Zwieńczeniem bogatego w starty harmonogramu będzie niedzielne spotkanie dwóch niepokonanych ekip w Enea Ekstralidze. Jaskółki podejmą Stal Gorzów. Przygotowania do tego meczu zaordynowane przez Marka Cieślaka będą więc na pewno bardzo solidne i dokładne. Niestety bez udziału podstawowego młodzieżowca tarnowian. - Mam kilka ważnych imprez przed batalią ze Stalą Gorzów. I na moją niekorzyść przemawia właśnie to, że nie będę mógł za bardzo trenować na własnym torze. Trzydziestego kwietnia mam ligę duńską, na następny dzień przylatuję do Ostrowa Wielkopolskiego na Polska - Australia, a potem trzeciego maja półfinał IMŚJ w Stralsund. Z Niemiec wpadam prosto na ligę. Pewnie będę musiał skorzystać zatem z próby toru i porozmawiać z chłopakami jak nawierzchnia zachowywała się podczas treningów - tłumaczy.
- Wylosowaliśmy Stralsund, z Gniezna będziemy mieli do tej miejscowości pięćset kilometrów, ale praktycznie cały czas autostradą. Do Tarnowa będzie "kawałek" drogi więcej. Nie jeździłem tam jeszcze, ale niemieckie owale przeważnie mi leżą, zawsze jakieś tam dobre wyniki "robiłem", więc jestem pozytywnie nastawiony - dodaje.
Ostatni występ Gingera w barwach Grupy Azoty Unii Tarnów był całkiem udany. W trzech wyścigach przeciwko zespołowi z Gdańska zdobył pięć punktów i okrasił ten dorobek jeszcze trzema bonusami. Jego starsi koledzy jechali równie znakomicie, co pozwoliło rozgromić beniaminka 63:27. M.in. dlatego nie było możliwości, aby juniorzy odjechali więcej gonitw niż swoje regulaminowe. - Każdy prezentował się bardzo dobrze i nie było miejsca, abym ja albo Ernest wystartował chociażby jeszcze raz. Liczy się jednak to, że wygraliśmy i mamy lidera - komunikuje.
W biegu juniorów młodszy z klanu Gomólskich wydatnie pomógł Ernestowi Kozie w wygraniu już przy pierwszej okazji debiutanckiego wyścigu przed tarnowską publicznością w meczu ligowym. - Zwyciężyliśmy moment startowy. Ja założyłem Krystiana Pieszczka. Widziałem z wyjścia, że Ernest już "leci" i nie musiałem go tak naprawdę puszczać, bo był szybki praktycznie w każdym biegu. Miał "osłabiony" motocykl, ale on jechał cały czas do przodu. Jak podążał czwarty i dostawał szprycę to sprzęt cały czas schodził z obrotów. Fajnie, że przywiózł dwie trójki, oby tak dalej - opowiada nieco bagatelizując swoje zasługi.
Jednym z czynników, dzięki któremu beniaminek został odprawiony w tak zdecydowany sposób było podejście na serio do sprawy wszystkich reprezentantów aktualnych brązowych medalistów DMP. - Mimo, że był to Gdańsk widać było, że podeszliśmy do sprawy bardzo poważnie. Już na odprawie byliśmy uczuleni przez trenera, że nie można tej drużyny lekceważyć. Każdy pojechał na miarę swoich możliwości i to dało efekt w postaci przekonującego triumfu - zaznacza.