Robert Dowhan: Nie mam konfliktu z Hampelem

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Robert Dowhan
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Robert Dowhan

- Nie mam żadnego konfliktu z Jarosławem Hampelem. Wiemy, że jego sprawa trafiła do Trybunału i jeśli ten przyzna mu rację, to usiądziemy i będziemy rozmawiać - mówi Robert Dowhan.

WP SportoweFakty: Falubaz czeka na odpowiedź od Grega Hancocka. Do kiedy?

Robert Dowhan: Nie wyznaczyliśmy mu żadnego deadline'u. Czekamy na zawodnika i będziemy to robić do momentu aż nie dogramy w tym czasie kogoś innego. Nie zamierzamy tkwić w tym samym punkcie w nieskończoność. Zamknięta jest natomiast sprawa Petera Kildemanda.

Dlaczego?

- Uznaliśmy, że dalsze rozmowy nie mają sensu, bo powtórzyła się sytuacja z zeszłego roku. Po raz kolejny próbował naciągnąć nasz klub - a może też inne - na licytację. W pewnym momencie powiedzieliśmy "STOP". Greg Hancock to temat nadal otwarty. To może być sprawa tygodnia. Jeśli przyjdzie do nas, to wszystko się wyjaśni. Równie dobrze może stać się tak, że w tym czasie wybierze ofertę innego klubu. W międzyczasie także my możemy pozyskać kogoś innego i Amerykanin przestanie być po prostu aktualny.

Do klasy sportowej Hancocka nie można mieć żadnych zastrzeżeń. To jednak wiekowy zawodnik, a tacy w Falubazie już są. Dlaczego budujecie zespół w ten sposób?

- Przykład Grega Hancocka pokazuje, że wiek zawodnika a osiągane wyniki to dwie różne sprawy. Mamy wiekowych żużlowców w składzie, ale nie wiem, czy należy oceniać Falubaz pod tym kątem. Piotr Protasiewicz też jest bardzo doświadczony, ale czy w zeszłym sezonie jechał źle? Trudno kogoś przekreślać tylko ze względu na wiek, jeśli wciąż bronią go wyniki na torze. Greg jest pod tym względem wybitny. Znowu miał wielki sezon. To poza tym sportowiec, który się nie zmienił jako człowiek. Jest dobrym duchem, który wkomponowuje się dobrze w każdy klimat. Bardzo go cenię i świetnie wspominam czas, kiedy był w Falubazie. Jeśli zaakceptuje nasze warunki, to będę bardzo szczęśliwy z jego powrotu. Nie boję się o jego wiek. Hancock z dnia na dzień nie przestanie nagle jeździć na wysokim poziomie.

Falubaz miał podpisane wieloletnie kontrakty, które powoli będą dobiegać końca. To źle, bo będzie trzeba zacząć od zera czy dobrze ze względu na problemy z renegocjacją umów?

- Wszystko ma swoje plusy i minusy. Plusem było to, że mieliśmy w swoim portfolio wyśmienitych zawodników. Był też spokój przy budowaniu marketingu wokół zespołu. Minusem były z kolei zmieniające się realia finansowe w polskim żużlu i wyniki osiągane przez żużlowców. Kontrakty, które wcześniej podpisaliśmy, z czasem odstawały coraz mocniej od uwarunkowań rynkowych.

Jaki zatem będzie kierunek na kolejne lata? 

- Z jednej strony mamy nauczkę, ale z drugiej nie przekreślałbym tego, co robiliśmy. Wyniku nie było, ale proszę pamiętać, co naszej drużynie przydarzyło się w ubiegłym sezonie. To było pasmo kontuzji. Temat finansów trochę pogrzebaliśmy, ale to też wewnętrzna sprawa ludzi, którzy za to odpowiadają. Fakty na dziś są takie, że Falubaz, mimo kryzysu, składa wniosek licencyjny i będzie jeździł w PGE Ekstralidze. Finanse to zawsze rzecz wtórna. Można budować drużynę i patrzeć na pieniądze, ale to nie przełoży się na wynik. Jeśli ktoś chce walczyć o medale, to musi zbudować zespół na pograniczu rentowności. Później każdy przełożony mecz, kontuzja czy inne losowe wydarzenia działają na minus. Kluby nie zawsze są na to przygotowane.

Rozumiem, że pana zdaniem ubiegłoroczny budżet Falubazu nie był oderwany od rzeczywistości?

- U nas budżet, wbrew temu co zarzuca nam wiele osób, nie był budowany w sposób wirtualny. Tworzyliśmy go w oparciu o różne przesłanki. Jednym z nich był awansy do fazy play-off. Były umowy, które dawały nam profity w tej części rozgrywek, ale się tam nie dostaliśmy. Nie mogę jednak panu odpowiedzieć na pytanie o strategię klubu. To będzie decyzja zarządu i właścicieli. W ostatnim czasie podstawą była spłata należności i wystąpienie o licencję. Robimy wszystko, żeby uporządkować rok 2016. Mamy duże opóźnienie. Przez dwa miesiące klub myślał o tym, jak wyjść z dołka. Takich tematów jak budowa zespołu czy strategia marketingowa wcześniej nie było. Czeka nas wiele pracy. Na rozmowy o przyszłości przyjdzie pora. To już będzie jednak zadanie nowego zarządu, który zostanie wyłoniony w najbliższym czasie.

Do Trybunału PZM trafiła sprawa Jarosława Hampela. O niezbyt dobrych relacjach zawodnika z klubem mówi w środowisku bardzo wiele osób. Ma pan obawy, jak to przełoży się na jego postawę na torze?

- Warto o tym temacie powiedzieć trochę więcej. Zapewniam, że nie mam z Jarkiem Hampelem żadnego konfliktu. Wręcz przeciwnie, jesteśmy w bardzo dobrych relacjach. Dogadaliśmy się w sprawie przyszłego sezonu, mamy też ustalony nowy sposób rozliczania jego kontraktu. Gdyby obie strony coś do siebie miały, to nie siadałyby ze sobą do stołu. Skończyłoby się na rozwiązaniu kontraktu, a taka sytuacja nie będzie mieć miejsca. Bez atmosfery i woli współpracy trudno rozmawiać o kompromisie. Przyszłość jednak jest i potrafiliśmy prowadzić ze sobą dialog.

A jeśli Trybunał PZM przyzna rację Hampelowi, to jaka będzie pana reakcja? 

- Każdy broni swojej racji. Jako klub nie wymyśliliśmy sobie zapisów regulaminu. Nikt z nas nie interpretował ich też po swojemu. Potrącenie wynikające z kontuzji, która nie została odniesiona w PGE Ekstralidze, uznaliśmy za słuszne. Jarek myśli inaczej i na jego miejscu postępowałbym podobnie. On twierdzi, że nie mamy racji i chce wyrównania. Toczenie sporów i udowadnianie sobie czegoś nawzajem nie ma teraz sensu i nic takiego się nie dzieje. Sprawa trafiła do Trybunału i ten się do niej odniesie. To ważne także ze względu na nasze relacje w przyszłości. Nie chcę, żebyśmy się spotkali za kilka lat i wtedy zawodnik powie nam, że mu coś zabraliśmy. Rozliczyliśmy się z Jarkiem do zera zgodnie z zapisami umowy. On ma inne zdanie i zgłosił ten temat po to, żeby ktoś go wyjaśnił. A jaki będzie finał? Zobaczymy. Jeśli werdykt będzie korzystny dla niego, to usiądziemy i zastanowimy się, jak to rozliczyć. Gdyby było odwrotnie, to nic się nie zmieni. Będziemy wtedy pewni, że słusznie postąpiliśmy. Tylko o to w tym wszystkim chodzi. Cała ta sprawa nie ma wpływu na nasze relacje i jazdę żużlowca w naszym klubie. Gdyby Hampel nie chciał u nas startować, to nie usiadłby do rozmów i nie przystałby na propozycję renegocjacji kontraktu. Jestem o niego spokojny i dziwię się, czemu niektórzy wyciągają dziwne wnioski.

Rozmawiał Jarosław Galewski

Źródło artykułu: