Bruce Penhall: Zawsze chciałem odejść jako Mistrz

Bruce Penhall to w historii światowego żużla postać nietuzinkowa. Urodzony w 1957 roku Amerykanin zakończył żużlową karierę w wieku zaledwie 25-ciu lat. Zdążył jednak w tym czasie zdobyć tytuł Indywidualnego Mistrza Świata - dwa razy z rzędu.

To właśnie w 1982 roku, w ten sam dzień w którym zdobył swój drugi tytuł, Bruce postanowił rozstać się ze sportem. Zajął się aktorstwem i można było go oglądać między innymi w popularnym na przełomie lat 70-tych i 80-tych serialu "CHiPs", w którym Penhall grał policjanta.

Telewizja Sky Sports przeprowadziła z amerykańską legendą wywiad, w którym zadano mu pytania przygotowane przez kibiców, którzy zgłaszali je za pośrednictwem Internetu. Specjalnie dla czytelników portalu SportoweFakty.pl wybraliśmy najciekawsze naszym zdaniem pytania i odpowiedzi. To niepowtarzalna okazja, by zwłaszcza młodsi kibice mogli dowiedzieć się czegoś więcej o dwukrotnym IMŚ (1981 i 1982 r.) i Mistrzu Świata Par z 1981 roku (złoty medal w Chorzowie wspólnie z Bobbym Schwartzem).

Czy żałujesz, że w tak młodym wieku wycofałeś się ze startów? Dlaczego podjąłeś taką decyzję? Czy nie ciągnie Cię z powrotem na motor?

Bruce Penhall: Nigdy nie żałowałem tego jak postąpiłem, chociaż przyznaję, że tęskniłem za tym sportem. Nigdy jednak nie planowałem długiej kariery. Życie z dala od rodziny było dla mnie zawsze bardzo trudne. Zdobywając dwukrotnie tytuł Indywidualnego Mistrza Świata, Mistrzostwo Świata Par i Mistrzostwo Świata w drużynie. Marzyłem o tym, żeby odejść jako Mistrz. Decyzję o odejściu było mi łatwiej podjąć, ze względu na angaż w serialu "CHiPs". To była szansa no nowy rodzaj kariery blisko domu. Nie ciągnie mnie już na motor, zostawiam to młodszym.

Czy nie zrezygnowałeś ze startów dlatego, że żużel zwyczajnie przestał Cię cieszyć?

- Moja miłość do żużla pozostała niezmienna, ten sport wiele dla mnie zrobił. Przyznaję jednak, że głód zwycięstw nie był już taki sam jak na początku mojej kariery.

Miałeś zatargi z Kennym Carterem, o czym obszernie pisały gazety. Czy z perspektywy czasu nie uważasz, że temat był rozdmuchany przez media? Czy uważasz, że wasze nieporozumienia wynikały z tego, iż Kenny jako zagorzały patriota był sfrustrowany popularnością jaką cieszyli się wówczas amerykańscy żużlowcy, czy może jednak była to sprawa wyłącznie personalna? W końcu był przecież drużbą na ślubie Twojego rodaka, Eddiego Ingelsa.

- Żużel był w tym czasie bardzo popularny w mediach, więc z całą pewnością mój konflikt z Kennym był czymś o czym warto było pisać. Nigdy nie czułem, aby ta sprawa w mediach była jakoś nadzwyczajnie wyolbrzymiona. Opisywane historie były prawdziwe. Jeśli chodzi o Kennego to czułem, że jako Anglik zazdrościł nam tej przyjacielskiej atmosfery jaka panowała wśród zawodników z USA. Chciał żeby tak samo było pośród Anglików. Być może ich wyniki byłyby wtedy lepsze.

Podczas swojej kariery miałeś wiele spięć z Kennym Carterem. Stąd pytanie - czy był on zawodnikiem, z którym najciężej Ci się rywalizowało na torze? Czy może przychodzi Ci na myśl ktoś inny?

- Najtrudniej jeździło się z Michaelem Lee. Do dziś uważam, że to największy twardziel z jakim przyszło mi się zmierzyć na żużlowym torze. Ten facet zawsze miał oczy dookoła głowy (Michael Lee to Indywidualny Mistrz Świata z 1980 roku i brązowy medalista z lat 1979 i 1983 - przyp. red.).

