Gentlemani z BSI są jak Zygmunt Chajzer z późnych lat dziewięćdziesiątych. Idą na całość. Nie znoszą stanów pośrednich. Albo zawładną całym światowym speedwayem, albo przepadną w żużlowych czeluściach. Organizatorów Mistrzostw Europy gang Olsena traktuje, całkiem słusznie z resztą, jako konkurencję i również najzupełniej słusznie, zamierza z nimi rywalizować. W końcu od tego jest konkurencja.
Dyskusyjne, żeby posłużyć się eufemizmem, pozostają jedynie metody rywalizacji. Szefowie Grand Prix zamierzają przeciwnika pokonać nie w równej walce, ale jeszcze przed pojedynkiem, zabierając mu oręż. Oczywistym jest, że bez Pedersenów i Woffindenów SEC nie ma po co wychodzić na pole bitwy. Nożownik z czołgiem nie ma szans. W całej swojej lekkomyślności Anglicy z BSI nie sprawdzili jednak, czy aby na pewno czołgista, przyparty do muru, zechce stanąć do boju z logo BSI na lufie.
Nicki Pedersen jest jedynym zawodnikiem z Grand Prix, który ma już pewny udział w przyszłorocznych Mistrzostwach Europy. Jeżeli regularne spacery Paul Bellamy`ego po szwajcarskiej siedzibie FIM przyniosą efekty, to Pedersen za chwilę usłyszy, że w SEC nie może startować, chyba, że zrezygnuje z Grand Prix. Nicki nie powinien się zastanawiać zbyt długo. Trzy złote medale Indywidualnych Mistrzostw Świata już ma, a jako że nad złoto ceni złotówki, można podejrzewać, że wybierze Mistrzostwa Europy. Tam można zarobić na niezły samochód, w Grand Prix co najwyżej na felgi. Tak samo, co pokazuje niedawne doświadczenie, mogą zrobić pozostali bijący się o Mistrzostwo Świata. Żużlowcy stawiani przed wyborem, albo pieniądze z ligi polskiej, albo prestiż z Grand Prix, wybierali pieniądze i fachowcy z BSI mieli problem ze znalezieniem 15 facetów, którzy wiedzą jak się skręca w lewo.
Być może to smutne, być może nie ma nic wspólnego z ideą sportu w ujęciu Coubertina, ale czy można mieć do żużlowców pretensje? Prestiżem się rodziny nie nakarmi. Dlatego jeżeli szefowie Grand Prix naprawdę chcą zatrzymać karuzelę SEC to powinni zajrzeć głębiej do sakwy i wyciągnąć z niej znaczniej więcej niż wyciągają Polacy z firmy One Sport. Muszą po prostu czołgiście zapłacić, kuszenie go tylko obietnicą chwały po wygranej wojnie, może nie wystarczyć. Oceniając jednak hojność i rozrzutność działaczy z BSI mam pewne wątpliwości, czy płynie w nich angielska krew. Bardziej pachnie szkocką.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Michał Korościel - Dziennikarz Radia ZET i SportoweFakty.pl
O tym, że pieniądze nie śmierdzą, wiedzieli w końcu już starożytni. Czytaj całość