Szymon Kaczmarek: Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że sezon 2013 zakończył się dla ciebie definitywnie. Tymczasem postanowiłeś odbyć jeszcze trening na gnieźnieńskim torze.
Damian Adamczak: No tak. To już drugi sezon z rzędu, gdzie na koniec przytrafiła mi się kontuzja, więc chciałem skończyć go "na kołach". Wciąż mam złamanie, muszę się więc tym teraz zająć, bo trochę długo to trwa. Wolałem jednak się przejechać, bo po kontuzji i długiej zimie mógłbym być zniechęcony, a tak mam znowu motywację, aby dobrze się przygotować do kolejnych rozgrywek.
Wspomniałeś, że kontuzja nie jest w pełni zaleczona. Nie doskwierała ci ona podczas jazdy?
- Może tak mocno nie bolało, ale "męczyła" mnie ta ręka. Nie chciałem ryzykować startem w zawodach, bo bez sensu potem tracić ten czas w przypadku jakiegoś upadku. Pojeździłem sam i z tego się cieszę. Takie małe "szczęście w nieszczęściu", że jeszcze te kilkanaście okrążeń mogłem odjechać.
Wróćmy do mijającego sezonu. Zdecydowałeś się podpisać kontrakt ze Startem Gniezno. Jak ocenisz tę decyzję?
- A jak mam ocenić? Byłem cienki i tyle, nie ma co tu mówić.
Były jednak biegi, w których potrafiłeś wygrywać z teoretycznie lepszymi zawodnikami.
- No tak. Były też sytuacje, gdzie miałem dobre pozycje, ale je traciłem. Myślę, że jakoś tam się w tej ekstralidze załapywałem, także nie ma aż takiej tragedii. Potrafiłem wyprzedzać lepszych rywali i jechać przed nimi, ale po prostu nie dowoziłem tych punktów. Myślę, że wynikało to ze zbyt małej ilości jazdy. W zeszłym roku w Łodzi zawsze jeździłem dużo. Nawet kiedy w biegach nominowanych przyjechałem ostatni, to trener Ślączka ufał mi i dawał za tydzień kolejną szansę. Na pewno bardzo mu dziękuję, bo odegrał dużą rolę w moim rozwoju.
Na początku sezonu miałeś problemy sprzętowe.
- Miałem sporego pecha. Zatarły mi się cztery silniki, musiałem wyłożyć na nie sporo pieniędzy. Akurat było to w czasie, kiedy walczyłem o skład. Trener mówił wówczas, że o jeździe w meczach będziemy mogli rozmawiać dopiero gdy poukładam sprawy sprzętowe. Wyszło jak wyszło, ale mam kolejny sezon - nie poddaję się i jadę dalej.
Gdybyś dziś miał podjąć decyzję odnośnie podpisania kontraktu w Gnieźnie uczyniłbyś tak samo?
- Nie ma co o tym rozmawiać. Taka decyzja zapadła i tyle. Nie można rozpamiętywać przeszłości, bo wiele rzeczy bym w niej zmienił. Patrzę jedynie w przyszłość.
Podobno pojawiały się w trakcie sezonu oferty wypożyczenia z niższych lig?
- "Walczyłem" o to praktycznie co niedzielę. Tymczasem obiecywano mi, że jeśli przegramy jakiś mecz, to pojadę w kolejnym. Tak jednak nie było. To może być mój jedyny żal, że byłem zwodzony, podobnie było w Polonii. Nie mam tutaj już co się żalić, bo potem już, tak jak było obiecane, jeździłem, także chociaż z tego się cieszę.
W klubie nikt nie ukrywa, że Start chce kontynuować współpracę. Masz zresztą ważny na kolejny sezon kontrakt.
- Ja jestem za. Muszę mieć jednak pewność, że będę mieć miejsce w składzie. Jeśli bowiem ma być znów obiecywanie "tak, pojedziesz", a na końcu coś innego, to wolę odejść obojętnie gdzie, byle tylko jeździć.
Zapowiada się jednak na to, że Start nie będzie miał ambicji sięgających czoła tabeli. To powinno stworzyć dla ciebie szansę regularnych występów.
- Z tego co na razie wiem, to tak będzie. Zobaczymy jak to się ułoży. W każdym razie ja jestem chętny, pasuje mi to otoczenie, tor. Dla mnie ważna jest jednak przede wszystkim regularna jazda.
Trwa okres transferowy w ligach zagranicznych. Są jakieś nadzieje na podpisanie kontraktu w Danii lub Szwecji?
- Ciężko znaleźć coś za granicą, kiedy nie jeździ się w Polsce. Dodatkową przeszkodą jest wysoki KSM. Dopiero kiedy coś pokażę "u siebie", będzie szansa na umowę gdzieś indziej.