Obrona złota z 2012 roku pozostawała w sferze marzeń choć mistrzowska ekipa nie przeszła gruntownej przebudowy. Ze względu na za wysoki, nie pasujący KSM odszedł lider Greg Hancock. W jego miejsce zakontraktowano Artioma Łagutę. Stracono atut w postaci wartościowego juniora, mogącego swobodnie zastępować mającego słabszy dzień seniora. Z młodzieżowym speedwayem pożegnał się bowiem Maciej Janowski. Przejście na "seniorkę" odbyło się płynnie i "Magic" wiele razy ratował skórę teamowi z Małopolski.
To wszystko sprawiało, że w klubie wypowiadano się ostrożnie na temat celów. Te co rusz weryfikował sezon. Kibicowanie tarnowianom było niczym jazda na rollercoasterze. Raz w dół jak przegrana u siebie ze Stalą Gorzów, czy wyjazdowe wpadki w Gnieźnie i Bydgoszczy i górę kiedy biało-niebiescy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mobilizowali się na derby południa w Rzeszowie i decydujące starcie o fazę play off w Lesznie. Towarzyszyło im przy tym multum szczęścia, bo wydawało się, że limit porażek został już wielokrotnie wyczerpany, a jednak inne rezultaty tak się układały, że pozostawiały w grze podopiecznych Marka Cieślaka. Sprawę z tych wszystkich zdarzeń zdaje sobie też sternik małopolskiego klubu, który przypomina, że zeszłoroczny tytuł DMP jeszcze za czasów jego poprzedniczki Agaty Mróz nie został należycie "skonsumowany". - Od strony sportowej plan minimum zakładał awans do play off. A to co osiągnęlibyśmy więcej miało być dla nas miłym dodatkiem. Dlatego zajęcie trzeciego miejsca i zdobycie brązowego medalu jest dla klubu bardzo cenne - zakomunikował w rozmowie ze SportoweFakty.pl Sady.
- Obejmując siedem miesięcy temu funkcje prezesa klubu, znając sytuacje finansową i organizacyjną, jaka pozostała po sezonie 2012, biorąc pod uwagę kompletnie nie wykorzystany sukces z roku poprzedniego - nie śmiałem nawet śnić o tak fantastycznym wyniku. Drużyna jechała w tym sezonie dość chimerycznie i nigdy tak do końca nie wiadomo było co nasi zawodnicy zrobią w danym spotkaniu. Skład był taki, ze potrafiliśmy zwyciężać z najlepszymi, by za chwilę przegrać z zespołem teoretycznie słabszym. Tym większe słowa uznania należą się jeźdźcom oraz trenerowi Markowi Cieślakowi, który znów wykazał się fantastycznym wyczuciem oraz zmysłem taktycznym. Potrafił, co wielokrotnie już udowadniał, w tym najważniejszym momencie wycisnąć z zawodników sto dziesięć procent ich możliwości - dodał.
Ojcem sukcesu został jednogłośnie okrzyknięty Janusz Kołodziej. To jego szarża na Rune Holtę i przedzielenie pary z Grigorijem Łagutą dała w ostatniej gonitwie pod Jasną Górę Unii Tarnów brązowy krążek. W trakcie rozgrywek jednak "Koldi" miał swoje problemy, głównie sprzętowe. W półfinale parę gromów posypało się na niego po dwóch dotknięciach taśmy, być może nawet na wagę finału. Drużyna nie sprowadza się jednak tylko do samego Kołodzieja. Praktycznie każdy z podstawowego składu miał gorsze i lepsze momenty. Martin Vaculik np. cały sezon męczył się okrutnie - Leon Madsen opuścił kilka meczów, a Artiom Łaguta nie był w końcówce już tak błyskotliwy, jak u progu rozgrywek.
- Faktycznie w zasadzie każdy z zawodników w tym sezonie miewał zachwiania formy. Jedni mieli ich więcej inni mniej, ale taki po prostu jest sport. To zupełnie normalne, iż można być zniesmaczonym jazdą tego czy innego zawodnika, natomiast teraz to wszystko jest nieważne. W niedzielę jechała drużyna, monolit, zespół, nad którym czuwał najbardziej charyzmatyczny trener. I tenże team pod jego wodzą osiągnął niewątpliwy sukces. Chcę podkreślić, że tegoroczne osiągnięcie nie byłoby możliwe, gdyby nie wszyscy nasi sponsorzy i reklamodawcy, których nie sposób tutaj wymieniać. Pozwolę sobie wspomnieć o dwóch najważniejszych - Firmie Tauron PE oraz Głównym Partnerze trenera Marka Cieślaka i zawodników - Janusza Kołodzieja oraz Macieja Janowskiego - Grupie Azoty. Gorąco dziękuję również wszystkim akcjonariuszom, członkom Rady Nadzorczej, pracownikom Unii Tarnow ŻSSA oraz grupie osób nie związanych formalnie z klubem, które na zasadzie wolontariatu od początku objęcia przeze mnie stanowiska prezesa zarządu, pracowały razem z nami - oznajmił.
Prezes przypomina również, że to jeszcze nie koniec emocji w Jaskółczym Gnieździe. Piątego października Tarnów zorganizuje Puchar MACEC, a dzień później prawdziwa wisienka na torcie - finał IMP. - Zapraszam fanów z całej Polski na to wielkie wydarzenie, którego Głównym Partnerem została Grupa Azoty. Zapraszam do śledzenia aktualności na stronie specjalnie przygotowanej na tę okazję oraz na fanpagu Unii Tarnow. Tam dowiecie się o wszystkim co będzie się dziać wokół tych zawodów już w dniu poprzedzającym imprezę - wyjawił.
Łukasz Sady odniósł się także do niechlubnych wydarzeń jakie miały miejsce w minioną niedzielę w Toruniu. Żużlowcy Unibaksu bez kontuzjowanego Tomasza Golloba przyjechali co prawda na stadion w grodzie Bachusa, ale nie przystąpili do finałowego rewanżu w Zielonej Górze i oddali złoto walkowerem. - Osobiście jestem zniesmaczony tym co się stało w Zielonej Górze. Nie pojmuję takiego zachowania kierownictwa klubu z Torunia. Kontuzje są niejako wpisane w ten sport i równie dobrze zespół Stelmet Falubazu mógł jechać w osłabieniu. Uważam, że nie tędy droga, to nie było rozwiązanie problemu, a raczej ucieczka od niego. Tym bardziej wielkie znaczenie ma dla mnie medal brązowy, wywalczony na torze w sportowej walce - zakończył.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
...naprawdę ja nie chce wiedzieć...... Zdjęcie nawet dużo mówi o czym...jakby się obudził niedawno z letargu.chłopie !!!Ty nie masz śnić .... Ty masz wierzyć!!! Czytaj całość