Żużlowy Jackpot (7): Hancockowi się należało? Niezrozumiały lincz nad Amerykaninem

- Greg Hancock ma ostatnio sporo problemów, ale nie rozumiem prób linczowania go przez niektóre osoby w środowisku. To nie jest tylko jego wina - pisze w swoim felietonie "Żużlowy Jackpot" Jacek Frątczak.

Hancockowi się należało? Niezrozumiały lincz nad Amerykaninem

Greg Hancock wzbudza ostatnio wiele kontrowersji. Nie wiemy jeszcze, jak zakończy się sprawa związana z podpisaniem dodatkowej umowy ze Stalą Rzeszów, ale zapadło za to orzeczenie rozstrzygające jego spór z Polonią Bydgoszcz. Dla Amerykanina nie jest ono korzystne. Zauważyłem jednak coś niezrozumiałego. Niektórzy próbują ostatnio linczować Grega za jego działania, twierdząc że mu się należało, bo podobno chce być zbyt przebiegły. Tymczasem w mojej ocenie we wszystkich tych sprawach główny problem to inicjatywa klubów, bo to przecież one płacą zawodnikom w formie niezgodnej z regulaminem.

Ktoś musiał Amerykaninowi zaproponować finansowy "układ". W całej sprawie niektórzy ostatnio zapomnieli, że każda umowa musi być zawarta przez minimum dwa podmioty, ale stroną formułującą porozumienia są działacze. Hancock nie powinien być skazywany jako jedyny na ostracyzm, bo skorzystał z tego, co ktoś mu zaproponował.

Inna sprawa, że czegoś od dawna nie rozumiem. Funkcjonuje Regulamin finansowy, którego przestrzeganie powinno być w interesie klubów, bo dzięki temu miano wydawać mniej. Płacenie "na górkę" i łamanie przepisów przez ludzi, którzy sami proponują zmiany, a potem podnoszą za nimi rękę, jest kompletnie nielogiczne i trąci hipokryzją. Tymczasem ostatnio zdecydowanie więcej mówi się o tym, że wszystkiemu winny jest chciwy żużlowiec. Podchodząc jednak do sprawy obiektywnie, zawodnik nie powinien podpisywać czegoś, co jest niezgodne z obowiązującymi zasadami. Zgadzając się na entry form w polskiej lidze, akceptuje w całości regulamin i potwierdza jego znajomość.

Rozwiązanie całej tej sprawy nie jest łatwe. Powiedzmy sobie szczerze, Amerykanin wpadł, bo źle trafił w koniunkturę klubową i sprawa ujrzała światło dzienne. Dodatkowe umowy to nie święty Graal. Nie jest tak, że mamy jednego złego Hancocka i całą resztę, która czyni dobro. Obchodzenie prawa to trochę nasza cecha narodowa. Ale czy o to chodzi w regulaminie finansowym? Kto i w jakim celu kogo omija? Jeśli inicjują to kluby, to mamy jasny sygnał, że dyscyplina jest poważnie chora, bo nie można być w tej samej sprawie za, a nawet przeciw.

Wiem, że w środowisku są zwolennicy wolnego rynku, którzy twierdzą, że z wszelkich regulacji finansowych należy zrezygnować. Z drugiej jednak strony już to przerabialiśmy i problemy były gigantyczne. Kluby nie potrafiły poradzić sobie z wolnością i zdecydowano o wprowadzeniu ograniczeń. Powrotu do pełnej wolności w mojej ocenie nie ma, nurt kieruje się zdecydowanie w przeciwną stronę. Problemem jest jednak kontrola i egzekwowanie tego, co zostało ustalone. Regulamin finansowy będzie mieć rację bytu tylko wtedy, jeśli zarządzający zadbają o odpowiednią prewencję w postaci adekwatnych do przewinień konsekwencji. Jednak czy środowisko chce tak naprawdę konsekwentnego realizowania tych zapisów? Czy żużel ligowy to realny byt, czy tylko rzeczywistość wirtualna?

Jacek Frątczak

Źródło artykułu: