Walne Zgromadzenie Speedway Ekstraligi zostało przełożone. Taki komunikat poszedł w świat. Oficjalny powód? Kluby czekają na spotkanie z prezesem PZM. Nieoficjalnie wiadomo, że możliwe są dwa warianty. Pierwszy zakłada, że Andrzej Witkowski zgodzi się na pozostawienie KSM - wówczas kluby "odpuszczą" kwestię zarządzania ligą, drugi przewiduje, że KSM zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami zostanie wycofany, a wówczas będziemy świadkami kolejnej medialnej przepychanki o zarządzanie ligą. Najbardziej prawdopodobny jest wariant pierwszy. Z kilku powodów. Po pierwsze dla PZM obecny układ to czysty zysk. PZM zarabia, a dodatkowo ma kontrolę nad kształtem ligi. Po drugie, kilka klubów - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - stwierdziło jednak, że KSM w ich przypadku się "opłaca" i zmienili zdanie na jego temat. Wreszcie po trzecie - większość środowiska żużlowego ma dzisiaj jednego wroga - Unibax Toruń. Władze bardzo szybko doszły do wniosku, że największą karą dla toruńskiej drużyny za wydarzenia podczas meczu finałowego nie będzie kara finansowa, czy ujemne punkty. Największą karą będzie pozostawienie KSM, co spodowuje, że Unibax będzie musiał pozbyć się któregoś z liderów, lub posadzić jednego z nich "na ławie".
Właśnie dlatego nie wierzę w lojalność klubów, którą przyrzekano sobie podczas spotkania we Wrocławiu. Wystarczy, że ktoś "wywęszy" swój interes i już zmienia zdanie na temat kształtu ligi, KSM i pozostałych zapisów regulaminu. Prezes Witkowski tylko teoretycznie ma trudny orzech do zgryzienia. Wcześniej zapowiadał, że decyzja o wycofaniu KSM jest ostateczna. Dzisiaj wie jednak, że mógłby stracić na niej zbyt wiele. Stąd zmiana stanowiska. Decyzja o pozostawieniu KSM na nowy sezon zapadła. Na spotkaniu z klubami ma zostać jedynie ustalone, na jakim poziomie będzie obowiązywał. Warto również zwrócić uwagę na KSM drużyny Falubazu Zielona Góra. Poziom KSM ma bowiem nie zrobić im "zbyt dużej krzywdy". To swego rodzaju nagroda za lojalność względem PZM i za to, że przedstawiciele tego klubu nie uczestniczyli we wrocławskim spotkaniu.
Kilka dni temu z zaciekawieniem obejrzałem materiał o debiucie Hansa Nielsena w Motorze Lublin. Podczas filmu zapadła mi w pamięci wypowiedź trenera lubelskiej ekipy, który wspomniał między innymi o tym, że miał spotkanie z duńskim wirtuozem speedwaya, podczas którego przybliżył mu tajniki nowego regulaminu. Jak więc widzimy, kwestia zmian regulaminowych to nie jest tylko problem ostatnich lat. Jego zmiany następowały na przestrzeni lat i doprowadziły do stanu, który mamy dzisiaj. Obowiązuje błędne przekonanie, że tylko przy pomocy odpowiedniego regulaminu i KSM, kluby są w stanie zapanować nad stale rosnącymi i przekraczającymi ich możliwości wydatkami. To ja się pytam - skoro KSM tak reguluje finanse, a przecież obowiązuje u nas już od kilku lat, to dlaczego sytuacja finansowa większości klubów jest tak fatalna? Bo KSM nie reguluje nic. Powinien obowiązywać tylko i wyłącznie jako wykładnia dla określenia "wartości" zawodnika, za którego ma być stosowane ZZ lub zawodnika, który mógłby startować w charakterze gościa (to bardzo dobry przepis, który w Polsce został wypaczony).
Dla potwierdzenia tezy, że regulamin i KSM nie regulują nic, warto prześledzić medalistów Drużynowych Mistrzostw Polski na przestrzeni ostatnich sześciu lat. Pięciokrotnie na podium stawali zawodnicy Falubazu Zielona Góra i Unibaxu Toruń, trzykrotnie Unii Leszno i dwukrotnie Włókniarza Częstochowa, Unii Tarnów i Stali Gorzów. Kwestia medali DMP to zatem kwestia wąskiej grupy klubów, które tylko zamieniają się ze sobą kolejnością na podium. Trzeba zatem czegoś więcej, niż tylko wygodnego regulaminu.
Głównym rozdającym karty w tej rozgrywce politycznej jest prezes Witkowski. Na ten moment dominuje opcja pozostawienia KSM. Niezależnie od jego poziomu, to błędna decyzja. Po raz kolejny bowiem łamiemy wcześniejsze ustalenia. Po raz kolejny doprowadzamy do ingerencji klubów w regulamin. Kluby oczywiście grzmią, że to oni ponoszą koszty i regulamin powinien im sprzyjać. Tak. Problem w tym, że sprzyja jednostkom. Podmiotom, które mają partykularny interes we wprowadzeniu danego przepisu. Brakuje jednego, wspólnego celu wszystkich udziałowców ligi. Właśnie ten podział powoduje, że w polskim żużlu dzieje się źle, a decyzje zależą od wpływów poszczególnych klubów. Powszechnie wiadomo, że dobrze dzieje się w tych organizacjach, w których twardą ręką rządzi jedna osoba. Takich rządów potrzeba polskiemu żużlowi. Czy prezes Witkowski uderzy pięścią w stół? Zapraszam do dyskusji!
Damian Gapiński
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!