Żużlowy Jackpot (6): WSL może przebić inne międzynarodowe imprezy. Kibice lubią walki "band"

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Rywalizacja podczas turnieju WSL w Gorzowie
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Rywalizacja podczas turnieju WSL w Gorzowie

- Żużlowa Liga Mistrzów musi zmierzyć się z wieloma problemami, ale jest miejsce na taką imprezę. Kibice naszej dyscypliny wolą, kiedy "banda walczy z bandą" od indywidualnej rywalizacji - pisze w swoim felietonie Jacek Frątczak.

W tym artykule dowiesz się o:

WSL ma jeden wielki atut. Kibice lubią walki "band"

Z zaciekawianiem czytałem o planach rozwoju World Speedway League. Widzę również, że wielu kibiców zadaje sobie proste pytanie: czy to może się udać? Moim zdaniem jak najbardziej tak, ale musi zostać spełnionych kilka ważnych warunków. A to łatwe nie będzie...

Naturalnym etapem rozwoju ligowego sportu w danym kraju jest istnienie "życia po życiu". Kiedy kluby zajdą na szczyt w swojej lidze, powinny móc wskoczyć na poziom wyżej lub mieć bonus w postaci europejskich pucharów. To musi jednak wiązać się z określonym prestiżem tych rozgrywek. Obserwuję poczynania organizatorów i odnoszę wrażenie, że mają istotne wsparcie w tym projekcie ze strony FIM.

Każda dyscyplina ligowa na świecie czy w Europie ma rozgrywki międzynarodowe, w których rywalizują ze sobą najlepsze ekipy z danego kraju. To wiąże się także z promocją miasta, regionu czy nawet barw narodowych. Żużel też to powinien oferować, ale ma do pokonania znacznie więcej przeszkód. W naszym przypadku to, co dzieje się w polskiej lidze, ma największy prestiż. Zbudowanie odpowiedniej rangi WSL łatwe nie będzie, ale jeśli chcemy popularyzować żużel szerzej, to jedyna słuszna droga.

W pierwszej kolejności organizatorzy muszą zadbać o odpowiednio wysokie pozycjonowanie cyklu w hierarchii FIM. A to można osiągnąć głównie poprzez odpowiednie inwestycje. Ważne jest w tym przypadku szukanie nowych rynków. To tam są finanse, których żużel potrzebuje, aby wejść na wyższy level. Ciekawym sposobem jest rozgrywanie imprez w egzotycznych krajach, pytanie tylko jak realnym do zrealizowania kosztem.

Kolejnym atrybutem musi być jednak cykliczność. Liga Mistrzów nie może jechać tylko raz w roku. Jeśli tak pozostanie, ten projekt się nie uda. Półfinały i finał w takich rozgrywkach to minimum.

Bardzo ważne jest także rozstrzygnięcie tematu przynależności klubowej. To kolejny problem, którego nie mają inne klubowe rozgrywki międzynarodowe. Nie mam w tej kwestii złudzeń. Nie dojdziemy w żużlu do tego, że większość zawodników będzie jechać tylko i wyłącznie w jednej lidze. W najbliższym czasie to jest po prostu niemożliwe, bo zabrakłoby zawodników w obecnym kształcie lig. To nie wydarzy się w perspektywie ani pięciu, ani nawet dziesięciu lat. Żużlowcy będą jechać w minimum dwóch ligach, bo taka jest rzeczywistość. Trzeba przy tym zadbać o uniknięcie paradoksów. Należy ustalić jasne kryteria przynależności klubowej w WSL.

Widzę tylko jedno sensowne rozwiązanie. Najbardziej naturalne jest przypisanie zawodnika do zespołu, w którym startuje dłużej w określonym interwale czasowym. Można równolegle przyjąć kryterium narodowościowe, które miałoby nawet wyższość od pierwszego warunku. Przykład - Polak startuje w naszej lidze i w Szwecji, ale w WSL musi pojechać w polskim klubie.

Jest jeszcze jedna wątpliwość dotycząca WSL. Żużla poza ligą jest bardzo dużo. Mamy przecież Grand Prix, DPŚ oraz szereg imprez organizowanych na wysokim poziomie przez firmę One Sport. Liga Mistrzów ma jednak w sobie coś wyjątkowego i na tym może zyskać. Kibice naszej dyscypliny wolą rozgrywki, w których "banda atakuje bandę". Rozgrywki drużynowe są bardziej atrakcyjne niż rywalizacja indywidualna. To widać na naszym krajowym podwórku, gdzie największą popularność ma liga. Po drodze wiele osób narzeka, że upada nam prestiż Złotego Kasku czy IMP, ale to bierze się między innymi z koncentracji uwagi kibica na walce zespołowej. Ten argument WSL ma w ręku i musi z niego mocno korzystać. Mają coś, dzięki czemu mogą szybko przebić duże imprezy indywidualne i jestem o tym w stu procentach przekonany.

Trzymajmy kciuki za pomysłodawców i promotorów cyklu. Szczególnie w obecnych czasach dla żużla, kiedy coraz trudniej namówić kogoś na inwestycję w ten sport, bo z biznesowego punktu widzenia "stopa" zwrotu raczej nie pasuje na siedmiomilowe buty…

Jacek Frątczak

Zobacz więcej felietonów Jacka Frątczaka ->

Źródło artykułu: