"W ogniu pytań". Adrian Miedziński: Kilka razy myślałem nad zmianą

- Miałem szczęście w nieszczęściu. Gdyby sprawy nieco bardziej się skomplikowały, mógłbym zapomnieć o powrocie na tor - mówi Adrian Miedziński, który po kontuzji i rehabilitacji wznowił treningi.

Wychowanek klubu z Torunia jako trzeci z kolei wziął udział w cyklu i odpowiedział na pytania czytelników. Informujemy jednocześnie, że mimo kilkakrotnie składanych obietnic swoich odpowiedzi nadal nie przesłał przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański
Daria Jezierska: W tamtym sezonie zaczęliśmy od przegranej w Gdańsku, co było wielką niespodzianką. W tym roku tylko zremisowaliśmy na własnym torze z Wrocławiem. Dlaczego toruńska drużyna od początku sezonu nie zachwyca? Czy może nad Toruniem ciąży jakieś fatum?


Adrian Miedziński: Nie sądzę, by to było fatum. Już tak po prostu jest, że gdy pojawiają się nieszczęścia, to najczęściej idą one całą serią. Karta w końcu się odwróci. Poza tym wiele drużyn w podobnym składzie i przy równie dużych problemach chciałoby osiągać takie wyniki jak my. Przy całym pechu, jaki nas spotkał, remis ze Spartą nie był najgorszym rezultatem. Sezon jest długi i za wcześnie, by stawiać odważne tezy.
[ad=rectangle]
Walczę z całych sił, by wrócić na zdrowia, a i tak to, co zrobiliśmy, to mistrzostwa świata. W poprzedni czwartek wyjechałem na tor, dokładnie po miesiącu i jednym dniu od operacji. Tak szybki powrót wydawał się nierealny, bo zwykle przynajmniej cztery tygodnie trzeba nosić gips. Podziękowania dla lekarzy i rehabilitantów, którzy wykonali wspaniałą pracę.
 
Michał Szymczak: Czy przed sezonem miałeś oferty z innych klubów? Jeśli tak, to z jakich?

- Teraz nie czas na rozmowy o kontrakcie. Koncentruję się na jeździe, a sezon ogórkowy już za nami.

Maciej Idziński: Adrian, od początku kariery jeździsz w jednym klubie. Czy kiedykolwiek byłeś blisko podpisania umowy z innym klubem?

- Byłem. Kilkakrotnie myślałem nad zmianą, choć w tej chwili trudno mi sobie przypomnieć, o które sezony chodziło.

Damian Ziołański: Czy kiedykolwiek w swojej karierze miałeś ofertę z Leszna?

- Nie przypominam sobie. Do żadnych konkretnych rozmów nie doszło.

Marcin Waszczuk: Czy istnieją jakiekolwiek okoliczności, w których byłbyś w stanie zmienić barwy klubowe?
Damian Ziołański: Czy w przypadku znacznej obniżki formy i braku chęci współpracy z Toruniem zdecydowałbyś się na jazdę w lidze niższej?

- Po pierwsze, cieszę się z tego, że mogę jeździć w rodzinnym mieście i reprezentować silną drużynę. Po drugie, nie jestem w stanie obiecać, że nigdy nie zmienię klubu. Gdybym tak powiedział, mogłoby to być później mi wytykane. A różne rzeczy mają wpływ na nasze decyzje.

Niki Bella: Na kim pan się wzorował, podążając drogą na szczyt kariery?

- Na początku XXI wieku w Toruniu jeździli wielce zawodnicy, tacy jak Tony Rickardsson i Jason Crump. Dla większości to właśnie Szwed, jako że był wtedy najlepszy, stanowił wzór. Dla mnie również.

Marcin Waszczuk: Jesteś wychowankiem toruńskiego klubu, tworzysz jego historię od samego początku swojej kariery, jesteś wieloletnim reprezentantem Grodu Kopernika, lojalnym i oddanym żużlowcem. W związku z tym, czy według ciebie krótkoterminowe kontrakty zawodników z klubami powodują obniżenie lojalności klubowej? Czy może należałoby coś zmienić w kontraktowaniu zawodników?

- Myślę, że nie. Mamy wolny rynek i jestem za tym, żeby każdy robił to, co uważa za słuszne. Profesjonalny sport tak dziś wygląda i uważam, że nie ma sensu tworzyć nowych praw czy sztucznych ograniczeń.

Bryan: Zaczynałeś razem z Karolem Ząbikiem. To o nim mówiło się jako o większym talencie, ale po skończeniu wieku juniora praktycznie skończyła się jego kariera. Myślisz, że może się jeszcze podnieść, czy powinien odpuścić sobie jazdę na żużlu? Nie myślałeś o tym, żeby wyciągnąć do niego pomocną dłoń i zaprosić go do startu w swoim turnieju jubileuszowym? Jakie macie relacje?

