Kawał: Blondyn, czyli ja, już dłuższy czas stoi na przystanku autobusowym. Przechodzi obok jakiś koleś i mówi do mnie:
- Człowieku, ten autobus kursuje tylko w święta.
- No, to mam wielkie szczęście, bo dzisiaj są moje imieniny...
Bartłomiej - imię męskie pochodzenia aramejskiego. Pochodzi od słów: Bar Tholomai, co oznacza syn oracza lub syn Tolmy. W formie Bartholomaeus było znane od początków chrześcijaństwa, z której wywodzi się staropolski Bartłomiej. W średniowiecznej Polsce imię było bardzo popularne. Jedno ze zdrobnień tego imienia – Bartosz – funkcjonuje obecnie jako osobne imię.
Czyli jestem synem oracza (ciekawe, co by na to powiedział mój śp. tato? - cóż, każdy orze jak może, czyli powinno mnie, hi, hi, ciągnąć na tor w Lesznie, no nie?). Angole mówią do mnie Bart, Chris Louis wołał na mnie "Bartman", rodzina i najbliżsi przyjaciele zwracają się do mnie per Bartolo (tak też mówi np. Tomek Lorek), kibice żużla nazywają mnie Don Bartolo, Bartas, Bartek lub Czekan, a kilku znajomych: Bartolomeo. Znaczy się, jestem człowiekiem wielu imion, he, he.
Jeśli chodzi o speedway, to dziś w Poole ciekawa GP Challenge IMŚ z udziałem trójki Polaków oraz finał IMEJ w Gustrow. Czyli jakby wieczór pracy dla mnie, tzn. pracy dla moich macierzystych redakcji: "Tygodnika Żużlowego" oraz sportowefakty.pl. I właśnie polecam Wam gorąco dzisiejsze relacje live na naszym niezawodnym, najbardziej prestiżowym portalu. Zapraszam też na facebooka na profil SF oraz na mój. Tam zawsze jest mały czad, sorry: chat. Świętowania imienin więc nie będzie. Zresztą, nie spożywam ostatnio. A w czwartek (może się uda już we wtorek z amatorami, kto wie?) trening na torze u Piotrka Barona z cudownie ocaloną w Ekstralidze Betardem Spartą. Muszę być w formie, bo zamierzam fruwać. Byle nie przez bandę. Pozdro i miłego łykendu dla Wszystkich! Dziś będę więc świąteczny i w miarę sympatyczny.
Jestem starej daty i nigdy nie ukrywałem, że preferuję jednodniowy finał IMŚ niż nudny i ciągnący się niczym guma od gaci cykl GP, ciągle niemal z tymi samymi gębami. Dlatego wolę IME, bo tam mogę sobie pooglądać szarże Puodżuksa czy odświeżyć bajkopisarza Andersena. Jeśli już musi być to GP, to niech będzie nie więcej niż pięć turniejów w sezonie, żeby nie znużyć publiki i nie zajechać żużlowców. O tym ostatnio mówił na naszym portalu "Narodowy" Marek Cieślak, który, jak się okazuje, czasem jednak potrafi coś powiedzieć z dużym sensem. W skokach narciarskich funkcjonują obok siebie cykliczny Puchar Świata i jednorazowy championat globu. Dlaczego nie w speedwayu? Powiecie, że jednodniowy finał bywa niesprawiedliwy: defekt, czy upadek mogą przekreślić marzenia zawodnika o mistrzostwie. A kto powiedział, że sport ma być sprawiedliwy? Ma być emocjonujący, frapujący i przyciągający. Dramaty, przypadki też są ważną częścią składową sportowego spektaklu. I te przypadki, dramaty z dawnych jednodniowych finałów do dziś są wspominane przez starszych kibiców żużlowych: upadek Briggsa, w którym stracił palec, kraksy faworytów typu Olsen i Mauger, odbierające im szanse na koronę, np. wywrotka wielkiego Ivana, gdy w biegu dodatkowym w 1973 roku na wariata gonił naszego Jerzego Szczakiela, podcięcie Plecha przez Chłynowskiego, fenomenalne finały w 1981 i 90 roku, kontrowersyjna sytuacja pomiędzy Penhallem i Carterem w Los Angeles w 1982 roku… I wiele, wiele innych. Przez lata uzbierało się tego. A ile takich momentów pamiętamy z tych nazbyt licznych turniejów GP? Przecież z ich nadmiaru one zacierają się w pamięci. Tak od ręki: nożyce Golloba na Jimmym Nilsenie we Wrocku, nokaut w wykonaniu Boyce’a, cóż jeszcze… Mało trochę, a przecież tyle się wydarzyło.
Kiedyś przez cały rok czekało się na początek września na tę jedną elektryzującą noc: na finał IMŚ. A wcześniej były eliminacje, które są przecież bardziej sportowym sposobem wyłaniania finalistów niż dzikie karty. Wystarczy jedna dla reprezentanta gospodarzy imprezy.
Dlatego bardziej od jakiegokolwiek turnieju GP jara mnie dzisiejszy Challenge w Poole. Bo to jednodniowa impreza, bez marginesu na pomyłkę. I awansuje tylko trzech najlepszych. No chyba, że wśród nich znajdzie się PUK Iversen i potem utrzyma się w cyklu GP, więc za niego wejdzie ten czwarty z imprezy w Poole. Tyle że świetny (ledwie od kilku sezonów) Duńczyk ponoć chodzi i myśli, czy w ostatniej chwili nie zrezygnować ze startu w "czelendżu" w obawie przed kontuzją, gdyż na torach brytyjskich gipsiarze zbierają swoje bogate żniwo. Zrezygnował już Matej Zagar i ja go nie bardzo rozumiem. Albo jest się sportowcem, albo…kalkulatorem. A jeśli walecznemu Matejowi, tfu, tfu, odpukać, nie uda się utrzymać w czołowej ósemce GP, to będzie liczył już tylko na dziką kartę? A z tym może być ciężko, bo wygląda, że do „dzikusów” ustawi się spora kolejka zacnych nazwisk. To mogą być: Gollob (o ile jemu w ogóle jeszcze chce się jeździć w GP), Jonsson, może Holder, a nawet Ward. Kto wie, jak to się wszystko jeszcze potoczy. No i co to za GP bez Griszy Łaguty?
Właśnie, ja marzę o finale IMŚ z udziałem tego szalonego Rosjanina, jego ziomala Emila, Woffindena, Warda, Holdera, Golloba, Hampela, Kołodzieja, Janowskiego i Pawlickich (ewentualnie Dudka), czy Hancocka, jako jedynego reprezentanta USA, poza tym, to wciąż znakomity zawodnik i jest żywą legendą. Do tego niosący dawkę emocji i adrenaliny Dziki Nicki Pedersen, PUK, Bjerre, jako rodzynek - przedstawiciel jawy, Jonsson, bo to wciąż materiał na ekscytującego championa, Jepsen Jensen (największy talent światowego żużla).
Oczywiście dla pełnego obrazu także Zagar, Vaculik, Pavlic, a również np. Smolinski z Niemiec i jakiś Czech (albo lepiej: Czeszka, gdyż taka jedna tam fajnie zasuwa na "szlace"). Bo w Niemczech i w Czechach speedway potrzebuje potężnego kopa marketingowego, mimo że mają tam nawet swoje ligi. Tyle że podupadające. A czyż rozkochane w żużlu łotewskie Daugavpils nie zasługuje na Lebiedievsa czy innego Puodżuksa w GP? A jeśliby trafił się np. jeszcze jakiś Francuz, Holender (te dwie nacje to specjaliści od trawy i długiego toru), Włoch czy Argentyńczyk, to byłaby już zupełna maniana i poszerzenie geografii klasycznego speedwaya. Wiem, wiem, na imieniny poniosło mnie i tak się zapędziłem, że wychodzi mi przynajmniej 24-osobowy turniej GP! He, he, ale przecież już tak było! Przypomnijcie sobie. Wiem, wiem, 24 ścigantów naraz to przesada.
Apeluję przeto o normalne, jak najbardziej szerokie (dla wszystkich chętnych krajów!) eliminacje do IMŚ i o jednodniowy finał dla najlepszej szesnastki. Ot, co!
Dziś w Poole będziemy ściskać kciuki za całą naszą trójkę. Krzysiek Kasprzak w tym sezonie błysnął, pokazał, że może być czołowym, ekspresyjnym ścigantem w GP, po czym… zgasł jak wypalona świeczka. Kontuzje, zmęczenie, sprzęt? Co się „Kasper” dzieje? Od dawna piszę, że "Magic" Janowski oraz brachole Pawliccy to przyszłość polskiego i światowego speedwaya. Niektórzy wciskają mi też Patrysia Dudka. Dobra, niech Wam będzie. Janowski robi postępy krok po kroku, bez fajerwerków, ale widać, że się rozwija. Zobaczcie jak szybko okrzepł w gronie seniorów. Talent. Szkoda kontuzjowanego Przemka Pawlickiego (obaj brachole są bardzo podatni na kontuzje, są łamliwi i to czasem hamuje ich kariery). Zastąpi go Fin Timo Lahti, który jeździ w Anglii. Także czasem i w Poole.
Ale najszybciej awansuje w żużlowej hierarchii najmłodszy Piotrek Pawlicki. Robi chyba najbardziej spektakularne postępy. Czasem potrafi pojechać jak chuligan, lecz te jego wyjścia z łuku są naprawdę piorunujące! Kiedyś po latach na Olimpico wsiadłem sobie na motor żużlowy ot, żeby tylko popyrkać dla frajdy. Wtedy trenerem Sparty był jeszcze Marek Cieślak. I gościnnie zjawiła się we Wrocku także rodzinka Pawlickich. Tato Piotr, Przemek z gipsem na ręku, a jakże oraz mały Piotruś, jeszcze bez licencji. On też jeździł na tym treningu. Świetnie sobie radził. Pokazał mi go Marek Cieślak i powiedział: - To megatalent, zobacz, jak jest sklejony z motorem. Jakby z nim stanowił jedną całość.
Dziś Janowski jest jednym z liderów Piratów z Poole, a w zeszłym roku takim był Kasprzak, który na Wyspach lepiej jeździ niż w Polsce. Tam jest cenioną supergwiazdą. Piotrek też poprzednio zasuwał dla Pirates. Cała nasza trójka ma więc ten tor mocno obstukany. Martwi trochę kontuzja kolana "Magica". No i "Kasper" ostatnio przywiózł "aż" 3 oczka w 4 startach dla swojego Coventry w przegranym meczu z Peterborough… 20:70. Ładnie.
Szalony Szwed Thomas H. Jonasson również jest członkiem "Piratów" i ostrzy sobie zęby na awans. Będę kibicował także Smolinskiemu, żeby Niemcy miały swego reprezentanta w GP. To taki mój sentyment do legendarnego Egona Muellera. Albo Vaszek Milik junior, którego ojciec był moim zawodnikiem w Sparcie ASPRO. Też ściskam za młodego kciuki. Generalnie obsada jest silna: ostry jak brzytwa Batchelor, Bjerre, Jesper Jensen, marzący o powrocie do elity Andersen, Pavlic… Niespodzianki niewykluczone!
Typuję na chybił trafił, bo trudno:
1. Niels Kristian Iversen (o ile w ogóle wystartuje)
2. Michael Jepsen Jensen
3. Krzysztof Kasprzak
-----------------------
5. Maciej Janowski
8. Piotr Pawlicki
A w dzisiejszym finale IMEJ w Gustrow moimi faworytami są: P. Przedpełski (w Ekstralidze jedzie lepiej niż w młodzieżówkach - czyżby na ligę dali mu specjalny silnik?), Michelsen, Lebiediew i Czaja.