Leon Madsen ciągle myśli o Tarnowie. "Może przyjdzie taki dzień, że kiedyś będzie mi dane wrócić"

Sezon w Polsce Leon Madsen może spisać na straty. W swoim klubie jeździł bardzo mało, a do tego gdańszczanie już praktycznie spadli z EE. Nic więc dziwnego, że Duńczyk powoli myśli o przyszłym roku.

W barwach Renault Zdunek Wybrzeża zawodnik z kraju Hamleta pojawił się zaledwie osiem razy. Madsen był w utrzymaniu jednym z droższych jeźdźców, a szargani olbrzymimi problemami finansowymi działacze klubowi oglądali po kilka razy każdą złotówkę, więc zapraszali 26-latka tylko na wybrane spotkania. Jego przygoda z nadmorską ekipą dobiega zatem powoli końca. Jeden z wymarzonych kierunków na kontynuowanie kariery jest doskonale znany. - Pewnie, że jakieś refleksje człowieka nachodzą (śmiech). Ale na razie nic nie mogę mówić o swojej przyszłości, aż do końca trwania kontraktu. Zawsze jednak podkreślam, że być może przyjdzie taki dzień, w którym będzie mi dane powrócić do Tarnowa. Chcę od razu dodać, że przed tymi rozgrywkami, to nie była moja decyzja, że odszedłem. Ale zobaczymy co przyniesie czas. Jestem oczywiście otwarty na rozmowy o ewentualnym powrocie - zakomunikował.
[ad=rectangle]
Ostatnimi zawodami w jakich miał okazję uczestniczyć jeździec urodzony w Vejle były pierwsze w historii zmagania o Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwo Ekstraligi. Doborowa szesnastka zawitała do Tarnowa, miasta, w którym Madsen spędził poprzednie trzy lata. - Zająłem siódmą lokatę w mocnej stawce, więc mogę być zadowolony ze swojej postawy. Tym bardziej, że tych zawodów nie mam w tym roku zbyt wiele. A drugiej strony, to było świetne uczucie znów występować przed tarnowską publicznością. Mnóstwo ludzi, świetna atmosfera, z resztą jak zawsze w tym mieście. Ci ludzie zawsze są uśmiechnięci, dlatego uwielbiam tutaj przyjeżdżać, bo wiem, że mnie też wprawią w dobry nastrój. Dlatego ogromnie żałuję, że nie udało mi się być w tym finale, bo strasznie chciałem w nim wystartować. Czasami jednak żużel bywa brutalny - opowiadał z lekkim żalem w głosie z powodu odpadnięcia w półfinale.

Leon Madsen na swoim ulubionym podeście w tarnowskim parku maszyn
Leon Madsen na swoim ulubionym podeście w tarnowskim parku maszyn

Jedna z większych kontrowersji tego turnieju rozegrała się w osiemnastej gonitwie. Po przespanym starcie Duńczyk musiał gonić rezerwowego Ernesta Kozę. Na drugim łuku Leon postanowił zaatakować swojego rywala po szerokiej. Wtedy doszło kontaktu, a Madsen wylądował na torze. - Nie miałem w ogóle wyjścia z tej sytuacji. Ernest dosłownie zatrzymał motocykl w poprzek w szczycie łuku. Nie miałem innego wyjścia jak tylko położyć motocykl, żeby uniknąć groźniejszej kolizji. Dlatego uważam, że decyzja sędziego było dla mnie krzywdząca. Powiedział, że to moja wina, ale tak naprawdę nie potrafił wytłumaczyć dlaczego. To trochę śmieszne. W całym tym zamieszaniu najważniejsze, że jestem w jednym kawałku - opisywał całe zamieszanie ze swojej perspektywy mocno zdegustowany.

- Zniszczyłem trochę motocykl w tej sytuacji i w półfinale musiałem się przesiąść na drugi. Niestety ten nie był tak dobry jak ten, którego używałem od początku - dodał.

Źródło artykułu: