Zmora: Z Mikaelem Maxem nie dobrnęliśmy nawet do części finansowej

Stal Gorzów w niedzielę podejmie Dospel Włókniarz Częstochowa. Gospodarze do meczu przystąpią niezwykle osłabieni, ale prezes gorzowskiego klubu wciąż widzi szanse na zwycięstwo.

Marcin Malinowski
Marcin Malinowski

W obliczu kontuzji Daniela Nermarka i Linusa Sundstroema gorzowianie mieli twardy orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o ustalenie składu na niedzielne spotkanie z Dospel Włókniarzem Częstochowa. Ekipa Piotra Palucha nie składa jednak broni. - Niedawno wydawało nam się, że to, co najgorsze, jest już za nami, a okazało się, że jest dopiero przed nami. Kolejne kontuzje Daniela Nermarka i Linusa Sundstroema bardzo mocno komplikują pracę sztabu szkoleniowego i koncepcję drużyny na kolejne spotkania. W poniedziałek wydawało się, że możemy spokojnie sięgnąć po punkt bonusowy. Dalej będziemy o niego walczyć, ale będzie to dużo trudniejsze niż przy pełnym składzie naszej drużyny - przyznał Ireneusz Maciej Zmora.

Prezes Stali Gorzów obecne rozgrywki uznaje za specjalne. Jest ku temu kilka powodów, w tym także te niezbyt miłe. - Przed nami kolejny bardzo ważny mecz po niemal miesięcznej przerwie. Ostatni raz na gorzowskim stadionie jechaliśmy 2 czerwca z bydgoską Polonią. Ten sezon na pewno jest wyjątkowy. Niestety obfituje w kontuzje - mówił sternik klubu z Grodu nad Wartą.

W środę informowaliśmy o spotkaniu Piotra Palucha, Ireneusza Macieja Zmory i kierownika drużyny Krzysztofa Orła, którzy wspólnie obradowali nad tym, jak ustawić swoją ekipę. - Braliśmy pod uwagę różne możliwości, łącznie z wypożyczeniami zawodników z innych klubów oraz start Mikaela Maxa w barwach Stali Gorzów - zdradził prezes. Plan ze Szwedem zupełnie jednak nie wypalił, a pierwszym złym sygnałem była słaba postawa Mikaela Maxa we wtorkowym meczu Elitserien. - Okazało się, że zawodnik nie jest przygotowany do startu w Ekstralidze ani pod względem kondycyjnym, logistycznym ani sprzętowym. Nie dobrnęliśmy nawet do części finansowej. Zawodnik nie jest zainteresowany, aby startować w jakimkolwiek klubie w Polsce, a już na pewno nie w Ekstralidze - wyjawił Zmora.

Ostatecznie wybór padł na opcję, która była najbardziej prawdopodobna. Pod numerem 10 w niedzielę zobaczymy Bartosza Zmarzlika, dla którego będzie to wyjątkowy występ. 18-latek od początku swojej kariery pokazuje dużą klasę. Po słabszym początku sezonu wrócił na właściwie tory, choć wciąż zdarzają mu się wpadki. Zdaniem włodarzy Stali młodzieżowiec nie powinien mieć problemów z presją psychiczną. - Bardzo się między sobą różniliśmy, ale po długich rozmowach podjęliśmy w końcu tę trudną decyzję. W pewnym sensie historyczną, bo w najbliższą niedzielę Bartek Zmarzlik zadebiutuje jako senior. W swojej historii stanął już na podium cyklu Grand Prix, jest indywidualnym mistrzem Europy juniorów, wywalczył z drużyną mistrzostwo świata, a w swojej rozkładówce ma już wszystkich najlepszych zawodników, których przywiózł za swoimi plecami. Uważamy, że jest w stanie dobrze się zaprezentować. Presja na Bartku nie będzie większa niż na innych zawodnikach. Zadanie ma trudniejsze, ale presja jest jednakowa dla wszystkich - zauważył sternik żółto-niebieskich.

Gorzowski talent będzie partnerem Tomasza Gapińskiego, który zdaje się powoli odzyskiwać optymalną formę. Zarówno ta dwójka, jak i wszyscy pozostali będą musieli dać z siebie wszystko w starciu z takim rywalem, jakim jest Włókniarz. - Ciężar rywalizacji spocznie na barkach wszystkich zawodników. Będziemy wymagać, by liderzy na własnym torze wygrywali biegi. Pozostali będą musieli dorzucać swoje punkty. Mamy nadzieję, że para Gapiński - Zmarzlik w najgorszym wypadku będzie swoje biegi remisowała. Bardzo ważne będzie, aby było przywożonych jak najmniej zer - kontynuował.
Wiele będzie zależeć od pary Zmarzlik-Gapiński, ale presja jest taka sama dla wszystkich zawodników Stali Gorzów Wiele będzie zależeć od pary Zmarzlik-Gapiński, ale presja jest taka sama dla wszystkich zawodników Stali Gorzów
W związku z ustawieniem Zmarzlika na pozycji seniora parę młodzieżową tworzyć będą Łukasz Cyran i Adrian Cyfer. W Gorzowie wierzą, że wykonają oni plan minimum. - To są zawodnicy, którzy są w stanie pokonać juniorów z Częstochowy. Jeżeli oni zrobią to w tę niedzielę, a wierzę, że tak się stanie, to możemy patrzeć z optymizmem na końcowy wynik tego meczu, włącznie z tym, że drużyna wywalczy bonus - zapewniał Zmora, którego drużyna ma do odrobienia sześć punktów straty spod Jasnej Góry. Stal na SGP Arena Częstochowa przegrała 42:48.

Poza wspomnianymi zawodnikami, liderami Nielsem Kristianem Iversenem i Krzysztofem Kasprzakiem do obstawienia pozostaje jeszcze jedno miejsce. Awizowany został Paweł Hlib. W jego miejsce mogą jednak pojechać Łukasz Jankowski lub Adrian Gomólski, lecz ten drugi ma na to nikłe szanse z powodu małej liczby startów. Na tę chwilę szanse nie są jednak nikomu odbierane. - Co do piątego seniora trener decyzji jeszcze nie podjął. Zrobi to przed meczem - krótko skwitował prezes klubu.

Na koniec Ireneusz Maciej Zmora podał jeszcze jeden powód, dla którego najbliższy pojedynek będzie szczególny dla gorzowskiego klubu. - Chciałbym pogratulować trenerowi tej trudnej i odważnej decyzji, z którą w pełni się zgadzam. Warto powiedzieć, że jest to zestawienie wyjątkowe, bo na siedmiu żużlowców będzie aż sześciu Polaków, a jeśli wystartuje Paweł Hlib będzie aż czterech wychowanków Stali Gorzów - podkreślił. Ostatnim razem taka sytuacja miała miejsce w 2005 roku, kiedy gorzowianie jeździli w I lidze. Z kolei w najwyższej klasie rozgrywkowej w sezonie 2002 prezentowali się sami wychowankowie na czele z Piotrem Paluchem, Piotrem Świstem czy Zbigniewem Sucheckim. - Mimo wszystkich trudności uważam, że tą drużynę stać na zwycięstwo z bonusem - dodał na zakończenie.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×