Zdaniem prezesa Dospel Włókniarza Częstochowa, Pawła Mizgalskiego, winny całemu zdarzeniu jest główny sponsor toruńskiego klubu - Roman Karkosik. - Jestem bardzo zniesmaczony tym, co się wydarzyło. Nie da się zrozumieć tego, że można było posunąć się aż tak daleko. Z punktu widzenia nas, klubu z Częstochowy, rzuca to nowe światło na nasz półfinał z Unibaksem. To, jakie światło, pozostawię w sferze domysłów - powiedział Mizgalski w rozmowie z naszym portalem.
- Jest niedopuszczalne, aby jedna osoba, pan Karkosik, decydowała o tym, kto otrzyma medale. Nie może być sytuacji, gdy jedna osoba trzyma w szachu całe środowisko żużlowe. Nie ma znaczenia, czy jest to pan Karkosik czy ktokolwiek inny - dodał.
Jak podkreśla Mizgalski, częstochowianie, pomimo trudnej sytuacji kadrowej, zawsze kierowali się dobrem widowiska. - My, Włókniarz Częstochowa, cały sezon walczyliśmy fair. Gdy przyszedł mecz z Unią Leszno, gdy nie mogli jechać Michael Jepsen Jensen i Emil Sajfutdinow, mimo opadów nie kombinowaliśmy z torem. Nawet leszczynianie byli pozytywnie zaskoczeni, że w taki sposób podeszliśmy do tego meczu. Nie próbowaliśmy meczu przełożyć, wyjechaliśmy na tor, przegraliśmy i mówi się trudno. Takie były okoliczności. Podobnych sytuacji było w tym sezonie więcej, gdyż w niejednym meczu byliśmy pozbawieni liderów. Wszystko rozgrywało się na zasadzie fair play.
- Po rewanżowym meczu o 3. miejsce sami się zastanawialiśmy, czy może nie jesteśmy zbyt naiwni. Może sami powinniśmy kombinować i próbować jakichś pozasportowych sztuczek. To jednak nie o to chodzi. Funkcjonujemy w sporcie, gdzie są pewne reguły fair play i chcemy, by rywalizacja odbywała się na torze. Z pewnością nigdy od tego nie odstąpimy - podkreślił prezes Włókniarza.
Mizgalski uważa, iż żadna kara finansowa nie będzie dostateczną nauczką dla Romana Karkosika. - Sam jestem ciekaw, jaką karę otrzyma klub z Torunia, bo jest to sytuacja bezprecedensowa. Bardzo prawdopodobne jest to, że zostanie nałożona duża kara finansowa oraz ujemne punkty na początku przyszłego sezonu. Odstąpi się w ten sposób od degradowania klubu do I czy II ligi. Biorąc jednak pod uwagę, że w przyszłym roku, zgodnie z postanowieniami, nie będzie limitów oraz KSM-u, żadna kara finansowa nie będzie dla pana Karkosika bolesna. Będzie on mógł zatrudnić najlepszych zawodników z Polski i zagranicy, a ujemne punkty nie są barierą nie do przeskoczenia. Uważam więc, że biorąc pod uwagę możliwości pana Karkosika, kara finansowa i ujemne punkty to za mało.
Częstochowianie mają nadzieję, iż srebrne medale zostaną Unibaksowi Toruń odebrane. Nie liczą jednak na to, że Włókniarz zostanie dzięki temu przesunięty na trzecią lokatę w tabeli. - Za złamanie wszelkich zasad fair play, odebranie srebrnego medalu jest dla mnie oczywiste. Podkreślam jednak, że chodzi mi tutaj o klub, a nie o drużynę. Wiem bowiem, że zawodnicy Unibaksu chcieli wyjechać na tor i chcieli powalczyć w tym spotkaniu. Decyzje zapadły po prostu ponad nimi. Nie mówię tego wszystkiego z punktu drużyny, która po sportowej rywalizacji straciła brązowy medal. Uważam, że tego srebrnego medalu w ogóle nie powinno się w tym sezonie przyznawać i pozostawić wakat. Niech to zostanie odnotowane w rocznikach, że drugiego miejsca nie przyznano ze względu na niesportową rywalizację - podkreślił Mizgalski.
[nextpage]- Najdotkliwszą karą dla pana Karkosika będzie to, że nie przejdziemy nad niedzielnymi wydarzeniami do porządku dziennego. Będziemy o tym mówili i to piętnowali. Zapewniam, że nie będziemy się bali używać mocnych określeń na nazwanie tej sytuacji. Tylko bezkompromisowym mówieniem o tym, jak złe było to zdarzenie i jak potępiamy pana Karkosika, możemy go ukarać.
Rezygnując z występu w niedzielnym meczu finałowym, Unibax potwierdził teorię, iż profesjonalnym sportem rządzą tylko i wyłącznie pieniądze. - To, co się wydarzyło można nazwać jedynie skandalem i hańbą. Ucierpiał nie tylko wizerunek żużla, ale i całego zawodowego sportu. Można by zadać zakrojone na o wiele większą skalę pytanie. O pieniądze, jakie w tym sporcie funkcjonują, o kupowanie sobie tytułów, o wydawanie 100 milionów na Garetha Bale'a przez Real Madryt, czy o pieniądze, jakie się inwestuje w przemysł dopingowy w kolarstwie. Po prostu kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Niedzielne wydarzenia potwierdzają, że ten sport zawodowy idzie w naprawdę złą stronę - powiedział Mizgalski.
