W Gorzowie nikt nie ma wątpliwości, że w niedzielę doszło do wielkiej kompromitacji, z której należy jak najszybciej wyciągnąć wnioski. - Jest mi naprawdę wstyd za to, co się wydarzyło. To kompletna wpadka osób funkcyjnych, która została brutalnie wykorzystana przez Falubaz. Chodzę od dziecka na żużel i czegoś takiego nie widziałem. W żużlu mamy obecnie zbyt duże pieniądze, by tak nieodpowiedzialni ludzie podejmowali takie decyzje - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Władysław Komarnicki. - Kilka nieodpowiedzialnych osób zlekceważyło 14 tysięcy fanów naszej dyscypliny. Na tym meczu byli nawet ludzie z innych krajów. Wszyscy zobaczyli żenujące widowisko. Po dwóch biegach zamarkowany upadek juniora doprowadził do tego, że wszyscy, którzy tak cierpliwie czekali, musieli pójść do domu. Mówiliśmy o najlepszej lidze świata, a może czas zacząć mówić o najdroższej. Jeszcze raz przepraszam kibiców. Przyjdźcie też jutro i dopingujcie swoje zespoły. Oby coś takiego się nigdy nie powtórzyło. Przez to, co się wydarzyło, mam świadomość, ile jeszcze pracy nas czeka, żeby nie było takich sędziów ani toromistrzów, którzy pojawili się w Gorzowie. Mówię to jako członek Rady Nadzorczej Ekstraligi. Jeśli sędzia i inni ludzie podjęli decyzję, że jedziemy, to zawody należało dokończyć. Uślizg juniora nie może być żadną wyrocznią. Obóz sędziowski był tego dnia merytorycznie nieprzygotowany. W efekcie klub poniósł bolesne straty finansowe. Na tym meczu byli też Anglicy i Szwedzi i "chichrali" się, że spotkanie zostało odwołane, kiedy nie padało cały dzień, a wcześniej nad torem czuwał człowiek z Ekstraligi. Później pojawił się też zresztą sędzia. To jest skandal - podkreślił Komarnicki.
[ad=rectangle]
Gorzowianie przygotowują się do drugiego podejścia. Działacze Stali liczą, że tym razem mecz odbędzie się w zdrowej i sportowej atmosferze. - Bardzo zależy nam na dobrej i zdrowej atmosferze. Proszę mi wierzyć, że podchodzimy tak do każdego spotkania. W niedzielę mieliśmy do czynienia z rzeczami, które w większości nie leżały po naszej stronie. Nie czujemy się winni tego, co się wydarzyło - przyznał Ireneusz Maciej Zmora.
Niestety, głównym tematem dyskusji podczas drugiego podejścia do meczu w Gorzowie po raz kolejny może być stan toru. - Zła wiadomość przed środowym meczem jest taka, że tor, który jest głównym tematem dyskusji ponownie przyjął dużą ilość wody. Tak było w poniedziałek i w nocy z poniedziałku na wtorek. Szykujemy go do meczu i jest optymizm. Prognozy są łaskawe. Niestety, temperatury nie są zbyt wysokie, więc tor nie będzie szybko przesychać. Jestem pewny, że wszystko będzie zgodne z regulaminem, ale nie potrafię powiedzieć, jak mocno przyczepna i wymagająca będzie nawierzchnia - wyjaśnił Zmora.
Działacze Stali zapowiadają, że zrobią, co w ich mocy, by w środę tor był jak najbardziej bezpieczny. W Gorzowie wszyscy wyraźnie podkreślają, że nie mają interesu w tym, by zawody toczyły się w trudnych warunkach. - Derby niosą zawsze dużo emocji. Zawsze starałem się grać fair, kiedy ja byłem prezesem. Mam pewność, że ani ja, ani mój następca nigdy nie chciał i nie wykorzystywał okoliczności, które mogłyby w konsekwencji doprowadzić do zlekceważenia kibiców - podkreślił Komarnicki. - Przykre wydarzenia niestety też się zdarzały. Pamiętam poważny wypadek Rafała Dobruckiego z 2011 roku, do którego doszło na naszym torze. Odwiedziłem zresztą później pana Rafała w szpitalu. Bardzo to przeżyłem. Złe rzeczy się dzieją, ale po naszej stronie nie było nigdy cienia złośliwości. Wtedy zresztą, podczas tamtego spotkania nawierzchnia była bardzo dobrze przygotowana i pozwalała jechać przy samej bandzie. To był czas, kiedy w mieliśmy Golloba a on doskonale potrafił wykorzystać całą szerokość toru - zakończył Komarnicki.