Od wypadku, który położył się cieniem na cały sezon 2015, minął już ponad miesiąc. Od tego momentu wszelkie inne sprawy zeszły na dalszy plan, a wyniki stały się niewiele wartym zbiorem liczb. Choć śledzę wszystkie rozgrywki na bieżąco, nie potrafię emocjonować się nimi tak, jak wcześniej. Myślę, że wielu z was ma podobnie. Medale rozdane w DMP czy rozstrzygnięcia w turniejach indywidualnych bledną w obliczu tragedii najbardziej utalentowanego żużlowca świata. Jego koledzy z toru będą jeszcze mieli szansę zawalczyć o sukcesy, jeśli nie teraz, to za sezon lub dwa. Darcy póki co walczy o to, żeby wstać z łóżka. Pomóżmy mu. Ale zróbmy to porządnie!
Koszt rehabilitacji przekracza 100 tysięcy złotych miesięcznie. Póki co kwotę tę pokrywają sponsorzy, ale trudno wymagać od nich, by robili to bezustannie przez kilka kolejnych lat. Otrzymane ubezpieczenie zapewni tylko dwa kolejne miesiące leczenia. Niestety, czy tego chcemy czy nie, za jakiś czas cała machina pomocy przycichnie, a Ward będzie jej potrzebował jeszcze przez wiele lat. Wykorzystajmy więc moment, by choć pod tym względem zapewnić mu spokój na długo.
Niecałe pół miliona złotych. Tyle wynosi dotychczasowa suma środków, które udało się zebrać. Na koncie fundacji założonej przez Chrisa Holdera znajduje się w chwili pisania tego tekstu 230 tysięcy złotych, a klubom z Torunia i Zielonej Góry dzięki sprzedaży koszulek udało się zebrać po około 100 tysięcy. Na pierwszy rzut oka wydaje się dużo. Ale patrząc na skalę zainteresowania sportem żużlowym w naszym kraju - uważam, że możemy, ba, że powinniśmy ten wynik zwielokrotnić. Pół miliona to tak naprawdę śmiesznie mało. Nawet nie pół roku rehabilitacji. Sumując wpisy na portalach społecznościowych, ich udostępnienia i polubienia, okaże się pewnie, że było ich więcej, niż złotówek na koncie.
Życzymy mu powrotu do zdrowia. Powrót do zdrowia może zapewnić mu rehabilitacja. Rehabilitacja jest piekielnie droga. Mamy w portfelach środki do osiągnięcia celu. I nie mówię tu o 20 czy 50 zł za koszulkę, a o kwocie, która pomnożona przez liczbę osób naprawdę zrobi różnicę. Wyrazy współczucia zalewające Internet są piękne, ale w momencie gdy nie są poparte wsparciem finansowym - także puste. Wyobraźcie sobie taką scenkę: na ulicy widzicie dziecko zbierające na jedzenie. Podchodzicie do niego i życzycie mu wszystkiego dobrego, pełnego brzuszka i wypchanej po brzegi lodówki, jednocześnie wrzucając mu do puszki dwugroszówkę. Owszem, to nie ta skala. Owszem, przykład jest maksymalnie przejaskrawiony. Ale doskonale obrazuje mechanizm, z którym mamy obecnie do czynienia. Zdrowie Darcy'ego można, przynajmniej w części, kupić. Zróbmy to!
Rachunek jest prosty - sumując dane dotyczące frekwencji we wszystkich ośrodkach żużlowych w Polsce podczas tegorocznej rundy zasadniczej, na mecze żużlowe chodzi ponad 100 tysięcy ludzi. Dane dotyczące oglądalności ligi w stacjach nSport i TVP Sport sugerują, że liczba kibiców śledzących ten sport na bieżąco może oscylować wokół pół miliona. Ile z tych osób współczuje Wardowi? Zapewne każdy. Teraz zestawcie to sobie z zebraną kwotą. Odejmując sumę z fundacji Holdera wychodzi na to, że średnie współczucie kibica w Polsce jest póki co warte... aż wstyd mówić, ile.
Zastanówmy się więc, ile jest naprawdę warte? Mówi się, że "każdy grosz się liczy". Nieprawda. Sumując grosze czy pojedyncze złotówki nie uzbieramy żadnej sensownej sumy. Pieniądze są w tym przypadku najlepszą miarą współczucia, ponieważ niosą za sobą realną pomoc. Zatem proponuję, by każdy indywidualnie ocenił, jak bardzo współczuje Darcy'emu, i przeliczył to na realne pieniądze.
Jeśli co dziesiąty kibic przeznaczyłby na pomoc Darcy'emu średnio 100 zł, otrzymujemy kwotę rzędu 5 milionów. To już nie 4 miesiące, a 4 lata rehabilitacji. Wiem, że to wariant skrajnie optymistyczny, ale pokazuje skalę potencjału naszego środowiska. Nie wychodźmy z założenia, że "bogatsi pomogą wystarczająco", "kasa skądś się znajdzie" albo "mój wkład nic nie zmieni". Twój jako jednostki - może i nie. Nasz jako ogółu - jak najbardziej tak. Nie wierzę, że co dziesiąty fan żużla, z czego pewnie co piąty jest fanem Warda, nie jest w stanie przeznaczyć na niego stówy lub kilku.
Organizatorzy toruńskiej akcji #GetWellDarcy sprzedają koszulki po kosztach produkcji, za śmieszne 13 zł. Wszystko, co otrzymają powyżej, stanowi dobrą wolę kupującego. Z informacji, które otrzymałem wynika, że kibice średnio przeznaczają dodatkowo tylko 7 zł. 7 zł, czyli koszt jednego piwa na stadionie. Zastanówcie się, czy naprawdę tyle warta jest wasza empatia, którą tak chętnie emanujecie na portalach społecznościowych. Czy wolicie należeć do "wyrażających współczucie" (prawie jak nasz rząd, który przy każdej sytuacji kryzysowej "wyraża głębokie ubolewanie"), czy może udzielić faktycznej pomocy? Nie poświęcajcie dla niego jednego piwa. Poświęćcie wyjazd weekendowy. Odłóżcie kupno bluzy w sklepie. To wszystko są pierdoły, bez których się obejdziecie. Odpowiedzcie sobie na pytanie, czy macie moralne prawo publicznie wyrażać troskę, jednocześnie samemu robiąc niewiele, by faktycznie pomóc Wardowi wrócić do zdrowia. Wrzucenie posta na Facebooku czy Twitterze jest miłe, ale sprawności mu nie przywróci. Taką szansę stworzy jedynie wydatna pomoc finansowa. Niech noszenie tej fioletowej lub czarnej koszulki z jego imieniem stanie się symbolem tego, że naprawdę wam zależy i że naprawdę pomogliście. Spłaćcie dług, który zaciągnęliście, mianując się poruszonymi losem Australijczyka.
Niniejszym apeluję do wszystkich o pomoc w rozkręceniu akcji #DonateForDarcy. Wykorzystajmy potęgę Internetu naprawdę efektywnie. Pokażmy, jak bardzo los tego chłopaka leży nam na sercu. W jaki sposób? Będzie kontrowersyjnie, ale zanim wybuchniecie oburzeniem, doczytajcie artykuł do końca - przez publiczne pochwalenie się kwotą, którą każdy z nas przeznaczy na pomoc dla Australijczyka. Tak jest - stosując powyższy hashtag udostępnijcie screen przelewu, nagrajcie filmik z życzeniami i podaniem konkretnej kwoty, albo cokolwiek jeszcze przyjdzie wam do głowy. Nie dla połechtania własnego ego. Nie dla pokazania wielkości swojego serca. Tylko i wyłącznie po to, by zmobilizować innych do zrobienia tego samego.
Powiecie, że epatowanie charytatywnymi przelewami to wiocha. Nawet jeśli - kogo to obchodzi, jeśli dzięki temu ten, któremu tak życzymy zdrowia, będzie miał najlepszą rehabilitację z możliwych? Ta wydawać by się mogło moralna tandeta ukróci większą szkodę - zaspokajanie sumienia wypisywaniem w internecie haseł, które nie dają nic poza dobrym samopoczuciem.
