Orzeł nie zmienia taktyki na rynku transferowym. Lech Kędziora nadal trenerem

- To nie jest tak, że nie chcemy zatrzymywać swoich liderów i o nich nie walczymy. Panowie Doyle i Lindbaeck dostali od nas to, co chcieli - wyjaśnia prezes Orła Witold Skrzydlewski.

- Nasz skład to eksperyment? W zeszłym roku przed startem ligi też nie mieliśmy gwiazd. Przecież wtedy nikt nie mówił o Doyle'u w takich kategoriach jak teraz. Korneliussena nikt nie chciał zakontraktować. Nasza taktyka sprawdziła się już trzy razy, więc jej nie zmieniamy. Kiedyś mieliśmy pana Adamczaka, który uratował nam tyłek. Później był Kildemand, a także Larsen. W tym roku wystrzelił Doyle i dołączył Korneliussen. Zobaczymy, czy teraz nam się uda. Jak pojawi się problem, to pomyślimy, jak się ratować - powiedział w rozmowie z portalem SpotoweFakty.pl Witold Skrzydlewski.

[ad=rectangle]

Łodzianie nie wydają dużych pieniędzy na kontrakty, bo wychodzą z założenia, że przed przyszłym sezonem nie ma takiej potrzeby. Wierzą również, że znowu będą mieć nosa i po raz kolejny trafią na żużlowca, który będzie odkryciem ligi. - Zawodników na rynku nie ma, a jak są, to nas na nich nie stać. Musimy kombinować inaczej. Wielu żużlowców ulega obietnicom, bo są przekonani, że na pewno dostaną pieniądze. Ja uważam, że na pewno jest dopiero wtedy, kiedy przelew trafia na konto - wyjaśnił prezes Orła.

Orzeł za cel stawia sobie zajęcie bezpiecznej lokaty w drugiej połowie tabeli. Być może jednak drużyna sprawi niespodziankę i znowu włączy się do walki o awans. - Wszyscy mówią o Rybniku i Ostrowie, a ja zauważyłem, że ciekawą ekipę ma Lokomotiv Daugavpils. Uważam, że oni chcą zrobić niespodziankę. Przeżyli horror w tym roku i teraz szykują mocną drużynę. Trudno zresztą mówić o tym, jak będzie wyglądać liga, bo nie do końca wiemy, kto jeszcze w niej pojedzie. Nie znamy przyszłości Krakowa czy Lublina. Moim zdaniem Orzeł ma skład na drugą połowę tabeli i mnie to zadowala. Nastawiamy się na mniej, a jak będzie więcej, to będziemy się cieszyć - podkreślił Skrzydlewski.

Główny sponsor Orła nie zgadza się również do końca z twierdzeniem, że jego klub kreuje gwiazdy, a później oddaje je lekką ręką do innych zespołów. - Zrobiliśmy wszystko dla pana Doyle'a i Lindbaecka. Z Australijczykiem się nawet nie targowałem. Powiedział, ile chce, a ja to zaakceptowałem. Co mogłem więcej zrobić? Położyć się, żeby przejechał po mnie motorem? Zmienił zdanie. Nawet nie zadzwonił, żeby powiedzieć, że ktoś inny daje mu o 50 tysięcy więcej. Chciał jeździć w Ekstralidze i ja to rozumiem. Antonio nas zwodził, bo się obawiał, czy nie dostanie kary w wysokości 50 tysięcy złotych. Jak zobaczył, że kasa jest na koncie, to nas olał. Zachował się tak jak część zawodników. Na pewno zamknął sobie drogę do naszego klubu w przyszłości. A w życiu przecież różnie bywa - wyjaśnił Skrzydlewski.

Wszystko wskazuje również na to, że trenerem Orła w przyszłym roku będzie nadal Lech Kędziora. - Jest na to 99 proc. szans - zakończył Skrzydlewski.

Źródło artykułu: