- Niestety bardzo ciężko było mi dopasować się do polskich torów. Nie będę tutaj zbyt odkrywczy, jeśli powiem, że są one zupełnie inne niż na Wyspach. Oprócz braku doświadczenia, ja niestety nie dysponuję wystarczająco dużym parkiem maszynowym, który pozwoliłby mi przygotować motocykl tylko na starty w Polsce - powiedział Tully.
Piotr Kmieciak: Wiemy, że speedway uprawiasz już od ponad dziesięciu lat. Jak to się wszystko zaczęło?
Andrew Tully: Jak tylko sięgam pamięcią, mój tata zawsze interesował się żużlem, tak więc od dziecka chodziłem z nim na zawody. Załatwił mi też "posadę" maskotki drużyny w Armadale (miejscowość w Szkocji, gdzie mecze rozgrywa drużyna z Edynburga, przyp. autora). W wieku jedenastu lat zacząłem moje pierwsze próbne jazdy i tak się wciągnąłem w ten sport, że uprawiam go do dziś i mam nadzieję, że będę startował jeszcze przez długie lata.
Często podkreślasz swoje szkockie pochodzenie.
- Tak, czuję się Szkotem, chociaż urodziłem się na wyspie Man. Moi rodzice są jednak Szkotami, a ja zawsze kochałem ten kraj, więc jest to dla mnie ważne by podkreślić to, iż nie jestem Anglikiem.
Na kim wzorowałeś się na początku swojej kariery, a kogo obecnie najbardziej podziwiasz?
- Odkąd pamiętam moim idolem był Mark Loram. Zawsze podziwiałem tego zawodnika, gdyż nigdy nie było dla niego straconych pozycji, a jego walka do końca sprawiała, że oglądanie Marka na torze, to była czysta przyjemność. Niewielu żużlowców jeździło tak ekscytująco jak on, w każdym biegu dawał z siebie wszystko. Szkoda, ze kontuzja wyeliminowała go już z czynnego uprawiania żużla. Obecnie ze światowej czołówki najbardziej podoba mi się jazda Jasona Crumpa. Jednak zdecydowanie moim numerem jeden pozostaje Mark Loram.
Wróćmy do początków twojej kariery; skąd miałeś swój pierwszy motocykl?
- Oczywiście zakupił mi go mój tata, który wtedy kupował mi wszystko; zresztą w dalszym ciągu wspiera on mnie bardzo. Mam właściwie tylko dwóch sponsorów, co niestety nie jest zbyt dla mnie komfortowe. Nie mogę pozwolić sobie, by zainwestować w sprzęt, a kiedy, na przykład uszkodzę lub zdefektuje mi motocykl, wtedy zaczyna być już naprawdę niewesoło.
W tym roku reprezentowałeś barwy Kolejarza Rawicz. Jak trafiłeś do tej drużyny?
- Rawicz poszukiwał zawodników na Wyspach, a ja chciałem sprawdzić się w polskiej lidze. Moim sporym atutem było to, że jestem jeszcze juniorem, więc podpisałem kontrakt. Jestem im bardzo wdzięczny za to, że dostałem szansę zaprezentowania się na tutejszych torach. Co prawda nie byłem zbyt skuteczny, a moje zdobycze punktowe nikogo nie mogły zadowolić, ale myślę, że zdobyte w tym roku doświadczenie przełoży się na lepsze starty w przyszłym sezonie.
To jest twój ostatni sezon w roli młodzieżowca; z pewnością liczyłeś na start w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata w Pardubicach. Jednak runda kwalifikacyjna w Güstrow okazała się dla ciebie za trudna. Co stanęło na przeszkodzie w uzyskaniu awansu?
- Początek wspomnianych zawodów był dla mnie całkiem udany, zdobyłem cztery punkty i wciąż liczyłem się w walce o awans. Niestety w czwartym moim starcie, kiedy miałem sporą szansę na wygraną, pękł mój łańcuch, skutkiem czego nie powiększyłem mojego konta. Dwa punkty zdobyte w ostatnim moim biegu niestety na niewiele już się przydały i tak zakończyła się moja przygoda w indywidualnych mistrzostwach świata. Nie mogę oczywiście wszystkiego zwalać na pecha, gdyż nie będę ukrywał, że w pierwszych trzech startach powinienem był pojechać znacznie lepiej. Niestety tor w Güstrow okazał się trudnym i stanowił dla mnie zupełną nowość.
Na szczęście całkiem dobrze radzisz sobie w rozgrywkach Premier League.
- Tak, w Edynburgu czuję się świetnie. Ten sezon jest moim drugim w tej klasie rozgrywkowej i uważam że osiągam niezłe wyniki; zresztą nie chwaląc się, już poprzedni rok mogłem zaliczyć do udanych. Zwłaszcza na własnym torze czuję się pewnie i pokonałem już praktycznie wszystkich liczących się w lidze zawodników. Na wyjazdach też radzę sobie coraz lepiej i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będę jeszcze skuteczniejszy.
W swojej karierze reprezentowałeś już kluby Conference League jak i Premier League. Czy możesz powiedzieć jak duża różnica jest miedzy nimi?
- Ooooogromna, właściwie nie można porównywać tych dwóch lig. Premier League jest znacznie trudniejsza, trzeba być o wiele bardziej przygotowanym, zwłaszcza sprzętowo, by móc tam startować i osiągać jakieś sukcesy. Podejrzewam, ze podobnie jest też i w Polsce, gdzie I i II ligę dzieli przepaść, o czym boleśnie przekonała się w tym roku drużyna z Rawicza.
Jednym z Twoich głównych hobby jest piłka nożna. Jakiej drużynie szczególnie kibicujesz?
- Najbardziej Czerwonym Diabłom z Manchesteru. Mimo, że nie mogę narzekać na nadmiar wolnego czasu, zdarza mi się oglądać ich mecze. Lecz jeszcze do niedawna wolałem samemu pograć w piłkę. Niestety od czasu, gdy w ubiegłym roku podczas jednego z meczy żużlowych, złamałem obie nogi, nie mogę już grać, gdyż mam spore problemy z bieganiem. Oprócz piłki, lubię także poszaleć na motocyklu crossowym.
Co robisz w trakcie przerwy miedzy sezonami?
- Przede wszystkim pracuję, jeżdżę też dużo na crossie i staram się jak najwięcej relaksować, gdyż podczas sezonu nie ma na to zbyt wiele czasu.
Czy masz już jakieś plany na przyszły sezon?
- Nie, jeszcze nie; na razie chciałbym ten zakończyć z jak najlepszym rezultatem a później zobaczymy. Wiem, że muszę znacznie mocniej przepracować zimę, by osiągać coraz lepsze wyniki. Jak już mówiłem w Edynburgu czuję się dobrze i zrobię wszystko aby tam pozostać. Chciałbym też startować w Polsce, bowiem bardzo mi się tu spodobało. Mam tylko nadzieję, że zdobyte w podczas tegorocznych startów doświadczenie, zaprocentuje znacznie lepszymi wynikami niż w tym sezonie.