U progu sezonu Hancock nie prezentuje swojej najwyższej formy, ale zachowuje spokój. - Start do poprzedniego sezonu też miałem trudny - zaznacza. - Spędzam tyle czasu na testowaniu, dopasowywaniu nowego sprzętu, że musi trochę upłynąć, zanim będę w najwyższej formie. Początki nigdy nie są łatwe. Oczywiście, za każdym razem chcę wygrywać, ale przecież nie zawsze to się może udawać. Cel? Gdybym nie chciał zostać po raz kolejny mistrzem, nie byłoby tej rozmowy.
[ad=rectangle]
Amerykanin w czerwcu skończy 45 lat, mimo to zalicza się do ścisłej światowej czołówki, a wiek nie przeszkadza mu w zdobywaniu najwyższych laurów. - Wciąż czuję się jak dziecko - mówi. - Czego to zasługa? Mam wspaniałą żonę, zdrowo się odżywiam i po prostu dbam o siebie. Staram się miarkować treningi według potrzeb. Czasem wykonuję jednego dnia więcej ćwiczeń niż innego. Najważniejsze jednak, że nadal kocham to, co robię.
Zawodnik PGE Stali Rzeszów podkreśla, jak ważny wpływ na jego karierę ma rodzina. - Ona jest najważniejsza. Zawsze stawiam ją na pierwszym miejscu. Jej członkowie są moimi największymi fanami i w każdym momencie mogę liczyć na ich wsparcie. Staram się oddzielać sprawy prywatne od sportowych, ale to musi ze sobą współdziałać.
Coraz więcej żużlowców udowadnia, że nie warto patrzeć im w metryki, ponieważ późno osiąga szczyt formy. Hancock nie chce jednak deklarować, jak długo będzie startował. - Nigdy nie stawiałem sobie terminu zakończenia kariery - zaznacza. -Dopóki będę w stanie rywalizować w najlepszymi i wygrywać, dopóty chcę kontynuować starty. Nie wiem, kiedy nastąpi ten moment, gdy powiem "stop". Czy to będzie jutro czy za kilka lat - nie potrafię powiedzieć. Mam nadzieję, że pewnego ranka obudzę się z myślą: "Wiesz co? Osiągnąłem wszystko, co mogłem. Czas skończyć". I mam też nadzieję, że ta chwila nadejdzie, zanim stanę się zawodnikiem, który przyjeżdża na końcu stawki.
Kalifornijczyk tytuł najlepszego żużlowca globu zdobywał latach 1997, 2011 i 2013.- Nigdy nie marzyłem o trzykrotnym mistrzostwie świata - tłumaczy Hancock. - Chciałem po prostu, choćby raz, sięgnąć po tytuł. Ale że między pierwszym a drugim mistrzostwem upłynie 14 lat? Codziennie budzę się, myśląc: "Kurcze, udało się". I aż trudno mi w te sukcesy uwierzyć.
Kolejne medale nie hamują zapału Hancocka. - Entuzjazmu i chęci na więcej mi nie brakuje. Każdego roku chciałbym zdobywać złoto. To jest cel, który mnie napędza. Zamierzam tak dobrze, jak to możliwe, wykonywać swoją pracę. Żużel to jednak nie tylko moja praca czy styl życia. To kariera, przeznaczenie.
Dla Hancocka w żużlu liczy się przede wszystkim profesjonalizm. Uważa, że amerykańska mentalność i podejście również odgrywają istotną rolę. - Szczęśliwie się złożyło, że na tym, co traktuję jako hobby, zarabiam. Wychowywano nas tak, by myśleć optymistycznie i być przekonanym o swoich możliwościach. Jednak jeszcze jest to ważniejsze, jakimi ludźmi się otaczasz. Powinni cię nieustannie motywować i wspierać. Zdecydowanie mam takie osoby wokół siebie. One mnie inspirują do tego, by każdego dnia być lepszym sportowcem i człowiekiem. A moja żona... jest prawdopodobnie najlepszą na świecie (śmiech) - kończy Amerykanin.