Ale Czesi mają przecież i oni swoje i piękne tradycje i miejsca-mateczniki, znane każdemu kibicowi w Europie.
Bo nie ma przecież na pewno zdeklarowanego fana, który nie słyszałby o stadionie o miło brzmiącej nazwie Marketa w Pradze, aczkolwiek nie należy kojarzyć jej absolutnie ze sklepem, bo zapewniam, że to jest bardzo zły trop. To przecież tutaj od lat odbywają się turnieje Grand Prix, a w tym roku dodatkowo gościć będzie uczestników finału Drużynowego Pucharu Świata. A jeszcze wcześniej, bo w najbliższą środę na Markecie dojdzie do test meczu Czechy-Polska.
Drugą stolicą czeskiego speedwayą są niewątpliwie Pardubice, słynne z dwóch dyscyplin: koni - to oczywiście Wielka Pardubicka oraz żużla, na położonym całkiem niedaleko od toru wyścigowego sporego obiektu do uprawiania żużla. A skoro Pardubice i żużel, to skojarzenie musi być oczywiste - Zlata Prliba, czyli po polsku Złoty Kask.
Aż trudno uwierzyć, że zawody te mają już ponad osiemdziesięcioletnią tradycję! Pierwsze odbyły się bowiem już w 1929 roku, dokładnie 29 września. Tak rozpoczęła się przepiękna historia. Jak piszą autorzy wydanej kilka lat temu świetnej książki "Dirt Track żużel lat przedwojennych" właśnie na hipodromie, czyli de facto na torze trawiastym. Oj ciekawe to musiały być wyścigi, skoro, jeśli wierzyć autorom wspomnianej wyżej publikacji hipodrom pardubicki miał długości 2400 metrów, szerokości 25 metrów, a na wirażach 35 metrów! "Rywalizowano w kilku klasach, w zależności od pojemności motocykli. Interesująco wyglądał start do biegów. Wszyscy zgłoszeni w danej klasie zawodnicy ustawiali się na starcie, po czym ruszali do okrążenia rozgrzewającego za side-carem. Po objechaniu tegoż kółka, starter dawał flagą znak do rozpoczęcia wyścigu" - czytamy w "Dirt Tracku".
Klas motocykli było pięć, wielkim finałem był wyścig z handicupem, który wygrał Zdenek Pohl. Zawody oglądało ponad 50 tysięcy widzów, co wcale nie było, jak się miało później okazać, rekordem pardubickiej imprezy. Pohl otrzymał oczywiście, jakże by inaczej Złoty Kask. Jako ciekawostkę warto podać, że kask dla zwycięzcy z 1938 roku wykonano z kilograma czystego złota! Po wojnie pardubickie turnieje wznowiono w 1947 roku, potem była jeszcze jedna dosyć długa, bo dziesięcioletnia przerwa, a od 1961 roku Zlata Prilba jest rozgrywana już rokrocznie.
Do tej pory odbyły się 64 edycje turnieju! Turnieju który gromadził na starcie najlepszych z najlepszych. Rekordzistą jest Ole Olsen, który wygrywał tutaj aż siedem razy. Maja Pardubice swoich oddanych fanów, którzy nie wyobrażają sobie żużlowego sezonu bez "Zlatej Prilby" przyjeżdżając tutaj niezależnie od wszystkiego rokrocznie od wielu lat. I nieważne, czy aktualnie mieszkają w Polsce, Czechach, Europie Zachodniej, czy w Stanach Zjednoczonych. Chyba żaden żużlowy turniej na świecie Grand Prix nie wyłączając nie ma w sobie takiej magii, takiej mocy przyciągania jak ten. Kto był chociaż raz, nie zapomni, to mogę z czystym sercem napisać po prostu z autopsji.
Jednym z polskich rekordzistów jeżeli chodzi o oglądanie "Zlatej Prilby" jest tarnowski sędzia żużlowy Tomasz Proszowski, który na pardubicki turniej jeździ nieprzerwanie od 1990 roku. W "Zlatej Prilbie" zakochał się do tego stopnia, że prosi zawsze nasze żużlowe władze, aby w terminie turnieju nie przydzielały mu prowadzenia żadnej imprezy. W 2004 oraz w ubiegłym sezonie odpuścił sobie nawet finałowe mecze o Drużynowe Mistrzostwo Polski rozgrywane w jego Tarnowie, bo w tym samym terminie była słynna czeska impreza.
Jak wspomina te swoje "Prilby"? - W pierwszych latach jeździliśmy z kolegami pociągami. Z Tarnowa do Katowic, a tam przesiadka w pociąg relacji Warszawa-Praga, który jechał przez Pardubice. To turniej o niepowtarzalnej atmosferze. Przyjeżdżają tutaj kibice z wielu krajów, oglądają przez wiele godzin speedway, potem się bawią. Niepowtarzalny jest również regulamin zawodów, reguła sześciu zawodników, walczących w grupach oraz finał na sześć okrążeń. Ciekawe jest też to, że reguły nie są sztywne, tylko dopasowywane na bieżąco, w zależności od okoliczności. Pamiętam przed laty takie zawody, że bardzo mocno popadało i na wewnętrznej części toru stała woda. Organizatorzy za radą zawodników zdecydowali się wytyczyć wapnem nowy "krawężnik", wewnątrz toru, który tym samym stał się węższy o dwa metry. I zawody trwały dalej.
Pewną ciekawostką jest fakt, nasi reprezentanci w Pardubicach startowali już przed wojną, zadebiutowali, tutaj jeszcze raz powołajmy się na książkę "Dirt Track żużel lat przedwojennych", w 1932 roku! Ale przez kilkadziesiąt lat żadnemu Polakowi wygrać turnieju się nie udało. Dopiero ostatnio uczynili to, reprezentujący nasz kraj Norweg Rune Holta i w ostatnim roku Grzegorz Walasek. Wraz z "Prlibą" organizowany jest od dawna turniej dla juniorów "Zlata Stuha", a w ostatnich latach także jakaś impreza rangi finału mistrzostw świata. Pardubice są wówczas prawdziwą i niekwestionowaną stolicą żużlowego globu. W tym roku będzie podobnie.
[b]Robert Noga
Finałowy bieg z 2009 roku i wygrana Rune Holty
{"id":"","title":""}
[/b]