Bardzo chciałbym, żeby wszyscy czytający ten tekst dobrze mnie zrozumieli: nie chodzi o wyścig. Nie chodzi wytykanie palcem, kto dał więcej, a kto mniej. Chodzi o nakręcenie spirali, która może przynieść wymierną pomoc. Odpowiedzcie sobie na pytanie, ile naprawdę jesteście w stanie przeznaczyć. Jaką wygodę poświęcić. Z czego zrezygnować w imię wyższego celu. Nie przejmujcie się, że ktoś o wąskich horyzontach skrytykuje wasze działanie i uzna was za próżnych. Dla Darcy'ego schowajcie lęk przed oceną pozostałych do kieszeni. To naprawdę nieważne. Wszelkie potencjalne skutki uboczne takiego ruchu bledną wobec faktu, że chłopak, którego z wypiekami na twarzy oglądaliście na torze przez ostatnie 7 sezonów, może zyskać szanse na powrót do normalnego życia. Niech cały ten szum przerodzi się wreszcie w coś sensownego, czyli górę pieniędzy, do której każdy z nas dołoży sensowną cząstkę.
Kilka lat temu toczyła się ogólnoświatowa dyskusja nad tym, czy ludzi da się przekonać do płacenia za treści w internecie. Ogólny wniosek był taki, że da się jedynie zmusić i przyzwyczaić. Zmuśmy się więc wzajemnie. Dajmy ileś procent pensji, dajmy część kieszonkowego. Nie zbiedniejemy, a będziemy mogli z czystym sumieniem powiedzieć, że naprawdę życzymy Darcy'emu powrotu do zdrowia. Pomagajmy i chwalmy się tym, tak jak chwalilibyśmy się zdjęciem z ulubionym zawodnikiem. Zróbmy z tego modę. Niech inni pójdą naszym śladem!
To również apel do żużlowców, bo wiem, że przynajmniej kilku z was to przeczyta - wykażcie się! Najlepszy przykład leci z góry, a nikt nie może zrobić w tej sprawie tyle dobrego, co wy. Wiadomo, że Darcy'emu pomogło póki co kilku zawodników. Jeśli pomogliście i wy - powiedzcie o tym! Niech inni zobaczą i zrobią to samo. Zamiast rzucać przed kamerami wytartymi frazesami o wymagającym przeciwniku, pochwalcie się, ile przeznaczyliście dla Warda i namówcie innych do tego samego. Wystartowanie w turnieju charytatywnym lub założenie kevlaru który później zostanie zlicytowany jest godne pochwały, ale jeszcze lepszy skutek miałoby przeznaczenie pieniędzy z kilku zdobytych punktów. Pomóżcie teraz, a niewykluczone, że kiedyś inni pomogą wam.
Nikt nie poprosił mnie o napisanie tego artykułu. Jestem zwyczajnym fanem Australijczyka, którego jazda powodowała u mnie regularny opad szczęki. Uczynił ten piękny sport, w którym zakochałem się prawie 20 lat temu, jeszcze piękniejszym. Wiem, że takich jak ja jest wielu. Ward ofiarował nam mnóstwo emocji. Teraz, równie mocno co naszego wsparcia duchowego, potrzebuje wsparcia materialnego. A my możemy mu to zaoferować.
Naprawdę, nie żałujcie mu i nie krępujcie się o tym powiedzieć. Dołączcie do akcji. Zróbmy razem coś pięknego! Jak dołączyć? Bardzo prosto - korzystając ze sposobów pomocy, które już są dostępne. Fundacja założona przez Chrisa Holdera, strony internetowe klubów z Zielonej Góry czy Torunia - to naprawdę bez znaczenia. Wybierzcie źródło, puszczajcie przelew, motywujcie innych. Warto!
#GetWellDarcy - KLIK
Fundacja Falubaz Pomaga - KLIK
Darcy Ward Foundation - KLIK
Zaczynam i gorąco zachęcam was do pójścia w moje ślady. Darcy póki co nie może pójść nigdzie. Stwórzmy mu szansę.
#DonateForDarcy
Marcin Kuźbicki