Ekipa Stelmet Falubazu Zielona Góra przegrała pierwszy pojedynek finałowy trzema oczkami. Czy trener zielonogórzan brałby taki wynik "w ciemno"? - W pesymistycznej wersji tak. W optymistycznej nie. Choć muszę przyznać, że w zasadzie plan został wykonany. Nie jest najgorzej, ale z drugiej strony mam świadomość, że mogliśmy w biegu XIII przybić ten wynik i w ostatecznym rozrachunku wywieźć stąd zwycięstwo, niestety się nie udało. Jakiś niedosyt i niesmak pozostały, ale myślę, że wynik jest dobry - przyznał Rafał Dobrucki.
Szkoleniowiec ocenił postawę swoich zawodników podczas niedzielnego pojedynku. - Zawiódł Jonas. Miał nawet dobre wyjścia spod taśmy, ale na łuku się gubił. Nie zaskoczył nas w tym spotkaniu. Krzysiek Jabłoński dowiózł do mety 2 oczka, jednak robił na torze bardzo dużo dobrego. Miał świetne wyścigi, fajne było zwłaszcza to, co zrobił w biegu, kiedy został niestety wykluczony. Możemy o tym dyskutować, ale decyzja sędziego jest taka i niezmienna. Krzysiek zrobił w tym biegu fantastyczną robotę. Cały wyścig świetnie rozprowadził. Walka z Adrianem Miedzińskim była znakomita, ale ten położył mu się na wentyl i tyle. Skończyło się jak się skończyło - skomentował.
Po pierwszych dwóch biegach niedzielnego spotkania na tablicy widniał remis. Jednak już po piątej gonitwie torunianie prowadzili dziesięcioma punktami. Czy to wprowadzało dodatkowy stres do ekipy Dobruckiego? - Żadnej nerwowości nie było. Raz, że jesteśmy przyzwyczajeni do tego i jakoś tak już bywa, że w tym momencie łapiemy drugi oddech i zaczynamy prawidłowo jechać. Gospodarze od początku zaczęli z grubej rury. Dwa - zastępstwo zawodnika poszło im nieźle, ale w końcu też się wystrzelali. U nas nie było jakiejś niepotrzebnej nerwówki - podkreślił trener.
Czy torunianie zaskoczyli zielonogórzan przygotowaną na ten mecz nawierzchnią? - Nie, raczej nie. Tor w Toruniu zawsze jest podobnie przygotowany. Zawodnicy, którzy tu jeżdżą, mam na myśli gospodarzy, zawsze są do niego dobrze "przyklejeni". W tym spotkaniu też tak było.