Bruce, powiedz co sądzisz o tym, że w Elite League startuje tylko dziewięć drużyn? Jason Crump publicznie stwierdził, iż liga jest nudna z powodu zbyt częstych spotkań z tymi samymi drużynami.

- Zgadzam się z Jasonem. Jazda tydzień w tydzień z tymi samymi drużynami byłaby dla mnie ekstremalnie trudna. Zawsze powtarzałem, że aby osiągnąć mistrzostwo trzeba rywalizować z najlepszymi na świecie.

Zawsze miałeś wrodzony talent do jazdy na motocyklu. W Twoim kraju liczba żużlowców liczących się w światowym żużlu drastycznie spada. Czy w związku z tym ktoś zwracał się do Ciebie o pomoc?

- Stany Zjednoczone cierpią w tej chwili na ogólny spadek zainteresowania jazdą na żużlu. Na naszym torze City of Industry w Kalifornii robimy jednak co możemy, aby pomóc młodym zawodnikom.

Podczas swojej kariery przez 3-4 lata miałeś piekielnie napięty terminarz. Przez cały rok startowałeś na Wyspach Brytyjskich i na kontynencie europejskim, potem Stany Zjednoczone i do tego jeszcze Australia. Czy miałeś już dosyć? Czy Hollywood było dobrym wyborem?

- Tak, mój terminarz był wyczerpujący, ale musiałem przez to przejść, inaczej nie zostałbym Mistrzem Świata. W końcu porzuciłem żużel dla kariery aktorskiej. Przygoda z Hollywood była fajnym doświadczeniem póki trwała.

Kiedy karierę zakończy Greg Hancock, żużel straci ostatniego Amerykanina znajdującego się w światowej czołówce. Czy wkrótce pojawią się następcy dla zawodników takich jak Ty i Greg? Czy kiedyś jeszcze zobaczymy ekscytujące pojedynki między Anglikami i Amerykanami, tak jak na przykład we wspaniałych latach 80-tych?

- Żużel zawsze szedł własną ścieżką. Cieszę się, że mogłem być częścią amerykańskiej drużyny w jej wspaniałych latach. Obecnie w Stanach jest kilku utalentowanych chłopaków, ale to nie to co w latach osiemdziesiątych. Muszę się zgodzić, że ta drużyna była wtedy czymś niesamowitym.

Czy uważasz, że cykl Grand Prix jest równie ekscytujący jak pamiętne finały jednodniowe?

- Na pewno nie, ale ten system to świetny sposób, aby wyłonić prawdziwego Mistrza.

Co jest kluczem do zdobycia tytułu Mistrza Świata?

- Koncentracja, treningi, oddanie dla sportu i serce do niego, a także zwykłe szczęście.

Rywalizacja pomiędzy Tobą a Kennym Carterem była czymś niesamowitym. O żużlu pisano wtedy więcej niż kiedykolwiek. Czy uważasz, że dzisiejszy żużel potrzebuje takiej ostrej rywalizacji?

- Żużel to sport, który ma dawać rozrywkę. Rywalizacja jest dobra dla wszystkich - dla mediów, działaczy, sponsorów i przede wszystkim dla kibiców. Nieważne, czy zawodnik jest darzony sympatią, czy nie. Daje kibicom emocje, a o to w tym wszystkim chodzi.

Czy uważasz, że Erik Gundersen mógłby zostać najlepszym żużlowcem w historii, gdyby nie wypadek, który przerwał jego karierę? Kto Twoim zdaniem jest najlepszym zawodnikiem jaki startował na żużlu?

- Zdecydowanie Eric miał na to szanse. Patrząc jednak na wyniki trzeba uznać, iż najwięcej osiągnął Szwed, Tony Rickardsson. W dodatku był prawdziwym ambasadorem światowego żużla.

Na początku lat 80-tych Stany Zjednoczone miały wspaniałą drużynę. Scott Autrey, Bracia Moran, Dennis Sigalos, John Cook, Bobby Schwartz, Lance King i oczywiście Ty. Kto Twoim zdaniem był tym najlepszym?

- Dennis Sigalos. Kontuzja stanęła mu na drodze do licznych mistrzowskich tytułów.

Komentarze (0)