Cała sprawa zaczęła się w lipcu 2013 roku. Łukasz Lesiak zwrócił się do władz klubu z prośbą, aby zgodnie z zapisami w kontrakcie, pokryto koszty remontu silnika, bo jego dotychczasowy sprzęt był już w pełni wyeksploatowany. Wcześniej wszelkie inwestycje sprzętowe finansował z własnych środków, gdyż jak przekonuje ojciec zawodnika Waldemar Lesiak, nikt nie interesował się młodzieżowcem Unii.
[ad=rectangle]
- Od dłuższego czasu sami musieliśmy inwestować w sprzęt dla Łukasza. W lipcu 2013 roku poprosiliśmy prezesa o pieniądze na remont jednego silnika, bo syn nie miał już sprzętu, aby startować w zawodach - tłumaczył. W klubie spotkali się z odmową, a prezes Łukasz Sady przekazał, że nie ma środków na sfinansowanie remontu. Lesiakowie spotkali się też z sugestią, aby 19-letni wówczas zawodnik zastanowił się nad zakończeniem kariery. - W klubie powiedzieli nam, że jak nie mamy za co zrobić remontu silnika, to niech Łukasz kończy karierę. To były słowa prezesa Sadego. Dla mnie jest to niedopuszczalne, żeby tak traktować własnego wychowanka, który nie prosił o nic wielkiego. Chcieliśmy tylko, aby klub wywiązał się z kontraktu.
Włodarze Unii nie zgadzali się z argumentacją przeciwnej strony. Tłumaczono, że żądania Lesiaka są nieuzasadnione, a sam żużlowiec nie robił oczekiwanych postępów. - Naszym zdaniem żądania dotyczące zapisów kontraktowych Łukasza Lesiaka wobec klubu są nieuzasadnione. [i]Pomimo wymiany korespondencji od lipca i próbie rozwiązania sporu niestety nie udało nam się porozumieć. W tym przypadku właściwą instytucją, która może rozstrzygnąć ten spór, jest Trybunał PZM [/i]- informował rzecznik prasowy klubu, Łukasz Izak. Władze Unii poszły o krok dalej i podjęły decyzję o zawieszeniu swojego wychowanka. Lesiak nie miał też możliwości trenowania na tarnowskim torze, dlatego korzystał z uprzejmości innych ośrodków żużlowych. - Po zawieszeniu powiedziano nam, że jak Łukasz chce trenować, to musi zapłacić za wynajem toru. Szkoda mi było chłopaka, więc dałem mu swoje pieniądze, żeby zapłacił i mógł dalej trenować. Kiedy pojechał na stadion, dowiedział się, że jest to niemożliwe. Usłyszał, że i tak nie wpuszczą go na tor - kontynuował opiekun żużlowca, który przyznał, że z podobnymi problemami zmagają się też inni młodzi zawodnicy. - Wiem, że to nie tylko problem mojego syna. Inni po prostu boją się postawić, bo wiedzą, jak to może się skończyć - dodał.
Były junior Jaskółek, który w sezonie 2011 debiutował na torach ekstraligowych i był podstawowym młodzieżowcem drużyny Unii postanowił dalej walczyć o swoje. Sprawę przeciwko tarnowskiemu klubowi skierował do Trybunału PZM, a sam zaczął poszukiwania nowego pracodawcy. Zainteresowanie pojawiało się m.in. ze strony trenera Marian Wardzały, trenera KMŻ Lublin. Okazało się jednak, że wypożyczenie nie było możliwe, bo w Tarnowie zażądano zaporowej kwoty za wypożyczenie do innego klubu. Dla Lesiaka sezon 2013 był już stracony, a na tor nie udało mu się powrócić również rok później. Wtedy na przeszkodzie stanęły ponownie władze klubu, które tym razem w zamian za podpisanie umowy z nowym klubem domagały się wysokiej stawki za wyszkolenie zawodnika.
Dla Lesiaków krzywdzący był też wyrok Trybunału PZM. Najpierw zmuszeni byli do zapłaty wysokiej kaucji, po czym na końcowy wyrok czekali kilka miesięcy. Ostatecznie okazał się dla nich bardzo niekorzystny, bo pozew oddalono. - Przedstawiliśmy wszystkie dokumenty związane z poczynionymi inwestycjami sprzętowymi. Wszystkie faktury mam aż do dnia dzisiejszego. Klub przedstawił nieprawdziwe oświadczenia, a mechanik na samym końcu przypomniał sobie, że dał Łukaszowi silnik, którego on nigdy na oczy nie widział. Przecież gdybyśmy naprawdę otrzymali ten silnik, to żadnej sprawy by nie było. To był środek sezonu, a my nie mieliśmy na czym startować. To bardzo przykre, że Trybunał wydał wyrok niezgodny z prawdą. W tym miejscu nasuwa się po prostu refleksja, że biedny z bogatym nie wygra - wyznał rozżalony.
Problemy finansowe zmusiły Łukasza Lesiaka do zawieszenia kariery. Zawodnik wyjechał do pracy za granicę, ale nie chciałby definitywnie kończyć swoją przygodę z żużlem. Wciąż rozważa możliwość powrotu do sportu pod warunkiem, że tarnowski klub nie będzie domagał się zaporowych stawek za wyszkolenie. - Część sprzętu już sprzedałem, ale Łukasz prosił mnie, żeby zatrzymać jeszcze jeden motor. Ciężko jednak powiedzieć, czy jeszcze wróci do żużla. Zainteresowanie ze strony klubów było i syn mógłby znaleźć dla siebie drużynę. Nic jednak nie zmieni się w tym temacie dopóki prezesem Unii będzie Łukasz Sady. Tylko nowa osoba na tym stanowisku dawałaby nam nadzieje, że moglibyśmy się z klubem w Tarnowie dogadać - zakończył ojciec zawodnika.