Rozważam różne propozycje - rozmowa z Gregiem Hancockiem

Greg Hancock szuka sobie w Polsce pracodawcy na sezon 2014. Amerykanin nie chciał zdradzić, czy jest bliski wyboru. Mówi, że rozważy każdą opcję. W SGP czeka z kolei na turniej w swojej ojczyźnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Rozmawiamy po Turnieju o Łańcuch Herbowy, w którym zająłeś drugie miejsce. Tydzień wcześniej byłeś drugi w Zlatej Prilbie, a w sobotę drugi w Grand Prix w Toruniu. Prześladuje Cię ta druga pozycja...

Greg Hancock: Rzeczywiście, coś w tym jest. A na dodatek byłem czwarty w klasyfikacji generalnej IMŚ, czyli też medal przeszedł mi koło nosa. Faktycznie, ostatnimi czasy nie mogę nic wygrać (śmiech). Drugie miejsce w Turnieju o Łańcuch Herbowy nie jest złe. Miło było po dłuższej przerwie wystartować w Ostrowie.

Co powiesz o regulaminie, który obowiązywał w tym turnieju i jeździe parowej juniora z seniorem?

- Myślę, że było to bardzo ciekawe rozwiązanie. Jeszcze nie spotkałem się z podobnym regulaminem, ale mnie się bardzo podobało to, że aby dojechać do półfinału, trzeba było współpracować z młodym zawodnikiem i wspólnie pracować na sukces pary. Myślę, że był to ciekawy system.

W finale przegrałeś start z Fredrikiem Lindgrenem i była "musztarda po obiedzie"...

- W końcówce tor stał się już bardzo wymagający i nie dało się nic zrobić na dystansie. Start zawsze jest bardzo ważny w speedway'u. Nie inaczej było w finale ostrowskiego turnieju.

Trzecie pole chyba nie było również najszczęśliwsze?

- Może nie było ono aż tak złe, ale kiedy masz po wewnętrznej tak dobrego zawodnika, jak Fredrik Lindgren, ciężko z nim wygrać start.

Po turnieju w Ostrowie lecisz do Anglii. Ile zawodów zostało Ci jeszcze w tym sezonie?

- Myślę, że będą to jeszcze góra 3-4 zawody. Finały Elite League. Mecz Polska - Mistrzostwie Świata w Lublinie. Powoli kończę sezon.

Greg Hancock w Toruniu zajął drugie miejsce w Grand Prix Polski.
Greg Hancock w Toruniu zajął drugie miejsce w Grand Prix Polski.

Po ostatnim turnieju awansowałeś na czwarte miejsce w klasyfikacji końcowej cyklu SGP. Jesteś zadowolony z tego miejsca czy może pozostaje małe rozczarowanie, że trzeci rok z rzędu nie udało się zdobyć medalu IMŚ?

- Nie jestem rozczarowany, bo wiem, że dałem z siebie wszystko. Najwyraźniej nie byłem w stanie w tym sezonie zdobyć medalu. Walczyłem z całych sił. Nie zapominajmy, że miałem na początku sezonu ciężki wypadek i kontuzja się też odbiła nie tylko na moim zdrowiu, ale i formie.

No właśnie, jak duży wpływ na Twoją postawę miał groźny wypadek, który wydarzył się w Bydgoszczy?

- Żadna kontuzja nie jest przyjemna i zawsze ma to jakieś uboczne skutki. Po wypadku w Bydgoszczy miałem problemy ze szyją. Obyło się bez złamań, ale mocno odczułem ten wypadek. Uderzenie w głowę było naprawdę mocne. Musiałem trochę odpocząć, ale w miarę szybko doszedłem do siebie.

Ten sezon jest bardzo pechowy dla żużlowców. Wielu zawodników ze światowej czołówki uległo mniej lub bardziej groźnym urazom. Jak myślisz, co było przyczyną tak feralnego sezonu? Zbieg pechowych okoliczności czy też może te nieszczęsne tłumiki przyczyniły się do tylu upadków?

- Nigdy nie jesteś w stanie podać jednej przyczyny upadku i kontuzji. Niektóre wypadki wynikają po prostu z niebezpiecznej jazdy innych żużlowców. Tutaj mamy przykłady wypadków Chrisa Holdera czy Tomasza Golloba. Również Darcy Ward odczuł na własnej skórze ostrą jazdę. Żaden z nas się nie oszczędza i niestety te kontuzje są nieuniknione. Ważne jednak, by walczyć ostro, ale fair i szanować kości rywala. Istotne jest także bezpieczne przygotowanie torów. Wypadków w żużlu nie da się wyeliminować. Trzeba jednak minimalizować ich liczbę i skutki.

Porozmawiajmy o Twojej przyszłości w Enea Ekstralidze. Wiadomo, że szukasz sobie nowego klubu. Prowadzisz już jakieś negocjacje?

- Nie. Żadnych zaawansowanych negocjacji jeszcze nie ma. Nie jest jednak tajemnicą, że szukam sobie nowego klubu w Polsce.

Marek Cieślak nie kryje, że widziałby Cię ponownie w Tarnowie. Rozważasz powrót do Unii?

- Nie mówię nie żadnemu klubowi. W rachubę wchodzi zarówno Tarnów, jak i każdy inny klub, który złoży mi ofertę. Rozważę każdą. Bardzo szanuję trenera Marka Cieślaka i cieszę się, że widziałby mnie ponownie w swojej drużynie. Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży.

Podczas Grand Prix w Toruniu gościł Bruce Penhall - legenda żużla w USA, dwukrotny mistrz świata. A czy Ty czujesz się już żywą legendą amerykańskiego speedway'a?

- Nigdy nie myślałem, że jestem czy będę legendą żużla w swoim kraju. Kiedy zaczynałem karierę chciałem być po prostu jak najlepszym żużlowcem. Udało mi się dwa razy zostać mistrzem świata. Staram się jeździć najlepiej jak potrafię. Absolutnie nie czuję się legendą. Legendą dla mnie jest Bruce Penhall. Cieszę się, że był on w Toruniu. To mój idol. Zawsze nim zostanie.

Greg Hancock i Bruce Penhall - dwie żywe legendy amerykańskiego żużla.
Greg Hancock i Bruce Penhall - dwie żywe legendy amerykańskiego żużla.

Cały czas czekasz na to, by w końcu zorganizowano Ci turniej Grand Prix w Stanach Zjednoczonych. W przyszłym roku jeszcze to się nie uda...

- Niestety. Właśnie to czekanie już mnie powoli męczy. Życzyłbym sobie, aby w końcu ten turniej w Stanach Zjednoczonych się odbył. Ile można na to czekać (śmiech).

Rozmawiałem z Paullem Bellamy, który dał nadzieję na być może rok 2015...

- Wierzę, że tak się stanie. Wiele rzeczy do tego czasu się jeszcze musi wydarzyć, ale wciąż żyję nadzieją, że będę mógł wystartować w swojej ojczyźnie w Grand Prix.

Rozumiem, że dopóki nie zorganizują turnieju SGP w USA będziesz nadal jeździł?

-(śmiech) Będę jeździł tak długo, jak będę w stanie walczyć o zwycięstwa.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: