Trudna sytuacja finansowa Lechmy Startu Gniezno. Rusiecki: Podobnie jest w wielu klubach

Beniaminek Enea Ekstraligi przeżywa obecnie trudne chwile. Ciężka sytuacja w tabeli to tylko jedno ze zmartwień kibiców Lechmy Startu Gniezno. Klub ma bowiem problemy finansowe.

Czerwono-czarni wygrali jak dotąd 3 spotkania, a do miejsca gwarantującego utrzymanie tracą 3 punkty (PGE Marma Rzeszów ma jednak do rozegrania o jeden mecz więcej). Jeśli zespół Stefana Anderssona ma jeszcze powalczyć o prawo startów w przyszłorocznej ekstralidze, musi szukać zwycięstw na wyjeździe.

Tymczasem Lechma Start złapał finansową "zadyszkę". W rozmowie z naszym portalem prezes Arkadiusz Rusiecki nie ukrywa, że klub ma problemy. - Nasza sytuacja jest bardzo trudna i nie robimy z tego tajemnicy. Zresztą podobnie jest w wielu innych klubach, w których nikt nie chce o tym głośno mówić - mówi sternik czerwono-czarnych.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Zdaniem Rusieckiego tegoroczny sezon jest "poligonem wojennym", po którym "rany" leczyć będzie wiele klubów, a spadkowicze staną nawet przed dylematem dotyczącym dalszej egzystencji. - Takie są konsekwencje zmniejszenia ligi do ośmiu zespołów. Można milczeć na ten temat, ale to nie zmieni rzeczywistości w jakiej funkcjonujemy. Rozmawiamy z naszymi chłopakami o tym jak złapać balans pomiędzy walką do końca w lidze, a tym, aby nie pogłębiać problemów, z których jesienią będzie strasznie trudno wyjść. Staramy się o konsensus z zawodnikami, ale nie będzie to łatwe. Nie czas już wracać do dyskusji o tym czy słuszne było powiększanie ekstraligi, ale decyzja o jej zmniejszeniu jest znacznie gorsza. Za chwilę cały żużel odczuje jej konsekwencje, ale skoro nikt, kto ma wystarczające narzędzia w rękach, aby temu przeciwdziałać, nie chce tego zauważyć dzisiaj, kiedy jest jeszcze szansa na refleksję, to widocznie musi przeżyć terapię szokową. Polski żużel utrzymują kluby. Utrzymują je między innymi tacy ludzie jak Józef Dworakowski, Marta Półtorak, Krystyna Kloc, Roman Karkosik, wcześniej Robert Dowhan, których dzisiaj nikt nie słucha. Zarówno oni jak i w konsekwencji ich kluby, mają coraz mniej pieniędzy, które byliby gotowi łożyć na żużel, więc przestaną to robić. Zwłaszcza w sytuacji, gdy nikt się z nimi nie liczy. Jeśli się nie opamiętamy, będzie coraz gorzej - prorokuje prezes.


Źródło artykułu: