Widać zmiany w mentalności prezesów klubów - wywiad z Ireneuszem Maciejem Zmorą, prezesem Stali Gorzów

- W myśleniu wspólników Ekstraligi następują zmiany. Zaczynamy traktować żużel jako nasze wspólne dobro i to pozwala wierzyć, że nie będzie kolejnych skandali - uważa prezes Ireneusz Maciej Zmora.

Jarosław Galewski: Startuje ENEA Ekstraliga. W ośmioosobowym składzie i bez KSM ma szansę być równie ciekawa jak w ubiegłym roku?

Ireneusz Maciej Zmora: Istotne jest przede wszystkim zmniejszenie Ekstraligi. W związku z tym, że tak się stało, najlepsi zawodnicy zostali skupieni w mniejszej liczbie klubów. Mamy bardzo silną ligę, która może być też jednocześnie wyrównana. Sezon może przynieść wiele zaskakujących rozwiązań, co potwierdziło pierwsze spotkanie w Zielonej Górze. Dziś ciężko wskazać faworyta. Silna i jednocześnie ciekawa liga to liga wyrównana - od zawsze byłem takiego zdania.

Niedawno mówił pan, że ENEA Ekstraliga nie ma wizji na lata i nie wie, czy chce być najsilniejszą czy najbardziej wyrównaną ligą. Ostatecznie jednak KSM - zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami - został zniesiony. To wskazywałoby na to, że idziemy w kierunku, który zakłada budowę najsilniejszych rozgrywek na świecie.

- Nie stawiałbym sprawy w ten sposób, bo nasza liga od dawna jest już najsilniejsza. Jeżdżą w niej w końcu najlepsi żużlowcy na świecie. Dzieje się tak, bo mamy najdroższe rozgrywki. To Polska płaci zawodnikom najwięcej. Żadna inna liga nie wydaje tyle na płace dla żużlowców, więc trudno im się dziwić, że chcą startować w polskich klubach.

Sezon ma być ciekawy i pozbawiony skandali, jak ten, który miał miejsce na zakończenie ubiegłorocznych rozgrywek. Czy w zimie w pana ocenie zostało zrobione wszystko, żebyśmy cieszyli się tylko tymi pozytywnymi emocjami?

- W mojej ocenie następują zmiany i to widać na wielu płaszczyznach. Klubami zaczynają rządzić inne osoby - to jedna z różnic. Widać, że wspólnicy Ekstraligi zaczynają rozumieć, że tworzymy wspólne dobro, którym jest nasza dyscyplina. To nie jest tak, że takie wydarzenia jak te z Zielonej Góry czy Leszna, które miały miejsce w ubiegłym roku, pozostają bez echa i reakcji środowiska. Musimy dbać między innymi o naszych sponsorów, którzy na pewno nie chcą być kojarzeni z takimi sytuacjami. To ma przede wszystkim znaczenie w przypadku firm, które nie były do tej pory związane z czarnym sportem, a rozważają taki ruch. Te lokalne i tak pozostaną, bo w tych przypadkach wsparcie wynika z innych względów, często z pasji. Musimy jednak dbać o czystą atmosferę, bo jej brak bardzo utrudnia inne rozmowy. Czy zmierzamy w dobrym kierunku? Tak jak powiedziałem, następują zmiany. Pewnie chciałoby się, żeby były one bardziej dynamiczne, ale najważniejsze, że jest lepiej. Prezesi myślą inaczej.

Mamy nowy etap, jeśli chodzi o zarządzanie klubami. Na ich czele stoją już raczej menedżerowie, a nie prezesi pasjonaci. W żużlu na najważniejszych stanowiskach nie ma już takich osób jak Józef Dworakowski, Władysław Komarnicki czy Marta Półtorak. To właściwy kierunek?

