KS Toruń straszył Holdera Hancockiem? Jacek Gajewski: Trzeba mieć alternatywy

- To nieprawda, że wykorzystaliśmy Grega Hancocka do negocjacji z Chrisem Holderem - wyjaśnia menedżer KS Toruń Jacek Gajewski.

Do rozpoczęcia rozgrywek ligowych w sezonie 2015 jeszcze sporo czasu. Już teraz nie brakuje jednak opinii, że w tegorocznych rozgrywkach w lidze będzie widoczny wyraźny podział na dwie czwórki. - Teoretycznie może zdarzyć się tak, że będziemy mieć Ekstraligę dwóch prędkości. Patrzę jednak na drużyny, które nie deklarują wysokich budżetów i budowały składy w ostatniej chwili i oceniam je przyzwoicie. Przykładem jest Rzeszów. Mam nadzieję, że nie dojdzie do powtórki z ubiegłego roku, czyli totalnego odpuszczania meczów. To nie było dobre dla rozgrywek. Zainteresowanie spotkaniami z udziałem Gdańska czy Częstochowy było niewielkie. Wynik był z góry wiadomy, pytanie dotyczyło rozmiarów zwycięstwa gospodarzy. To powodowało także nadwyrężanie budżetów. Kluby musiały dogadywać się z zawodnikami, by ci rezygnowali z części zarobków. Płacenie za 60 czy 65 punktów to dla klubowej kasy katastrofa. Mam nadzieję, że wszyscy wytrzymają sezon 2015 - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jacek Gajewski.
[ad=rectangle]
Menedżer KS Toruń zwraca jednak uwagę, że w lidze możliwe będą niespodzianki. Jedną z nich w jego ocenie może sprawić Betard Sparta Wrocław. - Kilka drużyn nie jest wymienianych w gronie faworytów ligi, ale może namieszać. Przykładem jest Wrocław, który próbuje zrobić krok w przód i znaleźć się w pierwszej połówce tabeli. Poprzedni rok mieli przeciętny i teraz pewnie zrobią wszystko, żeby było lepiej. Może uda im się wjechać do play-off - wyjaśnił Gajewski.

W Toruniu udało zbudować się silny zespół za rozsądne pieniądze. Działacze KS Toruń twierdzą zresztą, że w poczynaniach klubów można było zauważyć w końcu więcej zdrowego rozsądku. - To był okres transferowy, w którym to zawodnicy musieli trochę bardziej zabiegać o kluby. Znamienną sytuacją była sprawa Grega Hancocka. Aktualny mistrz świata cały czas jest w wysokiej formie. Daje dużo punktów swoim klubom. Miał najwyższą średnią w lidze, a z tych istotnych zawodników to on jako ostatni podpisał kontrakt. Nie wynikało to z tego, że przebierał w ofertach. Składy były kompletowane, a jego oczekiwania finansowe być może nie pokrywały się z propozycjami klubów. Czekał naprawdę długo na miejsce w polskim zespole i wylądował w Rzeszowie - podkreślił Gajewski.

Greg Hancock znajdował się także w orbicie zainteresowań toruńskiego klubu, kiedy nie układały się rozmowy z Chrisem Holderem. Amerykanin w pewnym momencie stwierdził nawet, że nie mógł długo znaleźć klubu, bo niektóre ekipy używały go jako "straszaka" na innych żużlowców. - Trzeba pójść do klubu, który chce mieć cię w składzie, a nie do takiego, który stara się grać tobą przeciwko innemu zawodnikowi. Nie chcę brać udziału w takiej walce - mówił mistrz świata w trakcie okresu transferowego.

- Nie używaliśmy nikogo do innych negocjacji. Jeśli ktoś odniósł takie wrażenie, to mogę zapewnić, że nie było takiego celu. Z doświadczenia każdy w środowisku żużlowym powinien wiedzieć, że nie można się zamykać się na inne opcje. Zawsze trzeba mieć jakąś alternatywę, gdy któryś żużlowiec otrzyma nagle lepszą ofertę z innego klubu. Ostatecznie podpisaliśmy umowę z Holderem i mam nadzieję, że dobrze się stało. W Toruniu doszło do znaczących zmian personalnych. Pierwsze plany były nieco inne. Chcieliśmy mimo wszystko zachować toruński charakter tej ekipy. Holder wychowankiem nie jest, ale jeździ tu od 2008 roku. Poza sezonem we Wrocławiu, jest związany z naszym miastem. Zależało nam, żeby go utrzymać. To nie jest też zawodnik stary, który odcina kupony i myśli o zakończeniu kariery. Cały czas jest głodny sukcesów i wierzymy, że wróci do ścigania na najwyższym poziomie - wyjaśnił z kolei Jacek Gajewski.

Źródło artykułu: