Bartłomiej Romanek: Częstochowa to dobre miasto, ale czy dla sportu?

Od kilku lat częstochowski Urząd Miasta do celów promocyjnych wykorzystuje słowa Ojca Świętego: "Częstochowa to dobre miasto". W świetle ostatnich posunięć magistratu, a zwłaszcza awantury o przyszłość częstochowskiego żużla, to hasło trzeba zrewidować, bo coraz więcej osób ma wątpliwości, czy pod Jasną Górą jest klimat sprzyjający sportowi. Prawdziwe trzęsienie ziemi wywołało oficjalne stanowisko miasta sygnowane podpisem Ireneusza Leśnikowskiego. To prawdziwy strzał w kolano zawodowego żużla w Częstochowie i całego sportu w mieście.

Słowa bez pokrycia

Oświadczenie Ireneusza Leśnikowskiego przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Przyznam, że nie spodziewałem się tak frontalnego i skomasowanego ataku na spółkę ze strony miasta. Z drugiej strony rzecznik magistratu wielokrotnie wypowiadał się w kuluarach na temat całego zamieszania wokół Włókniarza, a teraz przelał to po prostu na papier. Tyle, że w świetle wypowiedzi tego samego pana na łamach naszego portalu z dnia 17 lipca 2008 roku, najnowsze stanowisko magistratu udowadnia, że do słów rzecznika magistratu nie warto przywiązywać wielkiej roli, bo są one starannie dobierane w zależności od sytuacji i kierunku oraz siły wiatru.

- Po pierwsze nie ma żadnego konfliktu, na linii klub żużlowy a władze miasta, choć pewnie niektórzy bardzo by chcieli, aby taki powstał. Zarówno prezes częstochowskiego klubu żużlowego Marian Maślanka, jak i władze miasta na to nigdy nie pozwolą, bo nie ma najmniejszego powodu, żeby takie abstrakcyjne zjawisko powstało – tak na naszych łamach Ireneusz Leśnikowski dementował doniesienia o konflikcie na linii Włókniarz – miasto. A teraz w piśmie podpisanym swoim nazwiskiem wytacza najcięższe działa jeszcze przed pierwszą turą rokowań. I jak wierzyć jego słowom? Co więcej wysłane przez niego stanowisko najbardziej zdziwiło samych zainteresowanych.

- Jestem całkowicie zaskoczony tym co przeczytałem. To jest chyba stanowisko rzecznika magistratu, a nie miasta, bo radni nic o nim nie wiedzieli – mówi Lech Małagowski, dyrektor Stowarzyszenia Włókniarz, radny miasta i przewodniczący Komisji Sportu. – Robimy wiele, żeby tę sytuację naprawić, a w spotkaniach uczestniczą wszyscy radni z mojej komisji. Organizujemy spotkania i dyskutujemy o tych sprawach, a kluczowe będzie spotkanie z prezydentem 7 listopada.

- Urząd Miasta chce być mediatorem między Stowarzyszeniem a Spółką, która od dwóch lat jest organizatorem zawodów ligowych. Uważamy, że nie można zaprzepaścić szkolenia młodzieży, czym zajmuje się Stowarzyszenie i sprowadzić tej dyscypliny sportu w Częstochowie tylko do wynajmu za duże pieniądze zawodowców z zagranicy – czytamy dalej w stanowisku częstochowskiego magistratu. Przecież to szczyt absurdu. Miasto chce być mediatorem, a w trakcie negocjacji przystępuje do frontalnego ataku, stając się trzecią stroną konfliktu.

Giełda niezgody

Problemem nie do rozwiązania wydaje się sprawa giełdy towarowej prowadzonej na stadionie przy ulicy Olsztyńskiej. Zyski z jej działalności wpływają na konto Stowarzyszenia. Rzecznik magistratu zauważa, że zawsze giełdę prowadziło Stowarzyszenie. I słusznie. Ale nie pamięta o innych faktach. Giełdę powierzono Stowarzyszeniu, kiedy prowadziło ono pierwszą drużynę. Klub był w latach dziewięćdziesiątych w tarapatach finansowych i giełda uratowała jego egzystencję. Ireneusz Leśnikowski dodaje: Mówiąc 1 mln mówi się – 2 mln, a może 3 a może 10 mln. AZS już słyszał o "prośbie" spółki żużlowej. Dlaczego nie należałoby wesprzeć taką samą kwotą siatkarzy, koszykarzy, lekkoatletów? Skąd jednocześnie wiadomo, że na 1 milionie dla żużla się skończy, bo przecież zawody, w których nie ma częstochowian, a jedynie wysokopłatni zagraniczni zawodnicy, wielu kibiców nie przyciągają na trybuny. A co będzie, jeśli na koniec roku w kasie zabraknie do bilansu 2 mln złotych?

Trudno zrozumieć tę argumentację, przecież równie dobrze można wyjść z założenia, żeby zyskami z giełdy obdzielić i siatkarzy, i piłkarzy, i żużlowców. Czemu w uprzywilejowanej sytuacji może być tylko jeden klub? Poza tym władze stowarzyszenia i miasta, mówiąc o giełdzie, posługują się półprawdami. Ciągle powtarzają informacje o zysku z tytułu opłat targowych. Czemu nikt nie wspomina o dobrowolnej opłacie za rezerwację miejsca na giełdzie? Jeśli nie zapłacisz, na twoje miejsce czeka kilkunastu następnych chętnych. To tak naprawdę generuje największy zysk. – Trudno mi jest w tej chwili powiedzieć, ile to jest dokładnie, ale mogę sprawdzić – powiedział nam podczas rozmowy telefonicznej w niedzielę Lech Małagowski. Jak udało się nam nieoficjalnie powiedzieć, wpływy za rezerwację można liczyć w setkach tysięcy złotych.

Kilka słów o sprawiedliwości

- Mówiąc "dajcie nam 1 mln zł i nazwijcie to jak chcecie, może być na promocję" mówi się de facto głośno wszem i wobec: "nie liczcie się z prawem - nas interesuje tylko kasa, a wasze spotkania z wymiarem sprawiedliwości czy RIO nas nie interesują." Gazety przecież czytają przy porannej kawie także przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości – kolejne stwierdzenie Ireneusza Leśnikowskiego.

Wypowiedź obrazowa i kontrowersyjna, ale i mało fortunna. W ten sposób rzecznik podważa pośrednio wsparcie innych polskich klubów w ramach promocji ze środków samorządowych. W normalnych warunkach i w normalnym mieście, rzecznik prasowy musiałby się gęsto tłumaczyć z takiej wypowiedzi.

Inna sprawa, że Urząd Miasta w Częstochowie po ostatnich doświadczeniach musi uważać na prawodawstwo i wymiar sprawiedliwości, bo RIO już raz pogroziło palcem. Niestety dla ekipy rządzącej to grożenie dotyczyło sztandarowej inwestycji, a mianowicie rewitalizacji III Alei NMP. Przed oblicze Rzecznika Dyscypliny Finansów Publicznych trafi Kazimierz Augustyn, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg, a jak informował niedawno Dziennik Zachodni Daniel Kołodziej nie wyklucza również wniosku o ukaranie wobec prezydenta Tadeusza Wrony.

Sześciolatki Tadeusza W.

Rzecznik Ireneusz Leśnikowski powołuje się w stanowisku miasta na ekonomię z czasów Hilarego Minca. Tyle, że to częstochowski magistrat od pewnego czasu realizuje niedokończone sześciolatki. Wspaniale, że wyłożono na stadion żużlowy 24 miliony złotych. Czemu go nie dokończono? Czemu z jednej strony stoi fantastyczna wieża sędziowska, a z drugiej strony kibice oglądają ogromną dziurę nad parkiem maszyn, przez którą podziwiają wolno biegnący nurt Kucelinki? Gdzie jest przewidziany w projekcie hotel i nowe boksy dla zawodników?

- Kwestia współpracy padła ze strony spółki jedynie w przypadku zakupu telebimu, ale telebim na miejskim stadionie nie może być prywatną własnością - musi być stałym wyposażeniem miejskiego obiektu i miasto samo go kupił – informuje rzecznik. Przecież to szczyt obłudy, bo władze miasta pierwotnie chciały telebim dzierżawić od prywatnej firmy. Przeprowadzono nawet specjalną próbę na stadionie z wykorzystaniem pożyczonego sprzętu. Informowały o tym częstochowskie media. Dopiero inicjatywa radnych m.in. Jacka Krawczyka i Lecha Małagowskiego zdołała przekonać magistrat do zakupu telebimu.

Prezydent Tadeusz Wrona od pewnego czasu stosuje politykę długoletnich obietnic bez pokrycia. Magistrat wiele razy obiecywał, że pieniądze na stadion żużlowy są zapisane w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym i budowa zostanie dokończona. Dzisiaj już wiadomo, że drugi etap szybko nie zostanie zrealizowany, bo kasa miejska świeci pustkami.

Teraz takimi samymi obietnicami mami się kibiców Rakowa, którzy chcą budowy nowego obiektu piłkarskiego do 2010 roku. Wywiesili oni nawet transparent na stadionie Włókniarza: "Takiego mamy prezydenta, co obieca, nie pamięta. Wrona – gdzie są pieniądze na stadion Rakowa". Szybko go zdjęto na polecenie Janusza Haszcza, naczelnika wydziału sportu, tego samego, który w obliczu jednej z najważniejszych od lat dyskusji o częstochowskim sporcie udał się na urlop. Dziwne, że Lech Małagowski specjalnie przełożył swój zagraniczny wyjazd, aby móc uczestniczyć i mediować między Spółką a Stowarzyszeniem. Miasto nie spieszy się z remontem stadionu Rakowa, w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym wpisano go na lata 2012-2013, czyli na czas po zakończeniu obecnej kadencji. W nomenklaturze samorządowej taki termin znaczy tyle, co NIGDY. Na dodatek przygotowany pierwszy projekt nowego stadionu piłkarskiego już nadaje się do kosza, bo zmieniły się przepisy licencyjne PZPN. Ile kosztował nieprzydatny projekt? Dokładnie 280 tysięcy złotych!

Sukcesy częstochowskich siatkarzy znów wywołały burzę w planach magistratu. Oto w Częstochowie powstanie nowoczesna hala sportowa, w której mają się odbyć mistrzostwa świata w siatkówce w 2014 roku. Rozmowa niżej podpisanego z Januszem Haszczem sprzed kilku tygodni potwierdza tezę, że miasto nie ma żadnej klarownej i planowanej polityki dotyczącej sportu, a obiekty buduje się jedynie na falach sukcesu, bo wtedy najłatwiej obłaskawić kibiców, stanowiących pokaźny elektorat. – Jeśli Raków awansuje, to będziemy musieli zmodernizować stadion – przyznaje nam rację naczelnik Haszcz.

Rozgonić MOSiR

Na koniec pozwoliłem sobie zachować największą wpadkę rzecznika Ireneusza Leśnikowskiego: Nie wiadomo co autorzy tekstu na stronie internetowej Klubu chcieli powiedzieć przez sformułowanie "odciążyć klub od kosztów najmu stadionu", bo spółka wynajmująca stadion na zawody po prostu przestała płacić miejskiej spółce powołanej do zarządzania obiektami sportowymi - MOSiR-owi. Chyba, że klub chce przejąć wielkie koszty jaki ponosi ta miejska spółka, po to by mogli startować na nim żużlowcy – 500 tys. złotych w skali roku.

Ciekawe skąd nagle częstochowski MOSiR stał się spółką? Panie rzeczniku, MOSiR to komunalny zakład budżetowy, który powstał w lutym 1979 roku i działa na mocy na mocy Uchwały Rady Miasta nr 145/XII/2007 z dnia 28.06.2007 r w sprawie zatwierdzenia Statutu Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji załącznik nr 1 do statutu).

Skąd ta pomyłka? Z niewiedzy? Raczej nie, bo pan Leśnikowski od lat trzyma się blisko magistratu i prezydenta Wrony. Ta pomyłka to pewnie efekt pośpiechu rzecznika, a to jest jasnym sygnałem, że stanowisko było tworzone pod wpływem emocji. To co najmniej zastanawiające.

Pisanie o stratach z powodu stadionu jest co najmniej śmieszne. MOSiR to rozbudowany, biurokratyczny moloch do obsadzania etatów przez wszystkich ludzi prezydenta. MOSiR ma od lat problem z wypracowaniem 50 procent zysku, który jest konieczny do istnienia i funkcjonowania zakładu budżetowego. Dlatego klubom przyznaje się dotacje na dzierżawienie miejskich obiektów sportowych, tworząc w ten sposób pozorowany przepływ pieniądza. Stadion żużlowy nie miał być tylko obiektem sportowym. Ile zorganizowano na nim imprez w tym roku? Czemu miasto nie chce zorganizować koncertu jakiejś wielkiej gwiazdy? To byłby krok w kierunku młodych częstochowian, to przyciągnęłoby turystów. Częstochowa od lat nie oferuje żadnych ciekawych perspektyw młodym, którzy opuszczają to miasto na rzecz Krakowa, Wrocławia czy Warszawy. Niedługo miasto stanie się ogromną, ale pustą noclegownią dla pątników. Chyba nie tędy droga.

Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień

Konflikt pomiędzy Spółką a Stowarzyszeniem eksplodował. Nie mnie sądzić go i oceniać. Każda strona ma swoje racje. Stowarzyszenie, które według doniesień prasowych, nie ma problemów finansowych zbyt kurczowo pilnuje zysków z giełdy, którymi nie chce się z nikim dzielić. Wystąpienia Dominika Ziębaczewskiego (nick DominikZet) na forum oficjalnej strony Spółki to jeden wielki skandal, po którym niesmak pozostanie na wiele lat. Z drugiej strony oponenci Stowarzyszenia nie do końca mają rację. Fakt, że przez dwa lata nie wyszkolono żużlowej gwiazdki nie dyskwalifikuje szkolenia. Przez ilość do jakości, a im więcej adeptów, tym większa szansa na wyłowienie żużlowego diamentu. No i ta sekcja amatorska... Nikt mi nie wmówi, że taka rywalizacja, w której walczy się o medale, ma jakikolwiek sens. Największą winą prezesa Mariana Maślanki jest proces tworzenia Spółki. Całkowite rozdzielenie prawne Spółki i Stowarzyszenia, niestosowane w innych ośrodkach, było błędem i od początku groziło wielką awanturą, która całemu środowisku jest zupełnie niepotrzebna.

Potrzebny jest natomiast rozsądek i dobra wola z obydwu stron. Krok w dobrym kierunku zrobił Lech Małagowski, który zrezygnował z funkcji dyrektora Stowarzyszenia. Łączenie przez niego posady w klubie, działającym na mieniu miasta, mandatu radnego i przewodnictwa w Komisji Sportu od początku budziło wielkie kontrowersje. Tym bardziej, że Małagowski startował w wyborach z ugrupowania Tadeusza Wrony. Jego przypadek badał nawet Śląski Urząd Wojewódzki, ale nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości. Wielu obwiniało go jednak o udział w konflikcie pomiędzy częstochowskimi klubami sportowymi. Stał się głównym obiektem ataków mediów i kibiców.

- Najważniejsze jest teraz, żeby dojść do porozumienia. Zrezygnowałem, bo dość miałem niesłusznych ataków na moją osobę, a mam z czego żyć. Przez 11 lat działałem dla częstochowskiego żużla i mam swój udział w sukcesach - tłumaczy Lech Małagowski, który ostatnie zawirowania wokół żużla przypłacił poważnymi problemami ze zdrowiem.

Bartłomiej Romanek

Komentarze (0)