Szymon Grobelski oszukał śmierć? "Nasz zawodnik nie myśli na torze"

Potwornie wyglądała kraksa w 15-tym wyścigu II rundy Nice Cup w Krakowie, w którym Szymon Grobelski przeleciał przez bandę. - Konsekwencje wypadku mogły być ogromne - twierdzi Lech Kędziora.

Radosław Gerlach
Radosław Gerlach
W wyścigu 15-tym pod taśmą stanęli: Rafał Malczewski, Mateusz Burzyński, Michał Schmidt oraz Szymon Grobelski. Od samego startu trwała zażarta walka o pierwsze miejsce pomiędzy Malczewskim a Grobelskim. Zawodnik Włókniarza Częstochowa na drugim okrążeniu uporał się jednak ze swoim młodszym kolegą. Grobelski nie chciał jednak odpuszczać. Postanowił wejść Malczewskiemu "pod łokieć". Niestety, najechał na jedną z krakowskich kolein. Stracił panowanie nad swoją maszyną i zahaczył o motor Malczewskiego. Ten z impetem uderzył o tor i zakończył wyścig pod bandą. Natomiast sprawca zdarzenia dosłownie "wyleciał" w powietrze i wylądował w pasie bezpieczeństwa. Po tym karambolu zawody zostały przerwane. Zaliczono wyniki po trzech seriach startów. Zwycięzcą został Michał Kordas z Hawi Racing Opole.
Choć naprawdę trudno w to uwierzyć, to Grobelski o własnych siłach zdołał powrócić do parku maszyn. Fazy lotu jednak nie pamięta. - Powiem szczerze, że pamiętam tylko jak Rafał Malczewski mnie wyprzedził, a potem podbiło mnie na koleinie. Rozprostowało mnie, skantowałem motor i nadziałem się na jego koło, a potem dmuchana banda wybiła mnie w powietrze. Później zrozumiałem, że leżę na ziemi - powiedział Grobelski na kilka chwil po wypadku.Całą sytuację mocno przeżył także Lech Kędziora. Trener Orła Łódź przyjechał do Krakowa na II rundę Nice Cup, by bacznie śledzić poczynania swojego zawodnika. - Szymona poniosła fantazja i doszło do takiej kolizji, która nie powinna mieć miejsca. To daje nam dużo do myślenia, że nasz zawodnik nie myśli na torze. Trzeba uważać na kolegę, który jest z przodu, żeby nie zrobić mu krzywdy. Oby badania u Rafała Malczewskiego okazały się pozytywne. Szymon miał natomiast dużo szczęścia. Obok stał słupek i dobrze że w niego nie trafił. Wtedy konsekwencje mogłyby być ogromne - zaznaczył Kędziora.
Szymon Grobelski w czwartek przeleciał przez bandę Szymon Grobelski w czwartek przeleciał przez bandę
Na całe szczęście Grobelskiemu nic poważnego się nie stało. Łódzki młodzieżowiec jest jedynie mocno poobijany i ma rozciętą brodę. - Szybko złapałem oddech. Można powiedzieć, że jest w miarę ok. Jadę teraz na badania. Boli mnie jeszcze ręka. Przejdę także badania lewej nogi i lewego barku, bo też mi to nieco doskwiera. Dobrze przepracowałem zimę i teraz jestem dosyć giętki. To dużo daje. Gdyby zaprzestać pracy nad sobą, to kości się potem łamią. Mam też bardzo dużo szczęścia. Dziękuję za to Bogu - przyznał Grobelski. Zdecydowanie gorzej wygląda sytuacja u Malczewskiego. Wychowanek "Lwów" opuścił obiekt Wandy Kraków w karetce, a następnie udał się do szpitala. Najbardziej ucierpiała noga zawodnika.

Choć emocje po czwartkowym karambolu jeszcze nie opadły, to Grobelski już myśli o powrocie na tor. - W niedzielę jedziemy na mecz do Gniezna. Jak trener mnie wystawi i nic nie będzie złamane to chcę tam pojechać i walczyć o punkty - powiedział Grobelski. Bardziej ostrożny jest natomiast szkoleniowiec zawodnika. Zdaniem Lecha Kędziory najważniejsze jest teraz zdrowie i pełna sprawność, a także świadomość tego co się wydarzyło. - Myślę, że jest jeszcze w szoku powypadkowym. Na niedzielę jest chyba za szybko, żeby mówić że pojedzie - zakończył doświadczony trener.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Szymon Grobelski powinien pojechać w niedzielę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×