- To szokujące. Według dorobku punktowego i lokaty powinno tak być, ale niestety zablokował mnie regulamin. Z polskiej federacji przejść dalej mogła dwójka, a przyjechali jeszcze Robert Miśkowiak i Sebastian Ułamek, którzy byli ode mnie wyżej w klasyfikacji turnieju. Gratuluję więc moim rodakom awansu do następnego etapu tych mistrzostw, a ja muszę obejść się smakiem - tłumaczy sam zainteresowany.
Czy wcześniej zawodnik Unii Tarnów nie otrzymał informacji, że nawet w przypadku znalezienia się w pierwszej piątce może nie dostać szansy jazdy w słowackiej Żarnovicy gdzie odbędzie się Challenge IME? - Dochodziły do mnie takie głosy w dniu turnieju. Chodził tu taki pan, który działa dłużej już w żużlu i pytał się nas czy coś o tym słyszeliśmy. Powiedziałem mu, że nic o tym nie wiem. Dopiero sędzia wspomniał o tym na odprawie - kontynuuje.
29-letni jeździec zgromadził na swoim koncie tyle samo punktów co Sebastian Ułamek. Przegrał z nim jednak bezpośrednie starcie. Mimo to Kołodziej był gotowy, aby jeszcze raz stanąć pod taśmą z byłym kolegą klubowym. - Trochę dziwnie się to skończyło. O pierwszą lokatę był bieg dodatkowy, a my z Sebą już go nie jechaliśmy. Mówi się trudno i ubolewał nad tym nie będę. Mam za to małą nauczkę, aby następnym razem robić wszystko, żeby bez nerwów awansować dalej - mówi.
- Przykre jest też to, że polska liga jest najmocniejsza i napędza poniekąd cały żużel na świecie, a tak naprawdę nie mamy nic do gadania i płacimy frycowe. Pozostaje tylko żyć nadzieją, że to się zmieni i będą się z nami w świecie bardziej liczyć - dodaje.
Abstrahując już od przepisowych zawirowań,
były stały uczestnik cyklu Grand Prix analizując swoją postawę w debreczyńskich zawodach był daleki od hurraoptymizmu. - Od samego początku miałem problemy ze startami. Zadowolony pod tym względem mogę tylko być z ostatnich dwóch wyścigów. Tam też jednak miałem słabszych przeciwników i dlatego spokojnie je wygrywałem. A jak już męczyłem się pod taśmą to potem nie było pomysłu na trasę, bo ciężko było na tym obiekcie wyprzedzać. To wszystko sprawia, że rezultat summa summarum trochę mizerny - kończy.