- Pierwsza część pytania nie do mnie. Wiadomo, że Karol odniósł dwie kontuzje, i to chyba najpoważniejsze, jakie w żużlu mogą się przydarzyć. Mam z nim normalne relacje. Natomiast turniej był tak organizowany, by obsada była jak najsilniejsza i wystąpili w nim świetni zawodnicy. I to się w moim mniemaniu udało. Tym, którzy przyszli, zawody powinny przypaść do gustu. Szkoda tylko niskiej frekwencji.

Kacper Wasiak: Chciałbym nawiązać do tego nieszczęsnego finału ligi w 2013 roku, bo na dobrą sprawę nigdy nie widziałem twojego komentarza. Zmienił się właściciel, więc powiedz, jak ty uważasz. Czy twoim zdaniem wtedy w Zielonej Górze, choćby z samego szacunku do kibiców Falubazu, do kibiców z Torunia, powinniście pojechać ten mecz, mimo iż w takim składzie, jaki miał być, byliście teoretycznie skazani na pewną porażkę?

- To zamknięty temat. My, zawodnicy, jesteśmy którymś z kolei, jeśli chodzi o decyzyjność, więc nic nie byliśmy w stanie zdziałać. Zresztą nie czas, by odgrzebywać stare rzeczy. Skupmy się na teraźniejszości.

Jakub Olszewski: Adrian, why so serious? A tak na poważnie - wielu kibiców uważa cię za osobę bardzo stonowaną i zamkniętą w sobie, czasami nawet niekoleżeńską. Choć osobiście uważam, że twój jubileusz w Toruniu pokazał, że potrafisz się dobrze bawić. Chciałbym wiedzieć, jakie są najczęściej uprawiane przez ciebie rekreacje pozatorowe. Czy poza torem spędzasz czas z kolegami po fachu?

- Może ostatnio bardziej otworzyłem się na kibiców i media, natomiast każdy zawodnik jest inny i ma swój sposób koncentracji. Jeden lubi się śmiać, drugi woli usiąść w kącie. Ważne, by metoda była skuteczna. A poza torem lubię grać z kolegami w piłkę czy uprawiać sporty wodne. Z żużlowcami widzę się zwykle podczas zawodów, a gdy wracam do domu, spędzam czas z kimś innym.
[nextpage]Kacper Wasiak: Czytasz komentarze w internecie czy całkowicie się od tego izolujesz? Ludzie zza monitora potrafią być bardzo odważni, a ty ze względu na agresywną jazdę - nazywaną przez nich też po prostu bandycką - jesteś często atakowany i obrażany. Jaki masz stosunek do tego?

- Każdy ma prawo do swojego zdania. Na pewno ułamek tego, co ludzie piszą, do mnie dociera, ale gdybym brał wszystko do siebie, to... nie wiem, czy bym dobrze skończył. Fachowców i opinii jest dużo, niestety często oderwanych od rzeczywistości.

Andrzej Żywiec: Masz już prawie 30 lat i jeśli nie będziesz kolejnym Andrzejem Huszczą, to można powiedzieć, że połowa kariery za tobą. Jesteś zadowolony z tego, jak ona przebiega, czy może liczyłeś, że do tego momentu osiągniesz więcej? Tak realnie, to co czujesz, że możesz jeszcze osiągnąć? Wierzysz, że możesz być na przykład Indywidualnym Mistrzem Świata czy usatysfakcjonuje cię już samo uczestnictwo w Grand Prix?

- Osiągnąć można jeszcze wszystko, ponieważ przynajmniej kilka lat startów przede mną, a żużlowcy w różnym wieku odnosili sukcesy. A czy jestem zadowolony z dotychczasowej kariery? Chciałoby się więcej, ale mogło też być gorzej. Dlatego trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Nie każdemu dane jest być na samym szczycie.

Radek Maroch: Jak nie żużel, to co? Myślałeś już kiedyś, czym byś chciał się zająć po zakończeniu kariery?
Damian Ziołański: Czy myślałeś kiedyś o zakończeniu sportowej kariery?

- Lubię żużel, nadal mam chęci, by się ścigać, więc o tym, co będę robił po zakończeniu kariery, nie myślałem. Kryzysy czy dołki psychiczne są jednak nieuniknione. Chociażby teraz: przepracowałem mocno okres zimowy, chciałem jak nigdy dopilnować wszystkich spraw, a na dzień dobry spotkał mnie taki niefart - ręka dotknęła kręcącego się koła. Takie sytuacje optymistycznie nie nastrajają. Rehabilitacja jest bolesna i trudna. Czasem przychodzą myśli "po co to robię?", jednak one szybko mijają. Najwspanialszy będzie moment, kiedy całkowicie wyleczę uraz i powrócę do pełnej sprawności. Każdy krok do przodu daje dużo radości i chęć do dalszej pracy. I tak mogę mówić o szczęściu w nieszczęściu, bo spotkałem na swojej drodze profesjonalistów, a gdyby sprawy nieco bardziej się pokomplikowały, to mógłbym zapomnieć o powrocie do żużla.

Jakub Zając: Miedziak, co sądzisz o tym całym zamieszaniu z tłumikami? Rozmawiałem z kilkoma żużlowcami jeżdżącymi na poziomie I i II ligi i oni mówili, że tłumiki, które były w poprzednich sezonach, w niczym im nie przeszkadzały, ale gdy je wprowadzano, kilku topowych żużlowców, w obawie, że mogą na tym stracić, zaczęło mocno krzyczeć i stąd to całe zamieszanie. Teraz kolejna zmiana dla nich była niepotrzebna, ale w obawie przed krytyką środowiska i kibiców siedzą cicho. Ty widzisz jakieś różnice? Ma to dla ciebie duże znaczenie?

- Zmiana jest na plus. Czuć różnicę, choć wiele zależy od charakterystyki silnika. Stąd trudno stwierdzić, który tłumik dla którego silnika jest lepszy. Dla nas ogromnego przeskoku nie ma, dla silników przelotowe tłumiki są korzystne, bo powodują obniżenie temperatury wewnątrz jednostki, a to szczególnie ważne w gorące dni. Dzięki temu możemy przejechać więcej biegów na jednym silniku przed oddaniem go do serwisu.

Damian Ziołański: Standardowo: Poldem czy King?

- Na razie King.

W marcu "Miedziak" świętował 15-lecie startów na żużlu
W marcu "Miedziak" świętował 15-lecie startów na żużlu

Daria Jezierska: Jakiś czas temu Piotr Świderski przegrał sprawę w sądzie z działaczami Startu Gniezno. Sprawa dotyczyła zakazu prowadzenia działalności gospodarczej oraz pełnienia funkcji członka rady nadzorczej na okres 10 lat. Uważasz, że żużlowcy mają realne szanse w takich sprawach? Jak oceniasz zaistniałą sytuację?

- Powiem tak: jestem za tym, żeby osoby, które podpisują kontrakty, w przypadku niewypłacalności klubu odpowiadały za długi własnym majątkiem. Nie może być tak, że jeden prezes zostawia bałagan, przychodzi w jego miejsce drugi i nie poczuwa się do obowiązku spłaty zaległości. Ale to nie ja stanowię prawo.

Bryan: Dużo mówi się o kompromitacji Ole Olsena i organizatorów podczas Grand Prix w Warszawie. A ja uważam, że skompromitowali się również zawodnicy, którzy zlekceważyli ponad 50 tys. kibiców i nie chcieli kontynuować jazdy, mimo że wielokrotnie jeździli na dużo gorszych torach. Też uważasz, że tor pozwalał na kontynuowanie jazdy? A przynajmniej przejechanie jeszcze choćby jednej serii?

- Oglądając zawody z trybun lub sprzed telewizora, nie można oceniać faktycznego stanu toru. Nawierzchnia tragicznie nie wyglądała, jednak skoro odwołano trening, a w trakcie turnieju dochodziło do upadków, to coś musiało być na rzeczy. Nawarstwiło się i wpłynęło na decyzję kilka czynników. Gdyby wszystko działało, to myślę, że zawody by kontynuowano, a zawodnicy nie mieliby czasu, żeby zastanawiać się nad protestem, tylko głowiliby się nad ustawieniami sprzętu. A tak przez długie przerwy, kłopoty z maszyną startową i werdykty sędziego, frustracja narastała i powstał wśród żużlowców bunt. Trudno mi niektóre rzeczy zrozumieć. Podobne problemy moglibyśmy spotkać w jakieś lidze podwórkowej, ale nie w imprezie na najwyższym szczeblu.

Andrzej Górski: Panie Adrianie, co pan sądzi o startach w Elite League? Czy są potrzebne zawodnikowi do rozwoju, czy może jest to niepotrzebne ryzyko?

- Po tej sytuacji, która miała miejsce, zaczynam się nad tym zastanawiać i może rzeczywiście lepiej byłoby w Anglii nie jeździć. Wiadomo jednak, że żużlowcom potrzebne są częste i regularne starty. Przy dużym natężeniu zawodów nie myśli się o jednym niepowodzeniu, tylko jedzie jak z automatu na kolejny mecz. Trwa debata nad ograniczeniem startów do dwóch lig. Ja mogę jeździć nawet w jednej. Zróbmy jednak 10-zespołową ekstraligę i zwiększmy liczbę spotkań. Zawodnicy sami zrezygnowaliby z zagranicznych lig, po to by skupić się na występach w Polsce. A obecnie przy dwu- lub trzytygodniowej szukają po świecie okazji do startów. W końcu muszą zarabiać, bo sprzęt kosztuje.

Maciej Krywalski: Czy jest pan za powiększeniem ekstraligi do 10 zespołów i połączeniem niższych lig?

- Po części już na to pytanie odpowiedziałem. Oczywiście optuję za powiększeniem ekstraligi. Mamy na tyle dobrych zawodników, by liga była ciekawa i drużyny zmontowały silne składy. Dostęp do nowinek technicznych i najlepszego sprzętu jest powszechny, dlatego teoretycznie najsłabszy może wygrać z najlepszym.

Źródło artykułu: