14 stycznia stało się jasne, że w Nice Polskiej Lidze Żużlowej w sezonie 2015 wystartuje tylko siedem drużyn. Taki obrót spraw nie podobał się zarówno sponsorowi ligi, jak i telewizji, którzy zażądali rozmów z Główną Komisją Sportu Żużlowego. Także przedstawiciele klubów nie byli zadowoleni z takiego rozwiązania i głośno mówili o tym, że należało wzorem Ekstraligi ogłosić konkurs na brakujące miejsce w lidze.
[ad=rectangle]
Jak na te zarzuty zapatruje się prezes Polskiego Związku Motorowego? - Chciałbym, aby wszystkie ligi liczyły po osiem drużyn. Realia są jednak takie, że nie ma drużyn, które spełniałyby wszystkie kryteria. Nie jest to dobre, ale z pokorą musimy przyjąć ten fakt. Co do konkursu ofert, to z informacji, które otrzymałem od przewodniczącego Piotra Szymańskiego wynikało, że rozmowy przeprowadzono z wszystkimi klubami pytając, czy są w stanie spełnić wszystkie warunki. Osobiście wiem, jakie rozmowy prowadzono między innymi z Lublinem. Nie jest sztuką namówić kogoś do startu, a w połowie sezonu okaże się, że klub nie ma pieniędzy i mecze będą kończyły się wysokimi wynikami - powiedział dla SportoweFakty.pl Andrzej Witkowski.
Prezes PZM podkreśla, że niezależnie od tego, na ile lig podzielone będą rozgrywki w Polsce, podstawowym celem powinno być utrzymanie wszystkich dotychczasowych ośrodków. - Nie mam wyrobionej opinii co do tego, ile lig powinno być w Polsce. Są argumenty za dwoma ligami i za trzema ligami. W każdej propozycji jest wiele "za" i "przeciw". Póki co utrzymujemy trójpodział lig. Z informacji, które posiadam od przewodniczącego Szymańskiego wiem, że Włókniarz jest na decydującej prostej w sprawie podpisania porozumienia z Polskim Związkiem Motorowym. W Gdańsku sytuacja nie jest klarowna. I teraz powstaje pytanie: czy być pryncypialnym i pozbyć się tak uznanych ośrodków, czy próbować je utrzymać, ale w oparciu o młodych wychowanków klubu. Wybraliśmy to drugie rozwiązanie, bo uznaliśmy, że strata tych ośrodków byłaby nie do powetowania. Klubów raczej przybywać w najbliższym czasie nie będzie. Musimy zrobić zatem wszystko, aby ich liczba nie malała - dodał Witkowski.
Sytuacja klubów z Gdańska i Częstochowy dowodzi, że do stabilności finansowej polskich drużyn jest jeszcze daleka droga. Prezes PZM uważa, że winę za taki stan rzeczy w dużej mierze ponoszą także zawodnicy. - Polskie kluby bujają w obłokach. Podpisywanie umów za ogromne pieniądze, to nie tylko problem poprzednich sezonów. Wiem, że w tym będzie podobnie. Na tym polega wolność w obrocie ekonomicznym, że obie strony podpisują umowę mając do siebie pełne zaufanie. Uważam, że takich pieniędzy w polskim żużlu nie ma. Musi być zatem odpowiedzialność większa zawodników, a nie próba zganiania wszystkiego na PZM. Zawodnicy mają pretensje, że kluby upadają, a oni zostają na lodzie. Ale przecież zakłady pracy też upadają, a miały "licencję" na prowadzenie działalności gospodarczej. Tak samo jest z klubami. Nikt nie jest w stanie przewidzieć takich okoliczności. Zawodnicy podpisują umowy na zasadzie ryzyka, również muszą uderzyć się w pierś. Obiecują super wyniki w celu wyciągnięcia z klubu jak największych pieniędzy. Po czym tor weryfikuje ich możliwości. Czy klub ma się domagać od nich wpłaty pieniędzy, których nie uzyskał od sponsorów w związku ze słabszą jazdą drużyny? Wina w moim odczuciu leży po obu stronach - zakończył Andrzej Witkowski.
To człowiek, który łamie prawo sta Czytaj całość