Do spotkania przedstawicieli klubów ENEA Ekstraligi doszło we Wrocławiu. Wzięli w nim udział przedstawiciele ośmiu zespołów. Zabrakło jedynie reprezentacji Stelmetu Falubazu Zielona Góra i bydgoskiej Polonii. Dyskusja dotyczyła sposobu zarządzania spółką Ekstraliga Żużlowa. - Chcieliśmy się spotkać z samym prezesem Witkowskim, który w praktyce ma władze i rządzi Ekstraligą Żużlową. Niestety, nie było woli z jego strony i nasza propozycja spotkania została odrzucona. W związku z tym spotkaliśmy się we własnym gronie. Chcemy coś zmienić, bo jesteśmy pod władaniem Polskiego Związku Motorowego, który traktuje nas jak chłopców do bicia. Nie mamy nic do powiedzenia - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jakub Nadachewicz, Przewodniczący Rady Nadzorczej KST Unibax, który był obecny na sobotnim spotkaniu.
Przedstawiciele klubów Ekstraligi podkreślają również, że nie chodzi im o zmiany w regulaminie rozgrywek, a więc o utrzymanie KSM i liczebności na poziomie 10 zespołów. - Nie chodzi nam naprawdę o regulamin i to chciałbym bardzo wyraźnie podkreślić. Kiedy spółka była tworzona, to mieliśmy nią wspólnie zarządzać. Niestety, utraciliśmy całą władzę i nie mamy wpływu na nic. Nie wiemy, jakie są koszty spółki, jej budżet, nie mamy wpływu na żadną umowę zarówno ze sponsorami czy z mediami. Prezes Witkowski podchodzi do nas w sposób lekceważący. Nie chce się nawet z nami spotkać, a kiedy głosujemy większością nad jakąś uchwałą, to on automatycznie głosuje na nie. Tak być w naszej ocenie nie może - podkreśla Nadachewicz.
Po spotkaniu we Wrocławiu wniosek jest jasny - przedstawiciele klubów nie chcą, żeby spółka Ekstraliga Żużlowa była dalej zarządzana w obecny sposób. Co zamierzają zrobić? - Daliśmy sobie chwilę na indywidualne przemyślenia. Wiemy, że nie akceptujemy obecnego stanu rzeczy i chcemy go zmienić. Nikomu nie podoba się, jak traktuje nas prezes Witkowski. Na konkrety przyjdzie czas najpóźniej w poniedziałek. Mamy już jakiś ogólny zarys działania, ale konkrety będą lada dzień. Wierzymy, że wrócimy do zdrowych zasad, w których udziałowcy mówiący jednym głosem mają coś do powiedzenia - przekonuje Nadachewicz.
Z drugiej strony można powiedzieć, że prezesi klubów ENEA Ekstraligi sami oddali władze w ręce Andrzeja Witkowskiego, żeby ten zaprowadził porządek w polskim żużlu. Jakub Nadachewicz w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl podkreśla jednak, że początkowe ustalenia były zupełnie inne. - Owszem, kluby same chciały, żeby prezes Witkowski wziął sprawy w swoje ręce, ale to miało odbyć się na innych zasadach. Nie miało być próby "skoku na kasę", bo jak inaczej nazwać zamiar zabrania dywidendy ze spółki, której udziałowcy są na granicy upadłości? W praktyce wyszło tak, że chodzi tylko o pieniądze. Regulamin to sprawa drugorzędna. Najważniejsza była dywidenda, pieniądze od sponsorów i to, żeby kluby za mocno nie dyskutowały. Zapewniam, że nie chcemy iść z nikim na wojnę. Zależy nam na tym, żeby to znowu zaczęło działać na zdrowych zasadach - zakończył Jakub Nadachewicz.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
A jeszcze jedno do autora artykułu CZEMU BYDGOSKIEJ POLONII JEST Z MAŁEJ LITERY A ZG Z DUŻEJ?
A jeszcze jedno do autora artykułu CZEMU BYDGOSKIEJ POLONII JEST Z MAŁEJ LITERY A ZG Z DUŻEJ?