Michał Wachowski: Masz już za sobą operację. Czy wszystko przebiegło pomyślnie?
Tobiasz Musielak: Tak, operacja odbyła się we wtorek. Miała być w piątek, cztery dni wcześniej, ale lekarz powiedział, żeby poczekać parę dni, aby opuchlizna trochę zeszła. Faktycznie wszystko przebiegło zgodnie z planem i zarówno ja, jak i lekarz, możemy być zadowoleni. Byłem w piątek w klinice na kontroli i powiedział mi, że rana się goi. Trzeba czekać teraz na zrost tych kości i liczę na to, że wyjadę wcześniej na tor.
W wywiadzie dla lokalnego radia powiedziałeś, że chcesz wrócić jeszcze na play-offy.
- Pierwszy mecz play-offów jest 1 września, a ja mam do 6 września zwolnienie, więc do tego czasu nie mogę wyjechać na tor. Dzień później (7 września) chciałbym odbyć pierwszy trening i być może uda mi się pojechać w spotkaniu rewanżowym.
Wracając na chwilę do tego feralnego upadku: czy pamiętasz w ogóle chwilę, gdy upadłeś na tor? W takich sytuacjach żużlowy mówią często, że pamiętają jedynie moment, kiedy ocknęli się na torze.
- Wszystko pamiętam, ale staram się o tym nie myśleć. Takich rzeczy nie chciałbym sobie przypominać. Będę myślał o tym, by po powrocie jeździć jak najlepiej i żeby po tym upadku nic w głowie nie zostało. Po żadnej z moich wcześniejszych kontuzji nie miałem, że tak powiem "kabla na torze", dlatego myślę, że podobnie będzie i tym razem.
To najcięższa kontuzja w twojej dotychczasowej karierze.
- To prawda. Miałem też ciężką kontuzję barku, która odnowiła mi się rok temu. Pod koniec sezonu będę chciał jeszcze poprawić ten bark. Ta obecna kontuzja jest ciężka z tego względu, że moje kości się bardzo przemieściły. Doktor mówił, że było kiepsko, ale na szczęście już wszystko jest okej.
Twój brak jest na pewno bardzo odczuwalny, ale Fogo Unia mimo to może w tym roku wejść do play-offów. Drużyna wygrała ostatnio cenny mecz na wyjeździe ze składywęgla.pl Polonią Bydgoszcz. Domyślam się, że śledzisz wyniki i cieszysz się z postawy kolegów.
- Mam takie przemyślenia, czy jestem w ogóle potrzebny w tej drużynie (śmiech). Fajnie, że chłopacy wygrali. Pożyczyłem na te dwa ostatnie wyjazdowe mecze silnik Marcinowi Nowakowi, żeby chłopak mógł coś zdziałać w Ekstralidze. Poprosił mnie o to prezes Józef Dworakowski, więc nie było żadnego problemu. Widać pewien progres w jeździe Marcina. Brakuje mu trochę jazdy w Ekstralidze, no i tego sprzętu. Liczę więc, że w przyszłym sezonie klub dołoży mu też do jego motocykli.
W pierwszym meczu z PGE Marmą w Rzeszowie Marcin nie zdobył punktów. Nieco lepiej zaprezentował się w Bydgoszczy, gdzie miał już punkt oraz bonus. Można powiedzieć, że jego progres to w jakimś stopniu twoja zasługa.
- Nie, bez przesady. To on jechał na tym motocyklu i on nim kierował. Nie ma sensu mówić, że to była moja zasługa. W Rzeszowie był pewnie zestresowany. W Bydgoszczy w pierwszym biegu też miał pewnie stres, ale później wszystko ustało i zdołał pokonać Hansa Andersena.
Jakie masz plany na najbliższe tygodnie? Mimo tej kontuzji, na pewno będziesz chciał być z drużyną w tej decydującej fazie sezonu. Planujesz wspierać zespół, przychodząc w czasie meczów czy treningów do parkingu?
- Na pewno będę obecny w parkingu. Liczę, że chłopacy będą czuli moją obecność i że będę im pomocny. Mam przed sobą rehabilitację i nadarza się w ten sposób szansa na jakieś wakacje. Być może wyjadę w najbliższym czasie nad polskie morze, bo jeszcze nigdy tak naprawdę tam nie byłem.
Pozostaje mi zatem życzyć ci jak najszybszego powrotu do zdrowia.
- Bardzo dziękuję. Chciałbym też przy tej okazji pozdrowić kibiców i podziękować Robertowi Skrzypkowi, Mariuszowi Szmandzie i Pawłowi Ratajszczakowi za pomoc przy logistycznej organizacji operacji. Na pewno słowa uznania należą się też Mikołajowi Zgaińskiemu i firmom, które pomogły sfinalizować mi zabieg. Dziękuję też mojej rodzinie oraz wszystkim ludziom, którzy w tych trudnych chwilach mnie wspierali.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!