Polski żużel nie ma strategii rozwoju na lata - rozmowa z Ireneuszem Maciejem Zmorą, prezesem Stali Gorzów

Ireneusz Maciej Zmora uważa, że zamknięcie Ekstraligi to ciekawy pomysł. - Kluczowe jest jednak ustalenie strategii rozwoju dyscypliny na 3-5 lat - uważa prezes Stali Gorzów.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Polskie kluby zmagają się obecnie z poważnymi problemami finansowymi. W sobotę pomysł na rozwiązanie tej kwestii przedstawił redaktor Damian Gapiński. Miałoby nim być zamknięcie Ekstraligi. Wiele plusów w takiej propozycji widzi prezes Stali Gorzów Ireneusz Maciej Zmora.

Jarosław: Czy uważa pan, że zamknięcie ENEA Ekstraligi jest pomysłem wartym rozważenia?

Ireneusz Maciej Zmora: Zdecydowanie uważam, że jest to bardzo ważny wątek, ale należy się jemu przyjrzeć ze zdecydowanie szerszej perspektywy. Mówimy o głębszym problemie, bo Ekstralidze i całemu polskiemu żużlowi brakuje strategii rozwoju. Nie mamy dziś wizji rozwoju dyscypliny na okres 3-5 lat czy nawet na dłuższy okres. Nie zmierzamy w konkretnym kierunku, tylko dryfujemy. Polski żużel znalazł się w miejscu, gdzie doprowadził nas ślepy los, a nie tam gdzie zmierzaliśmy w zaplanowany sposób. To jest wynik braku strategii, która byłaby konsekwentnie realizowana.

Gdzie widzi pan przede wszystkim brak tej wizji?

- W Ekstralidze Żużlowej, która powinna nadawać kierunek rozwoju dyscypliny. Zwłaszcza chodzi mi o działania w zakresie uatrakcyjniania spotkań dla kibiców zasiadających na stadionach, ale także tych zasiadających przed telewizorami. Bardzo często porównuję żużel do skoków narciarskich. To również dyscyplina niszowa i możemy się do niej odnosić. Fakt, że jest to sport olimpijski, ale to i tak dyscyplina, która nie jest obecna w aż tak dużej liczbie krajów. Tam pomysł i wizję rozwoju widać. Co więcej, jest ona konsekwentnie wcielana w życie. Jeszcze kilka lat temu do szewskiej pasji doprowadzały wszystkich sytuacje, kiedy konkurs był przerywany z powodu konieczności zmiany belki startowej. Zaproponowano w związku z tym system, który umożliwia kontynuację zawodów z równoczesną zmianą wysokości belki, wprowadzono przelicznik dla siły i kierunku wiatru. Władze dyscypliny poszły dalej. Pojawiła się specjalna linia, która pokazuje odległość, jaką powinien uzyskać skoczek, aby objąć prowadzenie. A w żużlu? Nic się nie zmienia. Doskonałym przykładem archaizmu jest nieśmiertelny ręczny pomiar czasu. Niestety, inne dyscypliny uciekają nam pod względem atrakcyjności. Ale nie ma co narzekać lecz brać się do pracy.

Mam jednak wrażenie, że porównanie żużla do skoków narciarskich nie jest do końca trafne. W drugim przypadku przez długi czas, za sprawą Adama Małysza, mówiliśmy o dyscyplinie narodowej. Skoczkowie nadal odnoszą zresztą sukcesy, które pokazuje publiczna telewizja. Żużel takiej promocji nie ma.

- Ma pan rację w stu procentach, ale jest to przykład utraconej szansy. Naszym Małyszem był Tomasz Gollob i nie wykorzystaliśmy olbrzymiego potencjału, który niósł z sobą ten wspaniały zawodnik i polska reprezentacja. Żużel jest pod tym względem przykładem, jak można coś wspaniałego zepsuć. Wróćmy jednak do meritum sprawy...

Czy zamknięcie ENEA Ekstraligi jest zatem pomysłem wartym rozważenia? - Felieton, który napisał pana redakcyjny kolega Damian Gapiński, porusza wiele ważnych kwestii. Istnieją zresztą przykłady lig, które tak działają. Jedną z nich jest MLB (Major League Baseball). To druga liga na świecie pod względem osiąganych przychodów, które wynoszą około 8 miliardów dolarów rocznie. Ona ma charakter zamknięty. Z MLB nie można spaść, co daje komfort budowy drużyny na lata. Daje to także możliwość dogadywania się na lata ze sponsorami czy telewizją. To dla nas jeden z możliwych kierunków rozwoju dyscypliny. Najpierw konieczna jest jednak strategia, którą będzie można realizować za pomocą różnych narzędzi. Jednym z nich może być zamknięcie ligi.
Ireneusz Maciej Zmora uważa, że w polskim żużlu brakuje strategii rozwoju na kilka najbliższych lat Ireneusz Maciej Zmora uważa, że w polskim żużlu brakuje strategii rozwoju na kilka najbliższych lat
A od jakich kwestii w pana ocenie należy rozpocząć tworzenie strategii dyscypliny na lata?

- Od kwestii najważniejszych, które należy nazwać egzystencjalnymi. Musimy zastanowić się, jak naprawić finanse klubów. Możliwości jest wiele i w pierwszej kolejności należało by usiąść w gronie, które tym tematem powinno być w stu procentach zainteresowane. Pomysłem może być KSM, który jest najskuteczniejszym narzędziem lecz posiada również i wady. Poza tym, można myśleć o wspomnianej lidze zamkniętej czy limicie wydatków, który już w tej chwili funkcjonuje. Prezes Ekstraligi Wojciech Stępniewski proponował również bardzo ciekawe rozwiązanie polegające na limicie wydatków na całą drużynę. Polegać to miało na tym, iż klub nie może wydać na kontrakty zawodników więcej niż określony procent przychodów (np. 60 proc.) z ostatniego sezonu, który znajduje się w złożonym bilansie we wniosku licencyjnym. To oczywiście jeden z pomysłów, a mechanizmów jest bardzo wiele. Najważniejsze, abyśmy wypracowali coś na lata i konsekwentnie to było realizowane.

Czy liga zamknięcia byłaby dziś szansą dla takiego klubu jak Wybrzeże Gdańsk, które ma problem ze zbudowaniem składu i uporządkowaniem finansów?

- Zdecydowanie tak. Były prezes Stali Gorzów Władysław Komarnicki wielokrotnie słusznie podkreślał, że każdy beniaminek w Ekstralidze musi dać lepszą ofertę finansową zawodnikom, których chce sprowadzić w swoje szeregi. Drużyna, która awansuje, nie ma takiego zaufania w oczach zawodników. W rezultacie rozpoczyna się wielka licytacja. Problem polega w tym przypadku też na tym, że zawodników na rynku jest za mało.

Mamy obecnie siedem mocnych klubów w Ekstralidze i odstające od reszty stawki Wybrzeże. Z czego wynika taka sytuacja?

- To jest doskonały przykład, który pokazuje, że nie ma wystarczającej liczby zawodników do zbudowania ośmiu silnych ekip w Ekstralidze.

Ale przecież większość klubów, podobnie jak i pan, była zwolennikami Ekstraligi składającej się z 10 drużyn. Wtedy problem byłby jednak jeszcze większy.

- Zdania w tej kwestii nadal nie zmieniam. W mojej ocenie rozwój sportu żużlowego powinien iść w kierunku zwiększania ligi z jednoczesnym zmniejszaniem kosztów na kontrakty zawodnicze. Dziś niestety wynagrodzenia dla zawodników przekraczają przychody z organizowanych imprez sportowych. Powinniśmy dążyć do jak największej liczby spotkań żużlowych na stadionach i w telewizji przy zbilansowanych budżetach klubów. Nie osiągniemy tego jeżeli poziom wynagrodzeń dla zawodników nie ulegnie zmniejszeniu.

Powiedział pan, że mamy słaby rynek zawodników. Z drugiej strony jest pan zwolennikiem większej liczby zespołów w Ekstralidze. Jak to pogodzić, żebyśmy nie oglądali meczów do jednej bramki?

- Dla mnie silna liga to wyrównana liga. Są mechanizmy, które mogą to wyregulować.

I znowu wracamy do dyskusji nad KSM...

- To jest jeden z możliwych scenariuszy.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×