- Sport się zmienia. To jest naturalne, że teraz klubami mają zarządzać menedżerowie. Czas prezesów, którzy robili to przy okazji zajmowania się własnym biznesem, już powoli mija. Wszystko w sporcie - także żużlowym - zmierza w kierunku profesjonalizacji. Nie sposób łączyć inne obowiązki z zarządzeniem klubem.

Zaleta osób, o których wspomniałem, polegała jednak na tym, że po sezonie, kiedy kluby miały problemy, potrafiły one "wyciągnąć" dodatkowe pieniądze i dzięki temu uratować sytuację. To dość ważne, biorąc pod uwagę problemy finansowe, z którymi zmaga się polski żużel.

- Zgadza się, tak było, ale trzeba zacząć od rozróżnienia zarządu od Rady Nadzorczej klubu. Przykładowo w Lesznie to drugie ciało zapewnia klubowi podstawy finansowe. Prezes, Piotr Rusiecki zajmuje się też wprawdzie innymi rzeczami, ale takim menedżerem jest tam Ireneusz Igielski. To on faktycznie zarządza klubem. Pasjonaci w żużlu nadal są, tylko że teraz można ich znaleźć raczej w Radach Nadzorczych. Prezes powinien być jednak kimś, kto zajmuje się prowadzeniem klubu w sposób zawodowy.

A czy odejście jednego z najbogatszych Polaków, którym jest Roman Karkosik to strata dla polskiego żużla?

- Nie chcę tego oceniać, bo to decyzja pana Romana Karkosika. Mogę jednak powiedzieć, że warto wsłuchać się w to, co ten człowiek mówi. To jest głos, który pokazuje, że tempo zmian w polskim żużlu powinno być nieco szybsze. To nie jest zresztą głos odosobniony, ale większość osób nie chce mówić głośno o konieczności przeprowadzania głębszych zmian.

Jest pan spokojny o wizerunek rozgrywek w sezonie 2014 czy jednak problemy finansowe klubów mogą dać znać o sobie i wpłynąć na niego negatywnie?

- Słyszę często, że tak trudnej sytuacji jeszcze nie mieliśmy, ale z drugiej strony były za to bankructwa klubów. Dziś kluby w Polsce działają w formie spółek akcyjnych i od długów wcale nie jest tak łatwo uciec. Wcześniej niektórzy szli trochę na skróty. Klub miał problemy, ogłaszał upadłość i się zamykał. Nikt tych zobowiązań później nie obsługiwał. Teraz jest z tym znacznie trudniej. Istotna jest też zmiana w mentalności zarządzania klubami. Ona jest widoczna, w dużej mierze z powodu świadomości, że od długów znacznie trudniej uciec.

Istotne będzie też wsparcie kibiców. W Gorzowie narzekać chyba nie możecie. Jedziecie teraz do Wrocławia, a bilety na pierwszy mecz w domu z leszczyńską Unią sprzedają Wam się doskonale. Liczycie w tym roku na lepszą frekwencję?

- Kibice bardzo mocno czekają na inaugurację sezonu w Gorzowie. Nawet na sparingach potrafiliśmy zgromadzić około sześć tysięcy widzów. Nasi fani to duży kapitał i tego nie można zaniedbać. Wielu naszych kibiców jedzie też do Wrocławia. To będzie grupa około 800 osób. Co do meczu z Lesznem, to rzeczywiście ma pan rację. Spodziewamy się kompletu. W tej chwili blisko połowa stadionu jest już zajęta. To cieszy, mamy duże wsparcie. Frekwencja powinna być w tym roku lepsza, ale na dokładne oceny poczekajmy. Fakty są jednak takie, że drużyna jest silniejsza, choć to można powiedzieć o większości zespołów. Specjaliści od dyscypliny oceniają jednak wyżej nasze notowania. Widać to też po kursach u bukmacherów. Poza tym, mamy mniej spotkań. Kibice nie będą chcieli odpuszczać sobie żużlowych emocji. To wszystko może mieć znaczenie.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: