Tor w Lesznie trzeba spalić - rozmowa z Hansem Andersenem

Hans Andersen był największą niewiadomą w bydgoskiej drużynie przed rozpoczęciem sezonu. Po dobrym początku, zaliczył dwa słabsze mecze, ale w starciu ze Stalą ponownie nie zawiódł.

Michał Konarski
Michał Konarski

Michał Konarski: Nie mogę zacząć inaczej, niż od pytania o twoje zdrowie. Upadek wyglądał bardzo groźnie.

Hans Andersen: Generalnie wszystko ze mną w porządku, ale boli mnie trochę głowa. Na szczęście zwykłem zakładać kask wyjeżdżając do biegu (śmiech). Poza tym obdarłem sobie nos i wyglądam jak po sparingu z jakimś bokserem.

Twoja drużyna wygrała bardzo ważne spotkanie, a ty byłeś jednym z jej liderów. Nie masz chyba powodów do narzekań po tym meczu?

- Gdybym nie przewrócił się w tym ostatnim biegu, na pewno byłbym bardziej szczęśliwy. Ze startu poszliśmy dość równo, więc wiedziałem, że muszę wynieść się na zewnętrzną i przesadziłem po prostu. Wpadłem w jakąś dziurę i wylądowałem na bandzie. Cieszę się jednak z występu drużyny, nie jechaliśmy przecież z byle kim. Ale miło by było, gdybym wygrał ten piętnasty wyścig.

Chciałbym na chwilę wrócić do ostatnich spotkań wyjazdowych. Delikatnie mówiąc, nie zachwycałeś w nich formą...

- Już o tym zapomniałem. Mam taki zwyczaj, że zapamiętuję tylko dobre występy i o tych słabych staram się w ogóle nie myśleć. Mam wiele pozytywnych wspomnień i to one są cały czas w mojej głowie.

Ale możesz powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że Leszno to dla ciebie najgorszy polski tor?

- Tak. Uważam, że trzeba go spalić (śmiech). A tak poważnie to po prostu coś mi siedzi w głowie jak tam jadę i blokuję się. Dziwnie przygotowują tam nawierzchnię. Tylko start i tyle. Jak się nie zabierzesz spod taśmy, na dystansie masz niewielkie szanse. To wygląda jak motocross, mało wyprzedzeń. Porównaj sobie do Bydgoszczy, tam jest walka przez cały czas trwania biegu.

Przyszedłeś do bydgoskiego zespołu przed tym sezonem. Jak ci się podoba?

- Jak najbardziej pozytywnie. Do końca nie wiedziałem, jak to jest w tej Bydgoszczy, zanim przyszedłem. Skontaktowałem z klubem, ale nic o nim nie wiedziałem. Rozmawiałem z innymi drużynami, kiedy nagle włodarze składywęgla.pl Polonii do mnie zadzwonili. Chciałem podpisać kontrakt z tym zespołem. Tworzymy fajną ekipę, każdy jest przyjaźnie i towarzysko nastawiony. Miło być częścią takiego teamu.

Przed sezonem wielu ekspertów obok drużyn z Gniezna i Wrocławia wskazywało was jako kandydatów do spadku. Wszystkie papierowe spekulacje okazały się jednak kompletnie nietrafione.

- Faktycznie. Może trochę nie wyszły nam dwa ostatnie spotkania, ale zwróćmy uwagę, że były to ciężkie wyjazdy. To była niestety w dużej mierze moja "zasługa". Teraz wróciłem i znowu zapunktowałem. Wygraliśmy, także oby tak dalej.

Ostatnie sezony nie były zbyt udane w twoim wykonaniu. Sporo kibiców wątpiło, czy po średnim sezonie w I lidze, dasz radę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Takie opinie motywują cię do jeszcze cięższej pracy?

- W ogóle o tym nie myślę. Nie obchodzą mnie opinie innych. Tak jak powiedziałem, mam w głowie tylko pozytywne rzeczy i na krytykę nie zwracam za bardzo uwagi. Wiem, że stać mnie na skuteczną jazdę. Pamiętajmy, że miałem poważną kontuzję i potrzeba czasu, by wrócić do pełni sił. Czuję się dobrze, mam super team i odpowiedni sprzęt. Zmieniłem teraz nieco przełożenia, bo ostatnio wychodziło to gorzej. To przez zmianę pogody, ale poradziłem sobie z tym. Chcę cały czas poprawiać swoje wyniki we wszystkich ligach.

Coraz więcej żużlowców swoje życiowe sukcesy osiąga około 40 roku życia. Wierzysz, że twój czas też dopiero nadejdzie?

- To zależy od wielu rzeczy tak naprawdę. Wiesz, tak długo jak możesz, to starasz się jeździć. W zasadzie musisz mieć wszystko poukładane w życiu, by w wieku 40 lat być tak wysoko. Odpowiednia motywacja, dobre relacje rodzinne z żoną i dziećmi także są niezwykle istotne. Jeśli wszystko to jest na swoim miejscu, pojawiają się też sukcesy. Oczywiście łatwiej pod tym względem jest gdy jesteś młodszy, bo masz mniej zmartwień i nie myślisz o sprawach rodzinnych. Z kolei czasem będąc doświadczonym zawodnikiem zaczynasz zastanawiać się, czy powinieneś to robić, bo w domu czeka rodzina. Wtedy często pojawia się problem. Ale spójrzmy na Grega, on jest wiecznie młody. Na torze absolutnie nie widać tego, ile ma lat. Strasznie mnie motywuje jego postawa, powiem szczerze. Skoro on może, to ja też. Jest dokładnie 10 lat starszy, więc mam jeszcze trochę czasu (śmiech). Mogę się wiele od niego nauczyć i staram się to robić.

A propos dzieci... serdeczne gratulacje. W sobotę zostałeś ojcem.

- Dziękuję. Oczywiście sporo o tym myślałem ostatniej nocy, to bardzo ważne wydarzenie. Na tę chwilę chcę po prostu wrócić do domu, by zobaczyć żonę z moim małym synkiem. To coś niesamowitego, gdy rodzi ci się pierwsze dziecko. Nigdy takiego czegoś nie czułem.

Jeśli za kilkanaście lat syn stwierdzi, że chce być żużlowcem, pozwolisz mu na to?

- Tak. Wspieram moją rodzinę w jej życiowych założeniach. Jeśli będzie chciał uprawiać żużel, jego wybór. Będę mu mógł przekazać sporo moich doświadczeń. Ale tak samo będę go wspierał, gdy będzie chciał zostać piłkarzem, czy pływakiem. Jego życie, zrobi z nim co zechce.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Hans Andersen uczy się od Grega Hancocka Hans Andersen uczy się od Grega Hancocka


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×