Żużlowy Jackpot (5): Mniej kasy za mecze "w plecy", a więcej za wygrane (felieton)

- Często zarzuca się żużlowi ligowemu, że to sport indywidualny, że drużyna to tylko suma punktów w danym meczu. Pytanie, w jaki sposób, w danych zawodach, kluby motywują do pracy zespołowej zawodników? - pisze w swoim felietonie Jacek Frątczak.

W tym artykule dowiesz się o:

Czas na globalne podejście. Mniej kasy za mecze "w plecy", więcej za wygrane

Wiele dyskusji, a jeszcze więcej emocji wywołuje w ostatnich tygodniach temat płacenia czy nie płacenia za 1:5. Strona inicjująca zmianę, czyli Speedway Ekstraliga ma swoje racje ekonomiczne, a strona obciążana czyli zawodnicy mówią o duchu sportu, kosztach i ryzyku. Odnoszę wrażenie, że większość obserwatorów, w tym kibiców słuszność w tym sporze przyznaje zawodnikom.

Należy jednak postawić sobie ważne pytanie. Skąd wzięła się cała inicjatywa? Ano z żużlowej ekonomii. I to jest pole do zmartwień dla prezesów, więc nie dziwmy się, że szukają rozwiązań. To zresztą pozornie tylko ich zmartwienie. Mechanizm jest przecież prosty - nie będzie kasy, nie będzie zawodników, nie będzie zawodów, kibice pojadą na ryby, a felietoniści zajmą się... tenisem. Smutna perspektywa.

Trzeba to jednak traktować poważnie, bo wózek jest jeden i od jego sprawności zależy czy poprzednie zdania dalej będą odległym żartem czy staną się rzeczywistością najbliższych lat. Kasa niestety jest determinantem jakości każdej dyscypliny. Jak znaleźć złoty środek nie wylewając dziecka z kąpielą?

Żużel i biznes wiele mają wspólnego. Nie sposób nie zauważyć, że w zakresie rozwiązań finansowych daleko nam do doskonałości. Wielu fachowców bije na alarm, że przy dzisiejszych relacjach wynagrodzenia zawodnicze vs. możliwości finansowe klubów koniec już bliski. Jak więc przeciwdziałać katastrofie?

Wydaje się, że niezbędne będzie rozpoczęcie radykalnych zmian w kilku obszarach związanych ze sposobem kontraktowania i motywowania zawodników. Mam propozycje, które postaram się poniżej obrazowo przedstawić. W mojej ocenie do wydatków na zawodników należy zacząć podchodzić całościowo.

Czy komuś się to podoba czy nie, to interes organizacji czyli klubu jest zawsze nadrzędny w stosunku do jednostki, choćby była największą gwiazdą. Jednostkę da się wymienić na inną, trochę lepszą lub gorszą - organizacji już nie (przynajmniej nie tak łatwo i szybko).
 
Mój pierwszy postulat dotyczy długości kontraktu - maksymalnie jeden sezon. Wieloletnie kontrakty narażają obie strony na ryzyko. Łatwiej jest podpisać nową umowę na aktualnych, rynkowych zasadach niż renegocjować stare. Jeśli stronom pasuje współpraca, to nie ma problemu. W pięć minut podpisujemy nowy papier i po sprawie. Dodatkowo likwidujemy sezonowy ranking biegopunktowy, który powstał głównie na potrzeby kar.

Kilka słów ostatnio poświęciłem kwestii kosztów stałych w klubach. Dotyczą one administracji, ale przede wszystkim wynagrodzeń zawodników. Coraz częściej słychać głosy, że należy kwoty za tzw. podpis zmniejszać systematycznie z sezonu na sezon. Patrząc na ryzyko, które ponosi klub "płacąc przodem", w wyniku kontuzji zawodnika (mimo że jest to ograniczone różnymi warunkami), a przede wszystkim jego formy sportowej - trudno o analogię z innymi dziedzinami życia i biznesu. Jestem zdania, że zdecydowanie lepiej byłoby podwyższać stawki za punkt, ale to musi wiązać się z aspektem motywacyjnym.

I jeśli już o motywacji mowa, to warto zwrócić uwagę na jedną rzecz. Często zarzuca się żużlowi ligowemu, że to sport indywidualny, że drużyna to tylko suma punktów w danym meczu. Pytanie w jaki sposób, w danych zawodach, kluby motywują do pracy zespołowej zawodników? Czy zarabiam więcej, kiedy wygrywamy mecz jako drużyna, czy kiedy są "plecy" to obrywam razem z całą ekipę, mimo że akurat ja wykonałem dobrze swoją pracę?

Interes organizacji musi być ważniejszy niż jednostki. W biznesie obowiązują teamy handlowe składające się z kilku handlowców, przedstawicieli, doradców itd. Jedni ciągną wynik bardziej, inni mniej. Każdy ma inne stawki podstawowe czy premie. Najważniejszy jednak jest wynik globalny zespołu. Jesteśmy nad kreską - zarabiamy ekstra wszyscy, jesteśmy pod - analogicznie. Mechanizm może być prosty: mamy bazę 1000 za punkt: wygrywamy mecz, więc każdy otrzymuje ekstra 5 proc. do punktówki za mecz u siebie, a na wyjeździe 8 czy nawet 10 proc. I odwrotnie. Przegrywamy, więc wszyscy od bazy minus 5 lub 10 proc. W ten sposób nagradzamy zespół. Drużyna jest widoczna również w finansach księgowej.

Ktoś może zarzucić, skąd wziąć na to pieniądze? Będziemy wygrywać, zwłaszcza na wyjazdach, a to zwiększy szansę, na play-offy. A te są zawsze wartością dodaną dla klubu. Ktoś inny może z kolei podnieść tezę, że "magiczny felietonista" neguje pomysł z niepłaceniem za 1:5, a proponuje obcięcie stawek przy przegranych meczach. Rzecz w tym, że propozycja jest zrównoważona: z jednej strony cięcie, z drugiej dodatkowa kasa. To zupełnie inny temat.

Prezesi od kilku lat mają w ręku systemy motywacyjne dla swoich pracowników. Premie za awans do TOP 4 czy medale są już obecne i z roku na rok - przynajmniej ze strony sponsorów rozgrywek, klubowych i telewizji - są coraz wyższe. Kwoty za bilety w tej fazie również, ale to oczywiste, bo za produkt z klasy premium zawsze płacimy więcej.

Podsumowując, niech płace zawodników w wyniku proponowanych przeze mnie zmian w skali całej ligi nawet wzrosną, ale w ślad za wynikiem sportowym tego, który wydaje pieniądze. W całej dyskusji należy przestać toczyć bezproduktywne spory i zrozumieć w końcu, że liczy się interes dyscypliny. W tym przypadku wszyscy jadą na jednym motocyklu.
Jacek Frątczak

Zobacz więcej felietonów Jacka Frątczaka ->

Źródło artykułu: