Przemysław Bartusiak: Cztery sezony startów w Ekstralidze w barwach Sparty Wrocław za tobą. Jak oceniasz ten okres?
Patryk Malitowski: Czas spędzony we Wrocławiu oceniam jako szkołę, którą musiałem przejść, aby móc zaistnieć na torach żużlowych. Gdyby wiele spraw poukładało się inaczej, mogłem być w innym miejscu, niż teraz jestem. Niestety, czasu się nie cofnie. Dawałem z siebie tyle, ile tylko mogłem, ale same chęci do osiągania dobrych rezultatów nie wystarczą. Nie mogę jednak powiedzieć, że nic nie osiągnąłem, bo bym skłamał, ale czuję niedosyt.
[ad=rectangle]
Przez te cztery lata twoja średnia biegowa była bardzo zbliżona i oscylowała w granicach jednego punktu na bieg. Czego zabrakło do lepszych rezultatów, chociażby w 2014 roku?
- Nie tak to sobie wyobrażałem. Z każdym kolejnym sezonem robiłem wszystko, aby się poprawić zarówno pod względem jazdy, jak i zdobyczy punktowych. Myślę jednak, że odstawałem przede wszystkim sprzętowo od reszty chłopaków. Nie mogłem sobie pozwolić na regularne inwestycje, co w Ekstralidze jest niezbędne. Moje zaplecze sprzętowe polegało na dwóch silnikach, na których musiałem sobie radzić, nie mogąc sobie pozwolić na jakiekolwiek testy innego sprzętu. Z tego miejsca muszę podziękować mojemu wieloletniemu sponsorowi firmie Piekarnia HERT, dzięki której mogłem przez te wszystkie lata rozwijać swoje umiejętności na torach żużlowych.
Ogromną sensację wzbudziło twoje zwycięstwo w Memoriale Łukasza Romanka. Zostawiłeś wtedy w pokonanym polu między innymi Pedersena czy Woffindena. Czy ten sukces dał ci pozytywne bodźce do dalszej jazdy?
- To było coś niesamowitego, czego nigdy nie zapomnę. Ten turniej udowodnił mi, że stać mnie na bardzo wiele i mogę wygrać z każdym, dało mi to bardzo dużego kopa do pracy. Pod względem kondycyjnym czy też mentalnym byłem bardzo dobrze przygotowany do sezonu, ale tak jak wspominałem bez sprzętu na wysokim poziomie w zawodach ekstraligowych można ewentualnie pomarzyć o dobrym wyniku.
Dobry występy na torze w Rybniku sprawiły, że sporo mówiło się o tym, że to właśnie tam wylądujesz w 2015 roku. Czy rzeczywiście toczyły się jakieś rozmowy z rybniczanami?
- Rzeczywiście tor w Rybniku wyjątkowo mi przypasował od samego początku. Pamiętam, że już w pierwszym wyścigu na tym torze wykręciłem rekord toru. W zimie wiele czytało się o tym, że mogę trafić do tego klubu. Były zapytania z mojej strony i myślałem, że się dogadamy, jednak rozmowy się zerwały. Jeśli ktoś cie nie chce w klubie, to nie ma się co pchać na siłę, więc dałem sobie spokój.
Ostatecznie wybrałeś KMŻ Lublin. Co miało największy wpływ na tę decyzję?
- Mój tata otrzymał telefon z konkretną ofertą od prezesa Zająca. Rozmowy co prawda trwały jakiś czas, ale wola była po obu stronach. Razem z całym teamem podjęliśmy decyzję aby startować w KMŻ. Z Lublina miałem miłe wspomnienia, ponieważ startowałem tam w sezonie 2011 i znałem wielu ludzi, więc podjęcie decyzji nie było dla mnie trudne. Cieszę się że trafiłem do tego klubu.
Nie boisz się, że działacze z Lublina nie pokonają problemów finansowych i w klubie pojawią się problemy z wypłatami?
- Nie szukajmy problemów finansowych jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Jestem z prezesem Zającem w stałym kontakcie i zapewniał mnie, że wszystko będzie w porządku i tego się trzymamy.
Jak wspominałeś miałeś już okazję startować w Lublinie jako gość w 2011 roku. Co powiesz o tamtejszym owalu?
- Lubelski tor mi odpowiada. Pamiętam, że zawsze dobrze mi się tam jeździło. Owal nie należy do najłatwiejszych, ale starty na trudnych torach nie sprawiają mi problemów.
Przed obecnym sezonem dużo uwagi poświęca się tłumikom. Jak ty radzisz sobie ze zmianami technicznymi?
- Oczywiście czekam na rozwój sytuacji, bo coś więcej będę mógł powiedzieć dopiero po przedsezonowych testach. Z pewnością między zawodnikami będą wymieniane uwagi, a ja postaram się jak najlepiej ten czas wykorzystać, aby do pierwszego meczu być gotowym na sto procent.
Niedawno dowiedzieliśmy się o twoim kontrakcie w lidze niemieckiej. Czy wiążesz duże nadzieje z jazdą DMV White Tigers?
- Oczywiście w lidze niemieckiej chciałbym odjechać jak najwięcej spotkań i pokazać się z dobrej strony. Nigdy dotąd nie startowałem regularnie poza granicami naszego kraju, dlatego będzie to dla mnie nowe doświadczenie, które postaram się w pełni wykorzystać, aby być wartościowym zawodnikiem w swojej drużynie.
Często mówi się, że najtrudniejszy czas dla żużlowca to przejście w wiek seniora. Ty zawodowy kontrakt we Wrocławiu podpisałeś już w 2014 roku. Czy to pomogło ci się bardziej usamodzielnić?
- Przejściem w wiek seniora się zupełnie nie przejmuję, to normalna kolej rzeczy, która spotyka każdego zawodnika. Kontrakt zawodowy na pewno pomógł mi się bardziej usamodzielnić, aczkolwiek gdybym miał jeszcze raz podpisać go na tym etapie, w którym się wcześniej znajdowałem, przemyślał bym to dwa razy.
Jak wyglądają twoje przygotowania do sezonu? Czy nowy klub pociągnął za sobą jakieś zmiany w okresie przygotowawczym?
- Moje przygotowanie do sezonu uległo zmianie. Jeżdżąc we Wrocławiu zawsze trenowałem wspólnie z drużyną, teraz robię to indywidualnie. Jednak będę przygotowany nawet lepiej niż w poprzednich latach.
Dużo sportowców stawia sobie przed sezonem jakieś cele. Jaki jest Twój?
- Każdy ma swoje cele i ja również je mam, ale pozostawię je dla siebie. Jeżeli uda mi się je osiągnąć wtedy będę mógł z dumą powiedzieć, że to co sobie na dany okres założyłem udało się zrealizować.
Nie wiadomo na kogo padnie w polskich ligach w sezonie 2015.