sumowski