- Ekstraliga otrzymała bardzo mocny cios, z którego trzeba się szybko otrząsnąć. Wojciech Stępniewski, dawny prezes Unibaksu, który zarządza obecnie Ekstraligą, przed kamerami zbladł, kompletnie nie wiedząc, jak komentować wydarzenia z Zielonej Góry. Z drugiej strony to może dobrze, że słabość Ekstraligi została obnażona właśnie w niedzielę, na oczach prezesa Stępniewskiego i Andrzeja Witkowskiego, bo nawet oni nie potrafili zaradzić tej kompromitacji, jaką oglądaliśmy. To tylko pokazuje, że są ludzie, którzy za nic maja autorytety tych osób.
W opinii Mizgalskiego, zupełnie inne i w pełni zdrowe relacje panują w klubie z Częstochowy. Za przeciwieństwo Romana Karkosika przedstawił udziałowca Włókniarza - Artura Sukiennika. - Teraz dopiero naprawdę doceniam, jak wygląda to wszystko w przypadku naszego klubu i naszego głównego udziałowca, Artura Sukiennika. To człowiek, który wykładał naprawdę duże pieniądze, by częstochowski speedway utrzymać. W dalszym ciągu w największym stopniu nas wspiera, ale nie chce wygrywać za wszelką cenę i kupować medali. Na poczęstunku po meczu z Unią Tarnów dziękował za trud włożony w ten sezon. Z uśmiechem na twarzy gratulował każdemu z naszych żużlowców i mimo braku medalu, docenił to, że do tych play-offów udało nam się awansować. Powiedział, że prędzej czy później wspólnym wysiłkiem osiągniemy sukces. Z jednej strony mamy więc pana Karkosika, a z drugiej pana Sukiennika, który docenia sportową rywalizację i walkę fair na torze. Dla mnie jest on bohaterem. Ludzi, którzy medale chcą sobie kupować, powinno się natomiast piętnować - podsumował.
Krytycznie o postawie Unibaksu Toruń wypowiada się także prezes PGE Marmy Rzeszów - Marta Półtorak. - Uważam, że taka sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca. Jest to kolejna porażka Ekstraligi i PZM, że do czegoś takiego dochodzi. Odnoszę wrażenie, że nie idziemy w tym kierunku, w którym powinniśmy, jeśli chodzi o żużel - powiedziała w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
[nextpage]- Uważam, że nie powinno też dojść do wielu innych sytuacji. Mam tu na myśli chociażby zdarzenie, do którego doszło w Tarnowie, kiedy nasza drużyna rozgrywała tam swoje spotkanie. Kibice czekali wtedy ponad godzinę, nie wiedząc, czy zawody będą kontynuowane. Dla mnie to, co wydarzyło się w niedzielę, jest wielką porażką osób, które zarządzają Ekstraligą - dodała.
Zdaniem Marty Półtorak, nakładanie na Unibaksu horrendalnych kar nie rozwiąże problemu, jakim była odmowa przystąpienia do meczu finałowego. - Nauczyliśmy się za wszystko karać. A może zamiast tego doprowadzilibyśmy do tego, by takich sytuacji po prostu nie było? Najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście nałożenie kary. Pieniądze trafiają później na konto PZM. Pytam się jednak, co mają z tego kibice, co ma z tego polski żużel? Moim zdaniem nie powinniśmy po prostu dopuścić do sytuacji, którą oglądaliśmy w niedzielę. Trzeba tak zarządzać rozgrywkami i wprowadzić takie przepisy, żeby to się nie powtórzyło - podkreśliła.
- Proszę zauważyć, że tylko kluby, które jeszcze jakoś sobie finansowo radzą, są karane. Inne są pomijane, a kary, które są dawane, nie są równe. Zamiast mówić o kolejnych karach, zajmijmy się organizacją zawodów, widowiskiem i kibicami. Jeśli podejdziemy zdrowo do tego sportu, to takich sytuacji nie będzie. Nie jestem w stanie do końca rozpatrywać, co było przyczyną takiej decyzji Unibaksu. Pojawiają się głosy, że nie chciano, by był to nierówny pojedynek, bo czy kibice chcieliby oglądać wynik 70:20? Wymagałoby to głębszej analizy, ale z pewnością bardzo źle się stało - podsumowała.
Jeszcze inaczej patrzy na całą sprawę dyrektor Fogo Unii Leszno, Ireneusz Igielski. Zamieszanie wokół meczu finałowego jest jego zdaniem pokłosiem tego, co wydarzyło się kilka miesięcy temu w Wielkopolsce. Wyjazdu na tor odmówiła wówczas PGE Marma Rzeszów. - Gdy przyjechał Rzeszów, to była podobna sytuacja. Mimo tego to my zostaliśmy ukarani, i to znacznie bardziej niż drużyna, która odmówiła wyjazdu na leszczyński tor. To po części jest pokłosie tamtego zdarzenia. Być może, gdyby wtedy Rzeszów został stosownie ukarany, to do tego wydarzenia w finale by nie doszło - stwierdził Igielski.
Dyrektor Fogo Unii, zapytany o postawę toruńskiego klubu, dodał: - Tutaj nie ma czego za bardzo komentować. Oczywiście bardzo źle się stało i trzeba żałować tego, że tak się zakończył ten sezon.
Rozczarowana tym, co zdarzyło się w Zielonej Górze, jest także Krystyna Kloc - prezes Betard Sparty Wrocław. - Przebywam obecnie na urlopie i nie jestem w centrum wydarzeń. Wiem tylko tyle, co widziałam z telewizji. Mogę skomentować to więc krótko: do czegoś takiego nie powinno dojść - powiedziała.
- Nie znam kulis, bo ani nie czytałam wypowiedzi, ani informacji z konferencji prasowej. Oczywiście jest to sytuacja kuriozalna i zdumiewająca. Wszyscy wiemy i zdajemy sobie sprawę z tego, że coś takiego na finale nie powinno się wydarzyć - podkreśliła prezes Betard Sparty Wrocław.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!