Leigh Adams - niekoronowany król cz. I

 / Na zdjęciu: Leigh Adams
/ Na zdjęciu: Leigh Adams

- Szczerze mówiąc, w Mildurze wszyscy jeżdżą na motocyklach - opowiada Leigh Adams, jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w historii australijskiego żużla i legendarna postać Unii Leszno.

W tym artykule dowiesz się o:

To leżące w północno-zachodniej części stanu Wiktoria miasto liczy sobie niewiele ponad trzydzieści tysięcy mieszkańców. Nazywane jest cudem na pustyni z powodu przepięknych sadów owocowych, nawadnianych z rzeki Murray. Pod koniec XIX wieku obywatele Mildury trudnili się jedynie wypasem owiec, ale gdy w 1885 roku słynny polityk, Alfred Deakin, odwiedził Kalifornię, wszystko się zmieniło. W Stanach Zjednoczonych mężczyzna zachwycił się sztucznie nawadnianymi miasteczkami i zapragnął wykorzystać podpatrzone tam rozwiązania u siebie. Całe przedsięwzięcie po perturbacjach administracyjnych zrealizował rękami dwóch Kanadyjczyków - George’a i Williama Chaffeyów. - Najlepszy sposób na obejrzenie Mildury i jej okolic to podróż łodzią - radzi pochodząca z Sydney Lorriane. - Oczywiście samochodem w wiele miejsc można dostać się szybciej, ale jeśli chce się podziwiać malownicze widoki, to nic nie jest w stanie zastąpić powolnego rejsu po rzece Murray.

Ze względu na suszę, króliki oraz kryzys ekonomiczny firma Chaffey Brothers Ltd. zbankrutowała. George wrócił do ojczyzny, gdzie udało mu się odbić od dna, a William zawziął się, został w Mildurze i założył istniejącą do dziś winnicę oraz objął funkcję mera hrabstwa. Jego ówczesny dom jest obecnie siedzibą muzeum. Gdyby nie bracia Chaffeyowie, wiktoriańskie miasteczko zapewne nie byłoby teraz znane z produkcji pomarańczy czy winogron. Okolice rzeki Murray są nawet tzw. strefą wolną od muszki owocowej. Pod groźbą mandatu w wysokości 200 AUD (niecałe 600 PLN) nie wolno tam wwozić owoców z zewnątrz, a przy drogach dojazdowych ustawiono tablice informujące o zakazie oraz specjalne kosze przeznaczone do utylizacji wiezionych owoców.

Przy okazji opowiadania o Mildurze i pobliskich terenach, nie sposób nie wspomnieć o wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO Regionie Wyschniętych Jezior Willandra oraz Parku Narodowym Mungo. Sto kilometrów to jak na australijskie warunki rzut beretem. Gorzej tylko, że asfalt wylany jest tylko na krótkim odcinku trasy, a przez około osiemdziesiąt kilometrów prowadzi gruntowa droga, która po intensywnych opadach deszczu bywa zamykana dla samochodów bez napędu na cztery koła lub nawet całkowicie. Kiedy jednak trafi się na odpowiednią pogodę, to można rozkoszować się widokami na sady i pastwiska, które kończą się dopiero w samym parku. Trasa wiodąca po bezdrożach jest urozmaicona przez malutkie muzeum, toalety z prysznicami, ogólnodostępne miejsca do grillowania czy hotelik, w którym można przenocować przed lub po obejrzeniu największej atrakcji Parku Narodowego Mungo, czyli ponad trzydziestokilometrowego "Muru Chińskiego" - piaszczysto-mulistej formacji przypominającej wyglądem... wydmy w Łebie.

John i Joan Adamsowie jak wiele innych małżeństw w Mildurze postawili na uprawę pomarańczy. Oprócz tego doczekali się również dwóch synów: Andrew oraz o dwa lata młodszego Leigh, który przyszedł na świat dokładnie 28 kwietnia 1971 roku. Na starcie mieli dziesięć hektarów ziemi, a obecnie są w posiadaniu dwóch szesnastohektarowych połaci oraz sklepu. - Nadal zajmujemy się cytrusami, ale teraz naszym głównym towarem są winogrona - opowiada John. - Wszystkie nasze owoce są pakowane. Mamy specjalną maszynę, która je myje, woskuje i sortuje. Następnie zbiory są umieszczane w skrzynkach i wywożone na zaplecze sklepu. Później tylko wkładamy owoce do toreb i je sprzedajemy. W naszej ofercie mamy także inne lokalne specjały, takie jak miód, dżem, pistacje, arbuzy czy dynie.

Mały Leigh pomagał rodzicom w pracy jak tylko potrafił, ale jego pasją od kołyski nie były owoce, lecz... motocykle. John szacuje, że na przestrzeni lat przez rodzinny garaż przewinęło się około trzydzieści pięć różnych maszyn i z błyskiem w oku wspomina trzykołowy model, który prowadził Andrew, mając za pasażera swojego młodszego brata. W Australii popularne są wyścigi sidecarów, więc chłopcy bawili się, że tworzą mistrzowski zespół w tej dyscyplinie. Imponował im też ojciec, który swego czasu rywalizował w trialu motocyklowym, sięgając po tytuł wicemistrza stanu Wiktoria. Z tego względu rodzina Adamsów bardzo często spędzała weekendy w podróży, a najmłodsi z rodu mieli bliski kontakt z jednośladami.

Gdy w 1976 roku nadeszły święta Bożego Narodzenia, Leigh oszalał z radości znajdując pod choinką wymarzoną Hondę MR50, czyli mini-motocykl z silnikiem o pojemności 49cc. John przez długie godziny uczył swego potomka jak utrzymać się na maszynie i pamięta, że zanim mu się to udało, to miał w nogach niemal maraton. - Nie potrafił balansować - wspomina z uśmiechem Adams senior. - Biegałem w tę i z powrotem pomiędzy drzewami, popychałem motocykl, ale Leigh wjeżdżał prosto w drzewo jak tylko go puściłem - dodaje. Honda MR50 to cacko, które rozpoczęło kariery wielu australijskich mistrzów, lecz po ciężkich próbach w sadzie mało kto sądził, że z młodego Adamsa wyrośnie w przyszłości jeździec światowej sławy.

Bracia Adamsowie mieli naprawdę wielkie szczęście, że urodzili się właśnie w Mildurze. W mieście od 1947 roku działa bowiem klub motocyklowy. Dysponuje on stadionem Olympic Park Speedway i zrzesza zarówno chłopców dopiero próbujących swoich sił w sportach motorowych, jak i doświadczonych zawodników. Synowie Johna postawili na motocross. - Klub przeżywał wówczas złoty okres - Leigh przywołuje dawne czasy. - Kiedy jeździliśmy na crossie, w naszej grupie było około trzydzieści dzieciaków. To po prostu niewiarygodne.
[nextpage]
W Mildurze głęboko zakorzeniony jest również żużel. W połowie lat siedemdziesiątych za lokalną gwiazdę uchodził Phil Crump, który w 1976 roku sięgnął po brązowy medal indywidualnych mistrzostw świata oraz złoto w czempionacie drużynowym. To właśnie dzięki temu człowiekowi na północnym zachodzie stanu Wiktoria zapanowała swego rodzaju moda na wyścigi na motocyklach bez hamulców. - "Crumpie" jest takim punktem odniesienia dla speedwaya w naszym mieście - mówi John Adams. - To jeden z pionierów tego sportu tutaj. Obok Johna Boulgera był pierwszym zawodnikiem, który wyjechał z kraju i zaistniał w lidze brytyjskiej - dodaje. Crump i Boulger na tle australijskich konkurentów prezentowali się niczym przybysze z innego świata. Każdej zimy wracali do ojczyzny i starali się jednocześnie utrzymać wysoką formę oraz zarazić ludzi miłością do speedwaya.

Adamsowie jako motocyklowa rodzina przyjaźnili się z Lyonsami, wśród których Rod był żużlowcem, a jego syn Jason zdradzał wielkie zainteresowanie jednośladami. Leigh miał więc oprócz brata kogoś, z kim mógł rozwijać swoją pasję. - Gdy uczyliśmy się jeździć, udawaliśmy się do Nowingi, gdzie było mnóstwo nieogrodzonego terenu, na którym dało się zbudować tor. Trenowaliśmy tam weekend po weekendzie, a nasze rodziny siedziały przy grillu - wspomina Leigh.

W otoczeniu owocowej farmy i warczących silników motocykli ciężko się skupić na nauce. Najmłodszy syn Johna i Joan edukację rozpoczął w Irymple South Primary, kontynuował ją w Mildura High School, a zakończył w Irymple Technical School. Nie należał do prymusów, ale nie sprawiał też rodzicom żadnych większych problemów. Leigh nie przepadał za lekturami szkolnymi, lecz gdy w ręce wpadł mu magazyn o motocyklach, wtedy ciężko było go od niego odciągnąć. Andrew podążał tym samym śladem, a matka chłopaków na to nie narzekała i cieszyła się, że jej synowie wolą skupiać się na swoich zainteresowaniach niż pakować się w kłopoty typowe dla nastolatków. Gdy bracia spotykali się z Jasonem, zamiast palić papierosy czy pić piwo, woleli po prostu poszaleć na swoich "rumakach". Tymczasem John Adams starał się z całych sił dbać o to, żeby miłość do wiatru we włosach nie przesłoniła jego synom innych ważnych spraw. Każdego dnia po szkole nakazywał im przez godzinę zbierać pomarańcze. Jednocześnie jednak sam kochał warkot silników i dlatego pragnął, żeby jego chłopcy mogli robić w życiu to, o czym marzą.

Na fali sukcesów Phila Crumpa o żużlu w Mildurze mówiło się coraz więcej i więcej, ale szkolenie młodych zawodników nie stało tam na najwyższym poziomie. Uczyć się warto od najlepszych, więc pewnego dnia John wraz z kilkoma kumplami udał się do Adelajdy, gdzie od 1976 roku na 112-metrowym torze Sidewinders Speedway szlify zbierali zawodnicy w wieku od czterech do piętnastu lat. Wycieczka okazała się warta swej ceny, gdyż zakończyła się zbudowaniem 118-metrowego owalu, wpisanego w główny tor na Olympic Park Speedway oraz skonstruowaniem mini-motocykla umożliwiającego adeptom szlifowanie żużlowego rzemiosła.

- Andrew na torze był zupełnym przeciwieństwem brata. Na crossie prezentował agresywny styl jazdy, świetnie wychodził ze startu i atakował przeciwników do samego końca. Nigdy jednak tak naprawdę nie chciał być profesjonalnym zawodnikiem. Zwyczajnie lubił przebywać w motocyklowym towarzystwie - senior rodu opowiada o swych pociechach. - Był typowym motocrossowcem - dodaje Leigh. - Nie dbał zbytnio o sylwetkę na maszynie, a także był większy oraz starszy ode mnie.

Gdy w Mildurze zaprezentowano mini-motocykl żużlowy napędzany silnikiem 125cc, to wśród dzieciaków większą popularnością nadal cieszył się motocross, lecz speedway z dnia na dzień zdobywał coraz więcej zwolenników. W końcu bracia Adamsowie również połknęli bakcyla. Podczas upalnego lata jazda na crossie jest w Australii wręcz niemożliwa, więc trzeba było znaleźć substytut. - Miałem dziewięć lat, a Andrew jedenaście - opowiada Leigh. - Zbudowaliśmy motocykle i jeździliśmy na żużlu. Speedway stawał się coraz bardziej popularny, ale nadal uprawialiśmy też enduro oraz motocross. Robiliśmy to dla rozrywki, a jednoślady stanowiły naprawdę wielką część naszego życia.

Wielcy sportowcy bardzo często już od najmłodszych lat zdradzają ponadprzeciętne zdolności, ale z Leigh na początku było zupełnie inaczej. Syn Johna i Joan preferował metodę małych kroków i najpierw nauczył się perfekcyjnie panować nad maszyną, a dopiero później wziął się za wyścigi. Rodzice opisują go jako totalne przeciwieństwo brata. - Kiedy zaczynali jeździć na żużlu, to prawdopodobnie Andrew był lepszym zawodnikiem - wspomina Joan Adams. - Z biegiem czasu palma pierwszeństwa trafiła jednak w ręce Leigh. Jeździł spektakularnie i miało się wrażenie, że w pełni kontrolował ten mały motocykl.

Młodszy z Adamsów zwyczajnie dojrzał. Zaczął traktować speedway bardzo poważnie, podczas gdy Andrew przerzucił się na narciarstwo wodne. W międzyczasie pracę przy szkoleniu żużlowych adeptów w Mildurze rozpoczął lokalny matador Rod Lyons. Tata Jasona wniósł na Olympic Park Speedway wiele cennego doświadczenia, które zaowocowało nawiązaniem współpracy z Sidewinders Speedway, gdzie wiele do powiedzenia mieli ojcowie Shane'a Bowesa i Shane'a Parkera. - Trzeba było pokonać trochę kilometrów, żeby dotrzeć do Adelajdy - opowiada Leigh. - Wyruszaliśmy z samego rana, a wracaliśmy nocą. W jedną stronę jechało się cztery godziny. To było bardzo popularne miejsce, w którym można było spotkać wiele utalentowanych dzieciaków. Większość Australijskich jeźdźców, którym później udało się dostać do ligi brytyjskiej, wywodziła się z jednego z tych dwóch klubów. Craig Boyce i Tood Wiltshire to wyjątki, gdyż obaj zaczynali we flat tracku.

W sporcie tak to już jest, że najbardziej znane ośrodki prowadzą ze sobą zażartą rywalizację o miano tego najlepszego. Żużel jest jednak specyficzną dyscypliną i choć na torze o żadnych przyjaźniach nie było mowy, to po wyścigach wszyscy byli dobrymi kumplami. To fascynujące również dlatego, że Mildura należy do niewielkich miast, a Adelajda liczy sobie grubo ponad milion mieszkańców, co czyni ją piątą co do wielkości metropolią Australii. - Chłopcy z południa mieli w sobie sporo szaleństwa i oczywiście trochę imprezowali. Pewnego razu przechodziłem obok ich szatni i zobaczyłem, że kilku z nich pali naprawdę wielkiego, spasionego jointa - wspomina rozbawiony Leigh, który wtedy powoli planował, że speedway stanie się dla niego czymś więcej niż tylko pasją, która skończy się wraz z wejściem w dorosłość.

Koniec części pierwszej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Sunraysia Daily, antypody.info, murrayriver.com.au, kozok.eu, Leigh Adams i Brian Burford - Leigh Adams: The Book.

Komentarze (15)
avatar
RECON_1
11.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fajny felieton ale najlepsze o muszce owocowce:)) 
avatar
Vuko
10.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Swoją drogą przyjemnie napisany artykuł, naprawdę ciekawie się czytało. 
avatar
pawel92a
10.01.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Czekamy, aż Leigh pojawi się w Lesznie. Oglądając go podczas pożegnalnego turnieju wiedziałem, że na torze widzę go po raz ostatni, ale nie sądziłem, że przez tyle lat w ogóle nie będzie mógł s Czytaj całość
avatar
sympatyk żu-żla
10.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Adams człowiek wielkiego formatu oraz legenda żużla światowego. 
avatar
PrzemoUniaLeszno
10.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Liegh Adams to solidna szkoła żużla i oddania.
Zanim ktoś cokolwiek napisze w porównaniu do dni dzisiejszych, to naprawdę te czasy minęły. I tak samo jak cieszyłem się z tego że Nasz Kangur od
Czytaj całość