Adam Skórnicki reprezentował barwy leszczyńskiej drużyny od 1994 roku. W tym samym czasie rolę prezesa w klubie przejął Rufin Sokołowski. Jak sam przyznaje, wspomina młodego "Sqórę" jako osobę pracowitą i w pełni oddaną jeździe na żużlu.
- Adam to człowiek emocjonalnie związany z Unią Leszno. Pochodzi z miejscowości Duszniki niedaleko Poznania, a jako młody chłopak potrafił stamtąd dojeżdżać na treningi, pomagać starszym zawodnikom i być cały czas przy żużlu. Zdobył licencję i był jednym z najbardziej zaangażowanych adeptów, jakich pamiętam. Sam zawsze twierdził, że jego wyniki to owoc pracy, a nie talentu, którego zazdrościł choćby Damianowi Balińskiemu - zaznaczył Rufin Sokołowski.
- Wspominając sportową karierę Adama przychodzi mi na myśl sytuacja z połowy lat 90., gdy Unia jechała mecz w Łodzi. Czołowym zawodnikiem rywali był wtedy mistrz świata, Sam Ermolenko. Pamiętam, jak skrzyczałem Skórnickiego i Roberta Mikołajczaka, że przed meczem poszli do niego po autograf. "Jak macie z nim wygrać, jak w taki sposób się dołujecie przed meczem?" - pytałem. Później doszło jednak do biegu, gdzie Andrzej Korolew zrobił miejsce dla Adama, a on realizując wszystkie założenia wygrał ten wyścig, pokonując samego Ermolenkę. Był to moment, kiedy "Sqóra" uwierzył w siebie i poszedł do przodu - dodał.
Adam Skórnicki opuścił leszczyńską Unię po udanym sezonie w 1999 roku. Rufin Sokołowski od początku przeczuwał, że będzie to zła decyzja. Po nieudanej przygodzie w Częstochowie "Sqóra" wylądował w Kolejarzu Rawicz, a następnie w Starcie Gniezno. - Uważam, że podjął on w życiu jedną decyzję, która wpłynęła na jego sportową karierę, a mianowicie przeszedł do Włókniarza. Wszystko potoczyło się wtedy w niezbyt dobrej atmosferze. Adam nie słuchał rad starszych, którzy mówili, że jego wysoka średnia powyżej 2,0 wynika ze świetnych wyników na torze w Lesznie. Na wyjazdach miał średnią 1,2 i powtarzano mu, że przechodząc do Częstochowy, każdy mecz będzie dla niego jak na torze rywala. To się niestety sprawdziło - powiedział Sokołowski.
Rozbrat z Unią nie trwał jednak zbyt długo. Sokołowski, będący jeszcze prezesem klubu, sprowadził "Sqórę" w 2004 roku. - Pamiętam, że po epizodzie częstochowskim był taki moment, kiedy Adam przestał się liczyć i nie miał ofert z innych klubów. Spotkaliśmy się wtedy i uzgodniliśmy, że podpisze z Unią kontrakt. Pamiętam, że po złożeniu podpisów wyciągnąłem do niego rękę nad stołem i powiedziałem: "Adam, witam ponownie w domu". Wtedy po prostu się rozpłakał - wyznał Sokołowski.
Skórnicki po raz ostatni startował jako czynny żużlowiec w 2014 roku. Od czasu doznanej wówczas kontuzji zajmuje się prowadzeniem zespołu Fogo Unii Leszno. Najpierw zdobył z nią wicemistrzostwo, a w minionym roku mistrzostwo Polski. - Adam jest teraz menedżerem i życzę mu bardzo dobrze. Muszę przyznać, że ma on umiejętność nawiązywania szczerego kontaktu z zawodnikami. Jest poza tym człowiekiem, który ma świadomość swoich braków w sporcie żużlowym. Na pewno pomaga mu to w ocenie poszczególnych zawodników. Inna sprawa, że w dzisiejszych czasach rola menedżera jest mocno ograniczona. O doborze kadry zespołu decydują dwa czynniki: finanse i zarząd. Trenerzy są zwykle stawiani przed faktem dokonanym i oczekuje się od nich wyniku w perspektywie jednego sezonu. Unia ma walczyć o mistrzostwo i właśnie tego się od zawodników i samego menedżera teraz oczekuje - podkreślił.
Były prezes Unii Leszno nie ma wątpliwości, że Skórnicki powinien zostać właśnie przy pracy szkoleniowej. - Uważam, że Adam wybrał idealny moment, by zakończyć jazdę i zająć się rolą menedżera. Żeby człowiek miał wynik, musi mieć dwie rzeczy: entuzjazm i doświadczenie. Jak jest młody, przed 40-stką, to ma tylko to pierwsze. Gdy przekracza 50-tkę, zostaje mu już tylko doświadczenie, bo entuzjazm gdzieś ucieka. Adam jest w takim wieku, że obie te rzeczy właśnie posiada. Do rutyny, która mogła by przeszkodzić, jest mu jeszcze daleko - podsumował Sokołowski.
Skorpion Pozdrawiam