Ewelina Bielawska: Na wstępie zapytam o twoje zdrowie. W najbliższych dniach planujesz powrót na tor, a to dobra wiadomość.
Greg Hancock: Dziękuję, czuję się bardzo dobrze. Mój palec się goi, jednak jest to długi proces. Wracam powoli do gry.
Wypadek był dość groźny. Twoja ręka utknęła między błotnikiem i tylnym kołem motocykla Iversena.
- Tak, to była katastrofa i wielki ból. Pomimo tego cieszyłem się, że ucierpiała na tym tylko moja ręka. Mogło być o wiele gorzej.
[ad=rectangle]
Wraz z Nielsem Kristianem Iversenem zakończyliście tym samym swój występ w Grand Prix Polski udając się do szpitala. Mimo tego nie opuszczał was dobry nastrój, bowiem już stamtąd przesyłaliście poprzez twittera zdjęcia z pozdrowieniami.
- Niels i ja jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Obaj wylądowaliśmy tego dnia w szpitalu. Nie byliśmy zbytnio szczęśliwi z zaistniałej sytuacji. Nudząc się jednak mieliśmy wiele różnych pomysłów. Jednym z nich były wspólne zdjęcia. Mamy świetnych fanów i przyjaciół na twitterze, więc zabawa była przednia. Dostaliśmy wówczas wiele wiadomości z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Chcieliśmy także pozdrowić i podziękować kibicom.
Niestety, w wyniku kontuzji nie ujrzeliśmy cię po raz pierwszy w turnieju w historii cyklu Grand Prix.
- Nie wyobrażasz sobie jaka to była ciężka decyzja. Naprawdę nie było możliwości mojego powrotu na te zawody. Bardzo chcę zdobyć tytuł mistrza świata, stąd jeszcze ciężej było zrezygnować z tego występu.
Rozumiem, że po raz pierwszy obejrzałeś turniej w telewizji. Jak ocenisz ostateczne rozstrzygnięcie Grand Prix w Vojens?
- Szczerze? Właśnie, że go nie obejrzałem. Byłem tak przygnębiony faktem, że mnie tam nie ma, że nie mogłem nawet obserwować co tam się dzieje. Nie jestem więc w stanie ocenić. Mogę jedynie stwierdzić, że wynik byłby lepszy, gdybym był w stanie jeździć (śmiech).
Pomimo opuszczenia ostatniego turnieju nadal jesteś liderem cyklu. Podejrzewam, że w sobotę zamierzasz powiększyć tę przewagę?
- Będę gotowy na występ w sobotę w Sztokholmie. Aktualnie pracuję ciężko nad tym, by być jak najlepiej przygotowanym. Zamierzam być nadal liderem.
Przejdźmy do rozgrywek polskiej ligi. Twoja drużyna przegrała w pierwszym spotkaniu półfinałowym w Lesznie dziesięcioma punktami. Czy twoim zdaniem jesteście w stanie odrobić ten wynik w meczu rewanżowym na własnym torze?
- To był dość ciężki pojedynek dla mojej ekipy. Muszę jednak przyznać, że jestem pod wrażeniem współpracy zespołu. Pracowali wspólnie na to, by utrzymać wynik tak blisk,o jak to tylko było możliwe.
Niestety nie pomożesz im w drugim meczu półfinałowym. To spore osłabienie dla zespołu.
- Oczywiście, wiem, że jest to osłabienie dla mojej drużyny. Jednak ten wspaniały team składa się z mocnych i utalentowanych zawodników, więc jestem przekonany, że wykonają kawał dobrej roboty.
...czyli to Unia Tarnów awansuje do wielkiego finału?
- Dokładnie, zgodzę się z tobą (śmiech).
Kto będzie jej rywalem w walce o złoty medal?
- Ciężko powiedzieć. Oczywiście bardzo chciałbym zobaczyć w tym starciu drużynę SPAR Falubazu. Postarajcie się o to panowie!
Ten rok obfituje w kontuzje. Wiele drużyn w tak ważnym momencie rozgrywek jest bardzo osłabionych.
- Tak, trzeba przyznać, że jest ich bardzo dużo. Jednak taki jest ten sport. Nie lubimy takich sezonów, ale co poradzimy. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
Drużyna Unii Tarnów zakończyła rundę zasadniczą na pierwszym miejscu. Jednak przed najważniejszymi meczami sezonu ekipę zaczęły dopadać kontuzje. W pewnym momencie w składzie zabrakło zarówno ciebie, jak i Martina Vaculika oraz Krzysztofa Buczkowskiego. Można by uznać, że taki system rozgrywek jest nieco niesprawiedliwy.
- To prawda, może tak być nie powinno. Jednak regulamin jest taki, a nie inny. Nie mamy innego wyjścia jak go akceptować. Poczekajmy i zobaczymy co się dalej wydarzy.