ENEA Ekstraliga: Granica pomiędzy niebem a piekłem

Jeżeli ktoś obstawiał weekendowe spotkania ENEA Ekstraligi u bukmachera, to albo ma nadludzkie zdolności i dużo szczęścia, albo nie ma pieniędzy w portfelu.

W tym artykule dowiesz się o:

Z całą pewnością każdy, kto postawił na porażkę na własnym torze Stali Gorzów z Fogo Unią Leszno i wygraną gorzowian w Tarnowie, od wczoraj może nazywać siebie jasnowidzem. Nie było absolutnie żadnych przesłanek do napisania takiego scenariusza, więc jeśli ktoś na wizycie u bukmachera w ten weekend nie stracił, to zarobił fortunę. Na tym polega piękno sportu i całe szczęście, że mamy niespodzianki. W ENEA Ekstralidze jest jak na razie naprawdę bardzo ciekawie. W przypadku kilku drużyn można mówić o jeździe górską kolejką. Zwroty akcji są niesamowite. Jednego dnia drużyna jest na kolanach, kolejnego z nich wstaje, a upada ktoś inny. Na koniec na deskach znajdą się trzy ekipy. Aż pięć zespołów ma obecnie po dwa punkty w swoim dorobku, ale nastroje w niektórych ekipach są przy tym zgoła odmienne.

Po porażce z Fogo Unią Leszno na własnym torze, gorzowianie jechali do Tarnowa jak na ścięcie. Stali bardzo mocno zajrzało w oczy widmo spadku do pierwszej ligi, mimo że to dopiero początek sezonu. Władysław Komarnicki jeszcze przed meczem z leszczynianami typował, że dzień później jego drużyna powalczy o remis w Tarnowie. Kolejnego dnia prezes honorowy prosił mnie, żeby jednak wskazać na zwycięstwo gospodarzy, bo typowaniem remisu by się ośmieszył. Tak Władysław Komarnicki chciałby jednak pewnie mylić się całe życie. Gorzowianie byli naprawdę bliscy wprowadzenia stanu powszechnej żałoby, a tymczasem wstali z kolan i pozostali przy życiu. Wszystko kosztem Jaskółek, których skrzydła zostały bardzo mocno podcięte.

Sytuacja na dole tabeli jest arcyciekawa. Wygrana Stali to jedynie ucieczka od dramatycznego położenia, w którym znalazłby się zespół Piotra Palucha, gdyby w miniony weekend nie wygrał żadnego spotkania. Do optymizmu w Gorzowie jest jednak daleko. Skład Stali jest dziurawy i aż strach pomyśleć, w jakich barwach rysowałaby się przyszłość klubu, gdyby nie błysk w jeździe Krzysztofa Kasprzaka i optymistyczny akcent w postaci postawy Linusa Sundstroema. Mam jednak wrażenie, że gorzowianie nadal mają więcej problemów niż kilka innych zespołów. Pierwszym jest postawa zawodnika z KSM 2,50. W tym przypadku rokowania są kiepskie, a raczej żadne.

Drugi kłopot nazywa się Daniel Nermark. Szwed zawodzi na całej linii. To samo jest z Tomaszem Gapińskim i jeśli ktoś myśli, że Sundstroem i Kasprzak rozwiążą wszystkie problemy ekipy trenera Piotra Palucha, to może się bardzo pomylić. Wydaje się jednak, że pierwsze kolejki brutalnie zweryfikowały potencjał zespołu, którego działacze chcieli walczyć o awans do pierwszej czwórki. Nie wierzę w przełamanie Gapińskiego i wielką formę Nermarka. Stal będzie się musiała bardzo napocić, żeby uniknąć spadku i chyba każdy w Gorzowie ma już tego świadomość.

Najtrudniej sytuacja wygląda w Gnieźnie. Lechma Start, podobnie jak gorzowianie czy wrocławianie, ma jedną wygraną na swoim koncie, ale jeżeli spojrzymy, że odniosła ją w meczu z Betardem Spartą, to gnieźnianie są w tej chwili głównym kandydatem do spadku. W drugiej serii spotkań czeka ich przecież między innymi wizyta na torze we Wrocławiu. Wygrana z PGE Marmą Rzeszów mogła wiele zmienić, ale jeśli ekipa Lecha Kędziory nie jest w stanie zdobyć kompletu punktów w takim spotkaniu, to nie ma wielkich szans, żeby wyprzedzić w stawce trzy zespoły.

Od tych dwóch ekip zdecydowanie lepiej prezentują się wrocławianie. Kto by pomyślał, że zespół Piotra Barona będzie realnie myśleć o utrzymaniu w ENEA Ekstralidze. W tej chwili nie jest to wcale wykluczone. Rewelacyjna jazda Taia Woffindena to tylko jedno z wielu zaskoczeń. Wrocławianie wcale nie wyglądają obecnie na ostatnią siłę w lidze, tym bardziej że spore rezerwy są ciągle widoczne w jeździe Tomasza Jędrzejaka. Do pełni szczęścia brakuje tylko wsparcia ze strony juniorów, ale to można było przewidzieć. Tak czy inaczej, we Wrocławiu mogą kolejny raz dokonać - jak się wydawało jeszcze kilka tygodni temu - niemożliwego.

W kryzysie znalazły się Jaskółki, które płacą chyba trochę cenę młodego składu bez wyraźnego lidera. Nie wyobrażam sobie jednak, że Marek Cieślak nie zaprowadzi harmonii w tym zespole. Potencjał tej drużyny jest zdecydowanie większy. Zawodzą przecież zawodnicy, którzy z powodzeniem walczyli o złoty medal w ubiegłym roku. Przyzwoicie spisuje się natomiast Artiom Łaguta i dlatego w przypadku tarnowian czas może być lekiem na wszystkie problemy. Czarne wizje zakładające walkę mistrza o utrzymanie jakoś do mnie nie przemawiają.

Dwa punkty na koncie, ale przy tym zupełnie inne nastroje w Bydgoszczy. Odsyłany przez wielu do pierwszej ligi Hans Andersen punktuje i Polonia nie ma słabych punktów. Walczy na wyjeździe i wygrywa u siebie. Jeśli Duńczyk będzie nadal tak solidnym punktem ekipy z Bydgoszczy, to taki scenariusz może utrzymać się na dłużej. Teraz kibiców Polonii najbardziej interesować będą jednak z pewnością zawirowania wokół osoby Jerzego Kanclerza.

Wymarzony weekend w Lesznie nie dał chyba jednak do końca odpowiedzi na temat siły ekipy Romana Jankowskiego. Bjerre i Lindgren są nadal dalecy od optymalnej formy, ale potrafią się w jakimś stopniu uzupełniać. Skład jest bardzo wyrównany, a niesłychanym plusem jest postawa młodzieżowców. Unia może namieszać i włączyć się do walki o czwórkę. Pozostałe zespoły raczej o walce o utrzymanie nie myślą, mimo że również radzą sobie ze zmiennym szczęściem.

Gdyby już dziś ktoś z ENEA Ekstraligi miał spadać, to pewnie byłyby to zespoły z Gniezna i Gorzowa, które mają najwięcej problemów do pokonania. Na dnie nikt nie widział Jaskółek, które przecież mają zdecydowanie wyższe ambicje. Bydgoszczanie i wrocławianie tymczasem udowadniają, że trzeba się z nimi liczyć. Zwłaszcza Polonia daje poważny sygnał, że nie musi się bić tylko o pozostanie w elicie. Każdy kolejny mecz będzie teraz wielką wojną o przetrwanie. Z całą pewnością będziemy świadkami kolejnych upadków i odrodzeń. Reguły gry są jednak brutalne i dla trzech ekip ta jazda górską kolejką skończy się bolesnym spadkiem, a raczej upadkiem, po którym podnieść się może być naprawdę trudno. Teraz każda pomyłka jest warta znacznie więcej niż w poprzednich sezonach. Granica pomiędzy żużlowym niebem a piekłem będzie na koniec bardzo cienka.

Jarosław Galewski

Źródło artykułu: