Ograniczenie, które rozważa FIM, ma być pierwszym krokiem do stworzenia Ligi Mistrzów. Na ten moment te rozgrywki nie mają większego sensu. Czołowi zawodnicy są związani z więcej niż jednym klubem i musieliby dokonywać wyboru. W tej chwili wydaje się, że pomysł ma więcej przeciwników niż zwolenników. - W ogóle mi się to nie podoba - podkreśla Marek Cieślak. - Od razu zadałbym pytanie, w jakich ligach mieliby jeździć zawodnicy? Czego dokładnie ma dotyczyć ten przepis? Ligi czeskiej, niemieckiej czy rosyjskiej, które są ligami szczątkowymi? - pyta dalej menedżer reprezentacji Polski.
[ad=rectangle]
Doświadczony trener uważa, że pomysł FIM byłby dużym ciosem dla lig, które mają mniejszą renomę i nie cieszą się tak dużym zainteresowaniem. - Zawodnik w lidze czeskiej ma niewiele meczów w trakcie roku. Czasami można je policzyć na palcach jednej ręki. Tak samo jest w Niemczech. Jeśli wybierze jedną z tych lig i Polskę, to przez cały rok będzie mieć mało jazdy. Uważam, że FIM powinien wziąć się za coś pożytecznego. Ten pomysł spowodowałby tylko to, że w Czechach, Niemczech i może w Danii nie miałby kto jeździć. Zresztą, tam startują też w dużej mierze Polacy. Skąd działacze tamtejszych klubów wezmą wtedy żużlowców? - zastanawia się Cieślak.
Trener kadry nie jest zwolennikiem ograniczania liczby startów zawodników. Jeśli jednak miałoby do tego dojść, to Cieślak proponuje inne rozwiązanie. - Zgodziłbym się, gdyby zawodnicy wybierali dwie ligi z trzech - polskiej, szwedzkiej i angielskiej. Poza tym, każdy mógłby podpisać sobie kontrakt w Rosji, Niemczech czy Danii na dwa lub trzy mecze, ale niech to będzie jego wolny wybór. Zresztą, to nie jest też tak, że zawodnicy jeżdżą obecnie za dużo. Wszystko zależy od odpowiedniej organizacji. Jeśli ktoś potrafi wszystko dobrze uporządkować, to sobie poradzi. W tej całej sprawie chodzi przecież o coś innego. Zawodnikom coś się zabiera po to, żeby stworzyć inne, swoje zawody. To może być przykładowo Liga Mistrzów. Wcale nie chodzi o zdrowie żużlowców. Ten pomysł położyłby jednak żużel w kilku krajach, ale dla niektórych to pewnie mały "pikuś" - twierdzi Cieślak. - Warto zwrócić też uwagę na jeszcze jedną kwestię. Ten pomysł może "ugotować" wielu zawodników. Przeglądałem nawet niedawno kadry klubów drugoligowych. Tam często jest zdecydowanie więcej zawodników niż miejsc w składzie. Dany żużlowiec może przegrać rywalizację z kolegą ze swojej ekipy lub nie startować z powodu problemów finansowych swojego pracodawcy. Kontrakt jednak podpisał i co wtedy? On sobie już nie pojeździ, jeśli w życie wejdą ograniczenia, o których mówimy. Zresztą, taka sytuacja jest nie tylko w Polsce. Szwedzkie kluby potrafią zakontraktować nawet powyżej 10 zawodników. Motywy ich działania są różne. Czasami podpisuje się umowę z kimś tylko po to, żeby nie miała go konkurencja. Niektórzy wychodzą też z założenia, że takiego żużlowca będzie można wypożyczyć w trakcie sezonu do innego zespołu i coś na tym zarobić - dodaje Cieślak.
Z drugiej jednak strony nie brakuje opinii, że pomysł, który proponuje FIM, zmusiłby środowiska żużlowe w innych krajach do szkolenia zawodników. Cieślak jest jednak zupełnie innego zdania. - U nas też wprowadziliśmy obowiązek startu dwóch polskich juniorów. Do czego doszliśmy? Czy w pierwszej i drugiej lidze ktoś szkoli? Nie ma w ogóle takiego zjawiska. Po co te kluby mają to robić, skoro mogą sobie pożyczyć jednego czy drugiego chłopaka z innej ligi na zasadzie gościa. Jeśli w pierwszej czy drugiej lidze trafia się jakiś wychowanek, to dzieje się to sporadycznie - zakończył Cieślak.